środa, 5 września 2012

Dlaczego nie dbamy o przyjście Pańskie? cz. 2

Jeśli te głębokie westchnienia tęsknoty nie towarzyszą dzisiejszej nadziei adwentu, musi istnieć jakaś tego przyczyna. A mnie się wydaje, że wiem, jaka ona jest, czy raczej jakie one są. gdyż jest ich cały szereg. Jedną jest po prostu to, że popularna teologia fundamentalistów kładzie nacisk przede wszystkim na użyteczność krzyża zamiast na piękność Tego, który na nim umarł. Doprowadziło to do tego. że stosunek człowieka zbawionego do Chrystusa stał się kontraktowy zamiast osobisty. „Dzieło” Chrystusa podkreślano tak bardzo, aż zasłoniło ono osobę Chrystusa. Pozwolono na to, że Jego ofiara zastępcza zastąpiła Jego identyfikację. To, co On dla mnie uczynił uchodzi za ważniejsze od tego, kim On dla mnie jest. Odkupienie postrzegane jest jak transakcja dokonana przez okienko bankowe, całkowicie pozbawiona zawartości uczuciowej. Aby wieczorem do późna czuwać i oczekiwać z utęsknieniem czyjegoś powrotu, trzeba go miłować, i właśnie to może wytłumaczyć brak dynamizmu w nadziei adwentowej nawet u tych, którzy ciągle jeszcze w nią wierzą.

Inną przyczyną braku prawdziwego wzdychania za przyjściem Chrystusa jest to, iż chrześcijanie czują się tak wygodnie na tym świecie, że niewiele mają chęci, aby go opuszczać. Dla tych przywódców, którzy nadają ton religii i określają jej zawartość i jakość, chrześcijaństwo stało się bowiem ostatnio nadzwyczaj zyskowne. Ulice ze złota nie sprawiają zbytniego wrażenia na tych, którym łatwo przychodzi gromadzić złoto i srebro w służbie dla Pana tu na ziemi. My wszyscy pragniemy zachować sobie nadzieję na niebo jako rodzaj ubezpieczenia na dzień śmierci, dopóki jednak jesteśmy zdrowymi i powodzi nam się znakomicie, to dlaczego mielibyśmy zamieniać znane nam dobra, do których przywykliśmy, na coś, o czym właściwie wiemy bardzo niewiele? Tak rozumuje cielesny umysł, i to tak subtelnie, że z trudem sobie to uświadamiamy.

Ponadto, w naszych czasach religia stała się taką dobrą, wesołą zabawą tutaj, na tym obecnym świecie, po cóż więc ten pośpiech, gdy chodzi o niebo? Przecież chrześcijaństwo, wbrew temu, co niektórzy myśleli, jest tylko inną, wyższą formą uciechy. Całe cierpienie załatwił Chrystus. On przelał wszystkie łzy i niósł wszystkie krzyże, my zaś mamy jedynie cieszyć się dobrodziejstwami Jego złamanego serca w postaci religijnych przyjemności wymodelowanych według tego świata, lecz wykonywanych w imieniu Jezusa. Tak mówią ci sami ludzie, którzy utrzymują, iż wierzą w powtórne przyjście Chrystusa. Historia ujawnia, że czasy cierpienia Kościoła były również czasami jego spoglądania wzwyż. Ucisk powodował zawsze otrzeźwienie ludu Bożego i pobudzał go do wypatrywania i oczekiwania ze wzdychaniem powrotu jego Pana. Nasze obecne zaabsorbowanie tym światem może być przestrogą nadejścia gorzkich dni. Bóg w jakiś sposób oderwie nas od tej ziemi. Jeśli będzie to możliwe - w sposób łagodny, jeśli będzie to konieczne - w sposób gwałtowny. Zależy to od nas.

A.W. Tozer z książki „Radykalny krzyż” cz. II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz