"Przebudzenie zamiast rutyny
Zwycięstwo nad duchową stagnacją"
Rozdział 1
Największy wróg chrześcijanina
Za Jordanem, w ziemi moabskiej,
Mojżesz zaczął wykładać ten zakon następująco: Pan, nasz Bóg, przemówił do nas
na Horebie: Już dość waszego pobytu na tej górze. Wyruszcie więc i idźcie w
stronę gór Amorejczyków i do wszystkich ich sąsiadów w Araba, na pogórzu i na
nizinie, w Negebie i na wybrzeżu morza, do ziemi Kananejczyków i Libanu, aż do
wielkiej rzeki, rzeki Eufratu. Oto przekazałem wam tę ziemię, która jest przed
wami. Wejdźcie do niej i weźcie w posiadanie tę ziemię, którą Pan przysiągł dać
waszym ojcom, Abrahamowi, Izaakowi, i Jakubowi oraz ich potomstwu po nich.
- V Moj 1,5-8
Największym,
starotestamentowym wrogiem zagrażającym Izraelowi była dyktatura tradycji.
Izrael przywykł do chodzenia w kółko i był wręcz zadowolony mogąc przebywać w
bezpiecznym sąsiedztwie góry przez jakiś czas. Innymi słowy była to psychologia
zwyczaju. W końcu Bóg wyrwał ich z koleiny, w której tkwili mówiąc: Byliście
tu wystarczająco długo, już czas ruszyć naprzód.
By
przykład Izrael był dla nas zrozumiały, musimy zobaczyć, że góra jest symbolem
duchowego doświadczenia lub duchowego stanu rzeczy. Problem Izraela było
zrezygnowanie z nadziei, że Bóg kiedykolwiek wprowadzi ich do ziemi, którą im
przyobiecał. Zadowalali się chodzeniem w kółko i obozowaniem w przyjemnych i
wygodnych miejscach. Byli pod urokiem psychologii rutyny. To trzymało ich
ciągle w tym samym miejscu i nie pozwalało sięgnąć po obiecane przez Boga
bogactwa.
Gdyby
Edomici, ich wrogowie, rzucili się w pogoń za nimi, Izraelici walczyliby do
ostatniego wojownika i prawdopodobnie pokonaliby ich, w ten sposób uczyniliby
pewien postęp. Zamiast tego próżnowali, a przyzwyczajenie stawało się coraz
mocniejsze.
Co
jest największym wrogiem, z którym Kościół dzisiaj się mierzy? Tamtędy właśnie
wdziera się obca rzeczywistość i nieświadoma hipokryzja. Wielu jest skłonnych
stwierdzić: „Liberałowie są naszymi największymi wrogami.” Jednakże faktem
jest, że przeciętny zbór ewangeliczny nie ma zbyt wiele kłopotów z
liberalizmem. Nikt w naszych Kościołach nie wstaje i nie twierdzi, że pierwsze
pięć ksiąg Starego Testamentu jest mitologią. Nikt nie mówi, że stworzenie
świata to religijny mit. Nikt nie zaprzecza, że Chrystus chodził po wodzie lub,
że zmartwychwstał. Nikt nie powstaje i nie twierdzi, że Jezus Chrystus nie jest
Bożym Synem i, że nie powróci. Nikt nie podważa prawdziwości Pisma Świętego.
Nie możemy schować się za liberalizmem twierdząc, że to nasz największy wróg.
Wierzymy w to, że ewangeliczni chrześcijanie trzymają się prawd im przekazanym,
wiary ich ojców, więc liberalizm nie jest naszym największym wrogiem.
Nie
mamy również problemu z władzami. Ludzie w naszym kraju mogą robić, co chcą a
rząd nie zwraca na to uwagi. Możemy organizować całonocne spotkanie modlitewne,
jeśli tylko chcemy, a władze nie będą nas niepokoić, czy przesłuchiwać. Nie ma
tajnej policji, której oddech czulibyśmy
na placach, i która obserwowałaby każdy nasz krok. Żyjemy w wolnym kraju
i powinniśmy za ten przywilej dziękować
Bogu każdego dnia.
Dyktatura rutyny
Podstępnym
wrogiem, z którym dzisiejszy Kościół musi się zmierzyć to dyktatura rutyny,
stan, w którym rutyna staje się „panem” w życiu Kościoła. Przygotowuje się
różne programy, a panujące warunki przyjmowane są za normę. Każdy może przewidzieć,
co będzie działo się na nabożeństwie w następną niedzielę. To waśnie jest
najbardziej śmiertelnym zagrożeniem w dzisiejszym Kościele. Kiedy dochodzimy do
stanu, w którym wszystko można przewidzieć i nikt nie oczekuje niczego
nadzwyczajnego od Boga, świadczy to, że popadliśmy w rutynę. Rutyna rządzi i
możemy powiedzieć nie tylko, co wydarzy się na niedzielnym nabożeństwie, lecz
także, co będzie się działo w przyszłym miesiącu; a jeśli nic wielkiego się nie
wydarzy, to nawet jesteśmy w stanie przewidzieć, co się wydarzy w przyszłym
roku. Oznacza to, że dotarliśmy do miejsca, w którym to, co było determinuje
to, co jest, a to, co jest determinuje to, co będzie.
To
jest doskonałe rozwiązanie dla cmentarza. Nikt nie oczekuje, że na cmentarzu
coś się wydarzy, tam wszystko ma trwać w stanie, w jakim jest. Najwięksi
współcześni konformiści leżą na cmentarzu. Oni nikomu nie przeszkadzają. Oni
tam po prostu spoczywają i to wszystko, czego się od nich oczekuje. Można
bardzo łatwo przewidzieć, co każdy będzie robił na cmentarzu, począwszy od
zmarłego, a skończywszy na żałobnikach. Wszystko i wszyscy akceptują pewnego
rodzaju rutynę na cmentarzu. Nikt nie oczekuje niczego od osób grzebanych tam.
Kościół jednakże nie jest cmentarzem i powinniśmy wiele od niego oczekiwać,
ponieważ przeszłość nie powinna być panem teraźniejszości, a teraźniejszość nie
powinna niczego dyktować przyszłości. Boży ludzie mają nieustannie wzrastać.
Tak
długo jak w Kościele jest wzrost, istnieje element nieprzewidzianego działania.
Oczywiście, że nie możemy dokładnie przewidzieć pewnych rzeczy, choć w
niektórych Kościołach jest to możliwe. Wszyscy wiedzą, co się zaraz wydarzy i
to jest właśnie nasz najbardziej śmiertelny wróg. Obwiniamy diabła, czasy
ostateczne i wszystko inne, a prawdę powiedziawszy nasz największy wróg wcale
nie jest na zewnątrz, on jest w naszym wnętrzu – to postawa, która akceptuje
stan, w jakim się znajdujemy. Wierzymy, że to, co było zawsze musi determinować
to, co będzie i w efekcie nie oczekujemy niczego.