czwartek, 29 listopada 2012

Boży podbój - Przedmowa

Wydaje mi się, że dla kogoś, komu nieobce są pisma Starego Testamentu, jest prawie niemożliwością zasiąść do pisania książki bez przypomnienia sobie z onieśmieleniem słów kaznodziei, syna Dawida, króla nad Jerozolimą: „Ponadto, mój synu, przyjmij przestrogę: Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, a wiele nauki utrudza ciało”. Zdaje mi się, że możemy wyciągnąć z tego wniosek, iż dzięki tej wypowiedzi światu zostało zaoszczędzone napisanie wielu bezwartościowych książek. Zawdzięczamy mądremu, staremu królowi więcej, niż nam się wydaje. Nie uważam jednak, żeby ta myśl była w stanie powstrzymać napisanie książek, które rzeczywiście niosłyby ze sobą przesłanie ważne dla ludzkości. Tylko książka, która wypływa prosto z serca i której powstanie jest wewnętrznym nakazem, musi zostać napisana. Jeżeli taka potrzeba rodzi się w człowieku, wówczas prawie z całą pewnością zostanie przelana na papier. Człowieka, któremu powierzono przekazanie przesłania, nie zawrócą z drogi żadne wątpliwości. Napisanie książki stanie się dla niego imperatywem.
 
Książeczka ta, traktująca o duchowej drodze, nie została wyprodukowana, lecz narodziła się z wewnętrznej konieczności. Ryzykując dostanie się do budzącego wątpliwości towarzystwa, uznaję za swoje własne słowa Elihu, syna Barakeela, Buzyty ze szczepu Ram: „Gdyż słów jestem pełen, od wnętrza duch mnie przymusza”. Również dobrze rozumiem jego obawę, że jeśli nie przemówi, zostanie rozerwany niczym nowy bukłak. Widok omdlewającego Kościoła oraz działanie we mnie nowej duchowej mocy wytworzyły pragnienie, któremu nie mogłem się oprzeć. Niezależnie od tego, czy książka ta kiedykolwiek dotrze do szerokiej publiczności, czy nie, i tak musi zostać napisana, jeśli nawet jedynym skutkiem miałoby być sprawienie ulgi sercu obarczonemu ciężarem nie do uniesienia. Wraz z tym szczerym przedstawieniem genezy duchowej pozwolę sobie dodać (usuwając tym samym pewną pozorną sprzeczność), że nie uważam, aby książka ta była w jakiś sposób oryginalna lub posiadała jakiś głębszy poziom natchnienia, różny od tego, jakim cieszą się wszyscy słudzy Chrystusa. „Nacisk”, o którym mówię, to po prostu skutek wysiłku, aby być dobrym człowiekiem pośród złego świata i aby szanować Boga w pokoleniu chrześcijan, które wydaje się być skłonne oddawać chwałę wszystkim, ale nie Jemu.

Jeżeli mówimy o oryginalności, to ktoś już zwrócił uwagę, że od czasów Adama nikt nie jest całkiem oryginalny. „Każdy człowiek - powiedział Emerson - jest cytatem swoich przodków.” Mam jedną nadzieję, że książka ta będzie uwypukleniem właściwych treści we właściwym czasie. Jeżeli czytelnik odkryje w niej coś rzeczywiście nowego, wtedy jest on zobowiązany we własnym sumieniu odrzucić to, gdyż każda nowość w religii jest kłamstwem. (...)
Nie roszczę sobie żadnych praw do rzetelnej erudycji. Nie jestem autorytetem w nauczaniu, nigdy też nie próbowałem nim być. Czerpię pomoc stamtąd, gdzie ją znajduję, i daję memu sercu paść się na najzieleńszych pastwiskach. Stawiam tylko jeden warunek; mój nauczyciel musi znać Boga zgodnie ze słowami Carlyle'a: „inaczej niż tylko ze słyszenia” oraz Chrystus musi być dla niego wszystkim we wszystkim. Jeśli człowiek ma mi do zaoferowania tylko poprawną doktrynę,  wtedy z pewnością wymknę się podczas pierwszej przerwy, aby poszukać towarzystwa kogoś, kto na własne oczy widział, jak cudowna jest twarz Tego, który jest „narcyzem Saronu i lilią dolin”. Tylko taki człowiek może mi pomóc, nikt inny. (...)

Bo czyż nie jest to ta sama prawda, jedynie inaczej powiedziana: „Duch daje życie, ciało na nic się przyda”. Nauczanie Chrystusa kładło nacisk na ważność prawego życia wewnętrznego, i bez wątpienia było to jedną z głównych przyczyn odrzucenia Go przez faryzeuszy skupiających się na zewnętrznych aspektach wiary. Również Św. Paweł bezustannie głosił doktrynę o zamieszkiwaniu Chrystusa w człowieku. Historia pokazuje także, że Kościół zyskiwał bądź tracił swoją moc zależnie od tego, czy nauczał wiary wypełniającej ludzkie serce, czy też od tego odchodził.

Myślę, że jesteśmy w miejscu, w którym należałoby przestrzec przed powszechnym zwyczajem pokładania ufności w książkach. Trzeba naprawdę zdecydowanej zmiany myślenia, aby skończyć z tym błędem, który czyni książki i nauczycieli końcem drogi. Najgorszą rzeczą, jaką książka może uczynić chrześcijaninowi, jest pozostawienie po sobie wrażenia, że nie przyniosła mu niczego dobrego, zaś najlepszą rzeczą jest wskazanie mu drogi do Boga, którego on właśnie szuka. Zadaniem dobrej książki jest bycie dla czytelnika drogowskazem prowadzącym do Prawdy i Życia. Najlepiej służy temu książka, która szybko staje się niepotrzebna, gdyż jest podobna do drogowskazu, o którym się zapomina po bezpiecznym dotarciu do upragnionego portu. Zadaniem dobrej książki jest pobudzenie czytelnika do moralnego postępowania, do zwrócenia oczu na Boga oraz przynaglenie go do wytrwałego marszu naprzód. Więcej książka nie jest w stanie uczynić.

Należy jeszcze nieco powiedzieć o słowie „religia”, które pojawi się tutaj. Wiem, że wielu ludzi używało go bez zastanowienia, polegając na definicjach ukutych przez filozofów i psychologów. Chcąc być dobrze zrozumianym, wyjaśniam, że używając słowa „religia” mam na myśli: całą pracę Boga wykonaną w człowieku, jak i całą odpowiedź człowieka na wewnętrzne działanie Boga. Wyrażam w ten sposób działającą w duszy ludzkiej moc Bożą, którą dana osoba rozpoznaje i której doświadcza. Słowo to może mieć również inne znaczenia. Czasami będzie określeniem doktryny, innym razem znów wiary chrześcijańskiej lub samego chrześcijaństwa w jego najszerszym znaczeniu. Jest to słowo i dobre, i biblijne. Będę się starał używać go ostrożnie, ale proszę też czytelnika o przebaczenie, jeśli spotka je tu częściej, niżby sobie tego życzył.

Podróż na południe jest niemożliwa bez zwrócenia się plecami ku północy. Człowiek nie może niczego zasadzić, jeśli wpierw nie zaorze, ani nie może pójść naprzód, dopóki nie usunie przeszkód. Dlatego należy być przygotowanym na oznaki krytyki, pojawiające się z różnych stron. Uważałem za swój obowiązek sprzeciwianie się wszystkiemu, co stoi na drodze duchowego rozwoju. Taki sprzeciw jest prawie niemożliwy bez zranienia czyichś uczuć. Im droższy dla człowieka jest jego błąd, tym niebezpieczniejsze i trudniejsze jest skorygowanie go. Zawsze tak jest. Wszystko, co zostało tu napisane, poddaje pod kontrolę Słowa i Ducha. Nie tylko Słowa, ale Słowa i Ducha. „Bóg jest duchem - powiedział nasz Pan - potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie.” I choć niemożliwe jest posiadanie Ducha bez posiadania choćby zadatku prawdy, to jednak na nieszczęście możliwe jest posiadanie skorupy prawdy bez Ducha. Mamy nadzieję posiadania i Ducha, i prawdy w pełni.

środa, 28 listopada 2012

Boży podbój - WSTĘP


Książka ta zawiera siłę i gorzkość leku. Gdy jednak zażyje się go ze skruszonym sercem i w wierze, zadziała skutecznie. Być może lek ten będzie nazbyt gorzki dla obecnego pokolenia - pełnego samozachwytu, wyczerpanego emocjonalnie przez pustkę słów i gadaninę niektórych przywódców, biegłych w używaniu gładkich i bezpiecznych frazesów teologicznych, którzy pomimo swych najlepszych intencji sami zostają zwiedzeni. Tylko pozbawieni nadziei skorzystają z zawartych tutaj myśli. Niech Pan powali wielu; niech się rozmnożą ci, którzy nadziei nie mają. Tylko wtedy będziemy mogli doświadczyć tego, co niektórzy z nas znają tylko ze słyszenia.


Znajdą się też tacy, którzy nie zgodzą się z pewnymi rzeczami, mówiąc: za dużo tego lub za dużo tamtego; lecz są to jedynie wybiegi. Nie wchodź w ich szeregi. Bo jeśli jest to tylko inne sformułowanie lub jeśli zwiastujący rozumie inaczej suwerenność, świętość, człowieczeństwo - a ma rację, to co wtedy zrobisz? Gdy studiowanie skórki na owocu nazbyt cię pochłonie, możesz pominąć jego miąższ.



Autor tej książki jest prorokiem, mężem Bożym; świadczą o tym zarówno jego życie, jak i nauczanie. On po prostu mówi, nie zwiastuje, nie smaga Bożym przesłaniem tych z nas, którzy są nędzarzami, choć wydaje się nam, że jesteśmy bogaci i że niczego nam nie brak. Nie bój się grzmotu tego języka. Nie lękaj się odważnej i rozdzieranej piorunami jego mowy. Gdyż do tych wszystkich, którzy usłyszą i do tych wszystkich, którzy usłuchają, przychodzi Boża odpowiedź - ON SAM.



William Culbmson

Prezydent Moody Bibie Institute



Książka AW Tozera “Boży podbój” jest praktycznie niedostępna.  Według wydawców nakład jest już wyczerpany i nie planują  dodruku. W związku z tym zwróciłem się do wydawnictwa Vocatio z prośbą o pozwolenie umieszczenia obszernych fragmentów na moim blogu. Pozwolenie uzyskałem  i dzięki uprzejmości Wydawnictwa Vocatio możemy zapoznać się z tą kolejna cenną pozycją A.W. Tozera.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Nowe „Te Deum”

Po drugie, musimy w wierze poświęcić całe swe życie Jezusowi. Takie jest bowiem znaczenie słów „Wierzę w Jezusa Chrystusa”. Musimy wolitywnie i emocjonalnie związać się z Nim i być Mu posłusznym we wszystkich sprawach. To zobowiązuje nas do respektowania Jego nakazów, niesienia swego krzyża oraz do miłowania Boga i bliźniego.


Po trzecie, musimy umrzeć dla grzechu i żyć dla Boga, co musi być poprzedzone całkowitym otwarciem się na działanie Ducha Świętego. Musimy także przestrzegać samodyscypliny niezbędnej do tego, aby chodzić w Duchu Świętym i zdusić w sobie pożądliwość ciała.
Po czwarte, musimy śmiało odrzucić błahe wartości tego upadłego świata i odciąć się w duchu od wszystkiego, na co niewierzący „nastrajają” swe serca. Powinniśmy dozwalać sobie jedynie niewyszukanych, naturalnych przyjemności, które Bóg ofiarował nam tak, jak i wszystkim.

Po piąte, musimy posiąść i kultywować sztukę długiej i pełnej miłości medytacji majestatu Boskiego. To wymagać będzie od nas trochę wysiłku, albowiem gdy centrum zainteresowania człowieka stał się on sam, a nie Bóg, koncepcja majestatu prawa zanikła wśród rodu ludzkiego. Kiedyś teologia była kluczem do rozumienia życia. Dziś zastąpiły ją różne „humanizmy”. Dziewiętnastowieczny poeta Swinburne pisząc: „Chwała człowiekowi na wysokościach, albowiem jest on Panem rzeczy”, ofiarował współczesnemu światu nowe „Te Deum”. To wszystko trzeba zmienić przez dobrowolny akt woli, zmiany utrzymywać cierpliwym wysiłkiem umysłu.

Bóg jest Osobą i gdy przygotujemy nasze serca to ten cud może być poznany poprzez coraz bliższą z Nim znajomość. Być może, pod wpływem światła emanującego z Pisma świętego i przeobrażającego nasze życie wewnętrzne przyjdzie nam zmienić nasze dotychczasowe przekonania o Bogu i zaprotestować przeciwko powierzchowności wielu poglądów uchodzących dziś za chrześcijańskie. Możemy przez to na jakiś czas utracić przyjaciół i zostać okrzyczanymi za usiłujących być „bardziej papieskimi od papieża”, lecz nikt, kogo odstraszają takie konsekwencje nie jest godzien Królestwa Boga.

Po szóste, w miarę tego jak nasze poznanie Boga będzie coraz pełniejsze, powinniśmy służyć coraz większą pomocą naszym bliźnim. Święta wiedza nie została nam dana, abyśmy smakowali jej sami. Im lepiej będziemy znać Boga, tym większe będzie w nas pragnienie przełożenia nowo odkrytej wiedzy na czyny miłosierdzia zwrócone ku cierpiącym bliźnim. Wówczas Bóg, który dał nam wszystko, będzie nieustannie dawał przez nas.

Jak dotąd zajmowaliśmy się jedynie stosunkiem jednostki do Boga. Wiemy jednak, że gdy ktoś jest namaszczony olejkiem, jego zapach roznosić się będzie wszędzie. Tak samo wszelka pogłębiona wiedza o Bogu wkrótce zacznie oddziaływać na chrześcijan żyjących obok nas. Dzielenie się coraz intensywniejszym w nas światłem wiedzy powinniśmy poczytywać za obowiązek. Cel ten najpełniej możemy realizować, gdy w centrum naszego życia i działania mamy stale majestat Boga. Nie tylko nasze prywatne modlitwy powinny być wypełnione Bogiem, lecz także nasze śpiewanie, dawanie świadectwa, głoszenie kazań i pisanie powinno się ogniskować wokół naszego Przenajświętszego Pana i wychwalać Jego dostojeństwo i moc. Po prawicy Boga Ojca zasiada otoczony chwałą Syn Człowieczy, który godnie reprezentuje nas w niebie. My zaś zostawieni jesteśmy na chwilę wśród ludzi. Bądźmy zatem Jego godnymi posłami.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

piątek, 23 listopada 2012

Poznanie świętego Boga jest dobrowolnym Bożym darem

Z perspektywy wieczności, najpilniejszą potrzebą obecnej doby jest zapewne wyprowadzenie Kościoła z długiej niewoli babilońskiej i takie wywyższenie Boga, jak za dawnych dni. Jednak nie wolno jest nam myśleć o Kościele jako o ciele anonimowym, jako o mistycznej religijnej abstrakcji. To my, chrześcijanie, stanowimy Kościół i cokolwiek czynimy, czyni Kościół. Dlatego sprawa Kościoła jest osobistą sprawą każdego z nas. Aby postąpić krok naprzód, musimy zacząć od siebie.  Co my, przeciętni chrześcijanie, możemy zrobić, aby przywrócić Bogu Jego niegdysiejszą chwałę? Czy istnieje tajemnica, która by nam w tym pomogła? Czy istnieje sposób osiągnięcia indywidualnego odrodzenia, który można by stosować w obecnych czasach, w naszym konkretnym przypadku? Odpowiedź na te pytania brzmi: tak.
 
A jednak sama odpowiedź swym niepozornym brzmieniem może co niektórych rozczarować. Nie ma ona bowiem formy tajemnego kryptonimu czy mistycznego kodu, który z mozołem trzeba rozszyfrować. Nie odwołuje się do ezoterycznych praw podświadomości, ani do wiedzy okulistycznej, dostępnej tylko wtajemniczonym. Tajemnica, o której mowa, jest ogólnie dostępna i każdy wędrowiec może ją poznać. Brzmi ona od wieków: Zaprzyjaźnij się z Bogiem. Aby odzyskać utraconą moc, Kościół musi zobaczyć niebo otwarte i ujrzeć Boga chwały.

Lecz Bóg, którego powinniśmy mieć przed oczyma, nie jest Bogiem na użytek wszystkich. Nie jest Bogiem, który zawdzięcza swą popularność zdolności zapewniania ludziom sukcesów w ich życiowych przedsięwzięciach, któremu przymila się i kadzi. Bóg, którego musimy poznać to Majestat na niebiosach, Bóg Ojciec Wszechmogący, Stwórca nieba i ziemi, Bóg, który jedynie jest mądry, Bóg - nasz Zbawca. On zasiada na tronie ponad ziemią, rozpościera niebiosa niczym zasłonę i rozbija je niczym namiot, w którym ma zamieszkać. On wydobywa na światło dzienne Swe liczne gwiezdne zastępy i po imieniu zwołuje je mocą Swej potęgi. On widzi „próżność ludzkich poczynań i nie pokłada nadziei w książętach ani prosi królów o radę”.

Poznanie takiej Osoby niemożliwe jest przez samo przyswojenie sobie wiedzy. Przychodzi się do Boga poprzez mądrość, o której człowiek naturalny nic nie wie i wiedzieć nie może, albowiem tylko duchem można ją rozsądzać. Poznanie Boga jest zarazem najłatwiejszą i najtrudniejszą rzeczą na świecie. Łatwą, bo nie wymaga wiedzy zdobywanej wytężoną pracą intelektu, lecz jest czymś ofiarowanym za nic. Jak słońce bezinteresownie oświeca rozległe pola, tak poznanie świętego Boga jest dobrowolnym Bożym darem dla ludzi, którzy otwarli się, aby je przyjąć. Lecz poznanie Boga wymaga też trudu, ponieważ trzeba spełnić pewne warunki, a natura upadłego człowieka niechętnie się do nich nagina.

Pozwólcie, że powtórzę owe warunki, które podaje Biblia i które najświętsi ze wszystkich ziemskich świętych powtarzają od wieków. Przede wszystkim musimy odrzucić nasze grzechy. Przeświadczenie, że świętego Boga nie mogą poznać ludzie będący w pętach zła, nie jest w religii chrześcijańskiej niczym nowym. „Księga Mądrości” lub „Mądrość Salomona”, znacznie wyprzedzająca erę chrześcijańską, zawiera następujący ustęp: „Umiłujcie sprawiedliwość, sędziowie ziemscy! Myślcie o Panu właściwie i szukajcie Go w prostocie serca. Daje się bowiem znaleźć tym, co Go nie wystawiają na próbę, objawia się takim, którym nie brak wiary w Niego. Bo przewrotne myśli oddzielają od Boga, a Moc, gdy ją wystawiają na próbę, karci niemądrych. Mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi. Święty Duch karności ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli, wypłoszy Go nadejście nieprawości”.(Mądr. 1:1-5)  Tę myśl również znaleźć można w wielu miejscach Pisma świętego, a zapewne najbardziej znane słowa pochodzą od Jezusa Chrystusa: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą".(Mat. 5:8)

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

czwartek, 22 listopada 2012

Kto jest po stronie Boga, jest po zwycięskiej stronie i nie może przegrać

Wiemy, że Bóg spełni każdą obietnicę daną prorokom, że grzesznicy któregoś dnia zostaną starci z powierzchni ziemi, że ludzie odkupieni będą uczestniczyć w radości Boga, a prawi będą chwałą w Królestwie swego Ojca. Wiemy też, że Boża doskonałość zostanie powszechnie znana, że wszystkie rozumne istoty uznają Pana Jezusa Chrystusa, co pomnoży chwałę Boga Ojca. Wiemy, że obecny niedoskonały porządek świata będzie zniesiony, a niebo nowe i ziemia nowa ustanowione zostaną na całą wieczność.

W tym kierunku w Swej nieskończonej mądrości i doskonałości wykonania zmierza Bóg. Nikt nie może Go od tego odwieść ani pomieszać Mu szyków. Ponieważ Bóg jest wszechwiedzący, nie mogą zaistnieć żadne nieprzewidziane okoliczności, żadne katastrofy. Ponieważ jest On najwyższą suwerenną władzą, Jego polecenia nie mogą być zmienione, ani Jego autorytet podważony. Ponieważ jest wszechwładny, dysponuje On wystarczającą siłą do osiągnięcia zamierzonych celów.

Sprawy nie przedstawiają się jednak tak prosto, jak może to co niektórym sugerować wyżej wymieniony szkic. Nieprawość nie próżnuje. Na wyznaczonym przez Boga rozległym polu toczy się za przyzwoleniem Boga coraz gwałtowniejsza walka między dobrem a złem. Bóg w końcu zrealizuje Swój plan, lecz skoro walka ta nadal toczy się na ziemi, my, jako istoty odpowiedzialne, w zastanej sytuacji musimy podejmować decyzje o charakterze moralnym. Niektóre rzeczy zdeterminowała wola niezależnego Boga. Do nich należą prawo wyboru i konsekwencje tego wyboru. Bóg obiecał, że wszyscy, którzy dobrowolnie w duchu posłuszeństwa i wiary oddadzą się Jego Synowi Jezusowi Chrystusowi, otrzymają życie wieczne i staną się synami Bożymi. Oświadczył też, że wszyscy miłujący ciemność i trwający w uporze przeciwko najwyższej niebieskiej władzy pozostaną w stanie duchowego wyobcowania, aż w końcu na zawsze wydani zostaną śmierci na wieki.

Sprowadzając to do wymiarów bytu jednostkowego, dochodzimy do kilku niezmiernie istotnych i bezpośrednio nas dotyczących wniosków. W rozgrywających się wokół nas konfliktach moralnych każdy, kto jest po stronie Boga, jest po zwycięskiej stronie i nie może przegrać. Ktokolwiek jest po przeciwnej stronie, będzie pokonany i nie ma szans na zwycięstwo. Jest to absolutnie pewne. Ślepy los nie może tego odwrócić. Mamy swobodę wyboru po której stronie być pragniemy, ale nie mamy możliwości negocjowania warunków. Dzięki miłosierdziu Bożemu możemy odpokutować zły wybór i uniknąć Jego konsekwencji przez dokonanie nowego, właściwego wyboru. Inne możliwości ruchu nie są nam dane.

Problem moralnego wyboru koncentruje się wokół osoby Jezusa Chrystusa. Chrystus wyłożył go prosto: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie” (Mat. 12:30) oraz „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przez Mnie”. (Jana 14:6) Dobra nowina składa się z trzech części: ze zwiastowania, z nakazu i z wezwania. Ogłasza ona radosną wieść o miłosiernym Bożym odkupieniu, nakazuje wszystkim ludziom nawrócenie się i wzywa ich do poddania się łasce przez zawierzenie Jezusowi Chrystusowi jako Panu i Zbawcy.

Wszyscy musimy wybierać, czy pójdziemy za Ewangelią, czy też przez swą niewiarę i odrzucenie jej autorytetu odwrócimy się od niej. Wybór należy do nas, lecz jego konsekwencje zostały dawno określone przez Najwyższego Boga. I nie ma od nich odwołania.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

wtorek, 20 listopada 2012

Bóg dopuścił zło, jako wyjętego spod prawa uciekiniera

O Bogu mówi się, że jest wolny, ponieważ nie ma osoby ani rzeczy, która by mogła wymusić coś na Nim, przeszkodzić Mu w czymkolwiek lub Go powstrzymać. Bóg jest zdolny zrobić wszystko cokolwiek zapragnie - zawsze, wszędzie i na wieki. Taka wolność zakłada też, że musi On posiadać wyłączną władzę nad wszechświatem. O tym, że posiada On nieograniczoną moc, poucza nas Biblia. Możemy to wnioskować także z niektórych Jego atrybutów. Pytanie o zakres Jego władzy ciągle nie przestaje nas jednak nurtować.

Dyskusja nad władzą Wszechmogącego Boga wydaje się być pozbawiona sensu, a kwestionowanie tej władzy byłoby absurdalne. Czy możemy sobie wyobrazić Pana Boga Zastępów zwracającego się o pozwolenie do kogokolwiek lub starającego się o coś u jakiejś rady wyższej? Kogo mógłby Bóg prosić o wyrażenie zgody? Kto jest potężniejszy niż sam Wszechmocny? Któż zajmuje wyższą pozycję niż Wiekuisty? Przed czyim tronem miałby Bóg klęczeć? Gdzie jest ten potężniejszy, do którego miałby się zwracać? „Tak mówi Pan, Król Izraela i odkupiciel jego, Pan Zastępów: Ja jestem pierwszy i Ja ostatni; nie ma poza Mną boga” (Izaj. 44:6)

Suwerenność Boga jest faktem mocno zakorzenionym w Biblii i zdecydowanie potwierdzonym przez logikę prawdy. Jednakże powszechnie wiadomo, że budzi ona pewne wątpliwości, których dotąd nie udało się w sposób zadowalający przezwyciężyć. Podawane argumenty są dwojakiego rodzaju. Pierwszym z nich jest obecność w świecie takich rzeczy, jak zła, bólu, śmierci, których Bóg z pewnością nie może akceptować. Jeśli Bóg ma najwyższą władzę, dlaczego im nie zapobiega? Mimo iż problem pochodzenia zła nie poddaje się poznaniu, znamy o nim kilka niewzruszonych prawd. Niezależny Bóg w swej mądrości dopuścił zło w określonych, ograniczonych strefach Swego panowania. Dopuścił je, jako wyjętego spod prawa uciekiniera, którego działania mają charakter tymczasowy i ograniczony. Bóg uczynił tak w Swej nieskończonej mądrości i dobroci. Nikt na razie nie wie nic ponadto i nie potrzebuje wiedzieć. Imię Boga jest wystarczającą poręką doskonałości Jego dzieł.

Inny istotny problem związany z doktryną suwerenności Boga, to wola człowieka. Jeśli Bóg rządzi wszechświatem wedle Swoich od nikogo niezależnych zamierzeń, jak człowiek może mieć wolny wybór działania? A jeśli nie dana mu jest swoboda wyboru, jak może on odpowiadać za swoje postępowanie? Czyż nie jest on zaledwie marionetką poruszaną przez ukrytego za sceną wydarzeń Boga, który pociąga za niteczki tak jak Mu się podoba? Próby odpowiedzi na te pytania podzieliły Kościół Protestancki na dwa obozy, które przybrały imiona swych przywódców teologów. Są to arminianiści - Jacoba Arminusa i kalwini - Jana Kalwina. Większość chrześcijan zadowala się przyłączeniem do jednego lub drugiego obozu, wybierając negację albo suwerenność Boga albo wolnej woli człowieka. Pogodzenie tych stanowisk bez zadania gwałtu stronie przeciwnej wydaje się jednak możliwe, choć może nie satysfakcjonować wojowników obu obozów.

A oto mój punkt widzenia. Bóg z nieprzymuszonej woli postanowił dać człowiekowi swobodę moralnego wyboru. Zresztą człowiek od początku stale z tego korzysta, nieprzerwanie wybierając pomiędzy dobrem i złem. Wybierając zło, człowiek nie podważa niezależnej woli Boga, lecz ją spełnia. Podobnie decyzja o daniu człowiekowi wolnej woli nie przesądziła, jakiego wyboru ma on dokonać, lecz zostawiła mu w tym wolną rękę. Gdyby niczym nie skrępowany Bóg zapragnął dać człowiekowi ograniczoną swobodę wyboru, któż mógłby Mu w tym przeszkodzić lub zaoponować, pytając „Co czynisz”? (Izaj. 45:9)  Człowiek ma nieskrępowaną swobodę wyboru dzięki temu, że Bóg jest najwyższą władzą. Gdyby nią nie był, nie mógłby ofiarować ludziom swobody moralnego wyboru. Bałby się ją przyznać. Być może prosty przykład pomoże nam zrozumieć lepiej tę sprawę.

Statek liniowy wyrusza w rejs z Nowego Jorku do Liverpoolu. Kierownictwo linii oceanicznych zadecydowało o porcie docelowym. Nikt oprócz niego nie może tego zmienić. Kierownictwo linii jest przykładem władzy zwierzchniej. Na pokładzie statku znajdują się różni pasażerowie. Nie są oni w żaden sposób zniewoleni, żaden rodzaj aktywności nie jest im narzucony. Mają oni całkowitą swobodę wyboru: jeśli chcą, mogą jeść, spać, bawić się, spacerować po pokładzie, czytać, rozmawiać itp., lecz cały czas nieubłaganie zbliżają się do portu przeznaczenia.

W przypadku pasażerów mamy do czynienia zarówno ze swobodą decyzji, jak i z uleganiem zwierzchniej władzy. Obie te rzeczy nie wykluczają się nawzajem. Myślę, że podobnie jest z wolnością człowieka i zwierzchnością Boga. Potężny liniowiec Bożych odgórnych decyzji utrzymuje stały kurs na oceanie historii. Nie zatrzymywany i nie niepokojny Bóg zmierza do realizacji Swych wiecznych celów, które przed początkiem świata założył Sobie w Jezusie Chrystusie. Nie znamy wszystkiego, co mieści się w Jego planach, lecz sporo z nich Bóg odkrył przed nami, aby wyposażyć nas w wiedzę rzeczy, które dopiero nastąpią, i żeby dać nam nadzieję i gwarancję przyszłej pomyślności.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

poniedziałek, 19 listopada 2012

Tylko Bóg jest naprawdę wolny

Któż by się Ciebie nie bał, o Boże, Panie Zastępów, najwyższy i wzbudzający największą trwogę? Ty bowiem jesteś jedynym Panem. Tyś uczynił niebo, ziemię i wszystkie ziemskie rzeczy. W Twoim ręku spoczywa los każdej żywej duszy. Ty nad wszystkim królujesz na wieki. Jesteś wielkim Królem wszystkich ziemskich włości, przystrojony w moc, poprzedzany czcią i majestatem. Amen.

Boża wszechwładza jest atrybutem, dzięki któremu Bóg rządzi całym światem. Aby być suwerennym, Bóg musi być wszechwiedzący, wszechpotężny i absolutnie wolny. Gdyby istniało coś nie znanego Bogu, to bez względu na swoje rozmiary podkopałoby to rządy Boga. Aby być Panem wszelkiego stworzenia, trzeba posiadać wiedzę absolutnie wszystkiego. Gdyby Bóg nie wiedział choćby o najdrobniejszej rzeczy, położyłoby to kres Jego panowaniu i Jego królestwu, gdyż ten jeden zbłąkany atom należałby do kogoś innego, co ograniczyłoby władanie Boga i podważyło Jego suwerenność.

Co więcej, suwerenność Boga wymaga, aby Bóg miał całkowitą swobodę działania, czyli, aby miał możliwość czynienia wszystkiego czegokolwiek zapragnie w dowolnym czasie i w dowolnym miejscu, tak, aby mógł urzeczywistnić swój wiekuisty cel w niczym, nawet w drobnostkach nie będąc od czegokolwiek uzależnionym. Gdyby Bóg nie miał całkowitej swobody, nie mógłby być suwerennym. Zrozumienie koncepcji absolutnej wolności wymaga od nas sporego wysiłku intelektualnego. Psychicznie nie jesteśmy przygotowani do rozumienia wolności absolutnej, lecz jedynie jej form niedoskonałych, ograniczonych, albowiem nasze pojęcie wolności ukształtowało się w świecie nie znającym doskonałej wolności. Na ziemi każda istota jest uzależniona od innych istot i ta zależność ogranicza jej wolność.

Poeta Wordsworth na początku swego utworu „Prelude” cieszy się, że uciekł z miasta, gdzie był więziony, i że jest teraz wolny - wolny jak ptak, który może osiedlić się, gdzie zechce. Ale być wolnym wolnością ptaka nie znaczy być wolnym całkowicie. Przyrodnicy wiedzą, że życie pozornie wolnego ptaka upływa w pętach strachu, głodu i instynktów. Jego życie warunkuje klimat, ciśnienie atmosferyczne, zasoby żywnościowe danej miejscowości, występujące tam drapieżniki i najsilniejsze ze wszystkich ograniczeń - przymus zacieśnienia swej przestrzeni życiowej do kawałeczka lądu i powietrza przyznanych danemu osobnikowi przez społeczność ptasią. Ptak - pozornie najbardziej wolny ze stworzeń Bożych - uwikłany jest w sieć konieczności, będącej formą nieprzerwanej kontroli jego zachowań. Tylko Bóg jest naprawdę wolny.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

piątek, 16 listopada 2012

Musimy w Bogu szukać schronienia przed Bogiem.

Ponieważ główną troską Boga o Swój wszechświat jest troska o jego zdrowie moralne czyli o świętość, cokolwiek jest jej przeciwne, wywołuje Boże niezadowolenie. Aby zachować Swe dzieło stworzenia, Bóg musi niszczyć wszystko, co może mu zagrażać. Kiedy Bóg powstaje, aby ugasić ogień nieprawości i uchronić świat przed nieodwracalnym upadkiem moralnym, wówczas uchodzi za gniewnego. Każdy Boży gniewny wyrok nad światem jest wyrazem Bożego niegodzenia się ze wszystkim, co poniża i burzy. Bóg nienawidzi nieprawości, jak matka nienawidzi choroby, która może zabrać jej dziecko.

Bóg jest święty świętością absolutną, bez granic. Nie może On jej przekazać Swym stworzeniom. Ale jest też świętość względna, warunkowa, którą Bóg dzieli z aniołami w niebie i z odkupionymi ludźmi na ziemi, aby przygotować ich do życia w niebie. Tej świętości Bóg może udzielać Swym dzieciom i to robi. A ponieważ przez krew Baranka Bóg udostępnił ten rodzaj świętości ludziom, oczekuje jej od nich. Wyraził ją wolą najpierw wobec Izraela, a potem wobec Swego Kościoła następującymi słowami: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty”.(1 Piotra 1:16)  Bóg nie powiedział: „Bądźcie świętymi, jak Ja jestem święty” - co byłoby żądaniem absolutnej świętości, a więc czegoś przynależnego jedynie Bogu. Przed nie stworzonym blaskiem Bożej świętości aniołowie zakrywają twarz. Niebiosa i gwiazdy nie są czyste wobec czystości Boga. Żaden uczciwy człowiek nie powie o sobie „Jestem święty” - lecz też nie zignoruje poważnych słów natchnionego autora: „Starajcie się o pokój z wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana”. (Hebr. 12:14)

Jaką my, chrześcijanie, mamy zająć postawę wobec tego dylematu? Musimy jak Mojżesz okryć się wiarą i pokorą, łowiąc ukradkiem spojrzenie Boga, którego żaden człowiek nie może widzieć i pozostać żywy. Bóg nie wzgardzi korzącym się i złamanym sercem. Musimy ukryć naszą nieświętość w ranach Chrystusa, jak Mojżesz ukrył się w szczelinie skały, gdy obok niego przechodziła chwała Boża. Musimy w Bogu szukać schronienia przed Bogiem. Nade wszystko zaś musimy wierzyć, że Bóg widzi nas doskonałymi w Swym Synu, że ma nas za doskonałych, gdy nas uczy, karze i oczyszcza, abyśmy mogli stać się współuczestnikami Jego świętości.

Przez wiarę i posłuszeństwo, przez nieprzerwane medytowanie świętości Bożej, przez miłowanie prawości i nienawidzenie nieprawości, przez coraz bliższą znajomość z Duchem Świętym możemy przysposobić się do przyjaźni ze świętymi na ziemi i do wiecznego towarzyszenia Bogu i świętym niebieskim. Dzięki temu będziemy mieli niebo w sobie kiedy pójdziemy do nieba - jak mawiają święci Pańscy, napotykając pokornych wiernych.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

środa, 14 listopada 2012

Obecność w umyśle ludzkim czegoś, co nazywa numenem,

Snując rozważania na temat świętości Boga, Rudolf Otto zwraca uwagę na obecność w umyśle ludzkim czegoś, co nazywa numenem, a co jest, zapewne niejasnym, niepojętym, zamieszkującym w świecie duchem - budzący grozę tajemnicą - mysterium tremendum - która spowija świat. Jest to przyprawiająca o dreszcz strachu rzecz, która nie może być zrozumiana rozumowo, lecz może być jedynie odbierana zmysłowo i odczuwana w głębi ludzkiego ducha. Występuje ona jako nie zamierający instynkt religijny, uczucie bezimiennej, niewykrywalnej obecności, która „żwawo płynie w żyłach twórczości” i czasem ogłusza umysł przez konfrontowanie go ze swoją ponadnaturalną, pozaracjonalną mocą. Po takiej konfrontacji człowiek czuje się tak przytłoczony, że traci pewność siebie i staje się cichy i drży. 

Ten irracjonalny strach, przeczucie nie stworzonego mysterium świata jest podłożem wszystkich religii. Czysta religia Pisma świętego w nie mniejszym stopniu jak najczystsza religia animistyczna nagich plemion koczowniczych zawdzięcza swe istnienie temu instynktowi religijnemu człowieka. Rzecz jasna, że różnica pomiędzy religią Izajasza i Pawła a animistów polega na tym, że ci pierwsi znają prawdę, a ci drudzy nie, posiadając jedynie instynkt numenu, Animiści znajdują niejako po omacku nieznanego Boga, podczas gdy Izajasz i Paweł poznali Bożą prawdę dzięki samoobjawieniu się Boga opisanym w natchnionym Piśmie świętym.

Wyczucie tajemnicy, nawet Wielkiej Tajemnicy, jest właściwością natury ludzkiej nieodłączną od wiary religijnej. Lecz samo wyczucie tajemnicy to nie wszystko. Dzięki niemu ludzie potrafią wyrzucić z siebie „Jakież to straszne”!, lecz nie zawołają „Boże mój Święty”.(Hab. 1:12) W hebrajskich i chrześcijańskich pismach Bóg rozwija swe samoobjawienie, nadając mu osobowość i esencję moralną. Jego budząca strach obecność ukazana jest nie jako rzecz, lecz jako byt moralny o pozytywnych cechach osobowości. Co więcej, jest On absolutną kwintesencją doskonałości moralnej, sprawiedliwości, czystości, uczciwości i niepojętej świętości. A przy tym wszystkim jest On nie stworzony, samowystarczalny, poza zasięgiem ludzkiego umysłu i ludzkiej mowy.

Przez samoobjawienie Boże w Piśmie i przez oświecenie przez Ducha Świętego chrześcijanie nic nie tracą, a wszystko zyskują. Dzięki samoobjawieniu i oświeceniu idea Boga wzbogaca się o dwie koncepcje: osobowości i charakteru moralnego, które nie usuwają jednak pierwotnych uczuć cudu i lęku wobec wypełniającej świat Tajemnicy. Dziś chrześcijanin może wydać radosny okrzyk: „Abba, Ojcze! Pan mój i Bóg mój!” (Rzym 8:15; Jana 20:28)  Jutro może on klęknąć w podziwie, aby adorować zamieszkującego wieczność Najwyższego. Bóg jest święty. Aby być świętym nie musi On spełniać żadnych kryteriów. On sam stanowi kryterium. Z nieskończoną pełnią niepojętej czystości, do której żadna inna istota nie jest zdolna, jest On absolutnie święty. Ponieważ jest On święty, wszystkie Jego atrybuty są święte; a zatem cokolwiek przypisujemy Bogu, musi to być święte.

Będąc świętym, Bóg uczynił świętość niezbędnym warunkiem moralnego zdrowia Swego wszechświata. Chwilowa obecność w świecie grzechu tylko podkreśla tę prawdę. Cokolwiek jest święte, jest zdrowe. Zło zaś jest chorobą spaczonej moralności i musi kiedyś umrzeć. Już sam język sugeruje nam tę zależność: angielskie słowo „święty” - „Holy" wywodzi się z anglosaksońskiego „halig, hal” oznaczającego „dobry, cały”.

Numen (łac. - potęga bóstwa; wyrocznia, l.mn. numina) to w religii starorzymskiej tajemnicza, bezpostaciowa i nadprzyrodzona siła panująca w świecie. Istotą religii był przede wszystkim osobisty stosunek zaufania do numenu. Postawę religijną określała zależność od numenu. Za czasów cesarstwa numen nabrał cech osobowych. Także moc twórcza, geniusz, porównaj noumen.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

poniedziałek, 12 listopada 2012

Świętość Boga

Chwała Panu na wysokościach. Wielbimy Cię, błogosławimy Cię, wychwalamy Cię, albowiem wielka jest chwała Twoja. Panie, o rzeczach wzniosłych mówiłem. To zbyt cudowne. Ja nie rozumiem. Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem, stąd odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i popiele, lepiej będzie, gdy zamilknę. Już kiedyś mówiłem, nawet nie raz, lecz jut nie będę więcej.

Gdy tak rozmyślałem, zapłonął ogień. Panie, muszę jednak mówić, abym swym milczeniem nie wyrządził szkody Twym dzieciom. Oto wybrałeś to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrałeś to, co niemocne, aby mocnych poniżyć. O, Panie, nie porzucaj mnie. Twoją moc pozwól mi głosić memu pokoleniu i Twoją potęgę przyszłemu. Powołaj do życia w swym Kościele proroków i jasnowidzów, którzy pomnożą Twoją chwałę i przez których Duch Święty odrodzi w Twoim znajomość Świętego. Amen.

Moralny szok spowodowany odcięciem się od najwyższej woli nieba pozostawił w nas trwały uraz. Ta choroba dotknęła i nas, i nasze środowisko. Nagłe uświadomienie sobie własnego zdeprawowania poraża nas jak Izajasza, kiedy ujrzał świętość Boga. Jego bolesny okrzyk: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów” (Izaj.6:5) jest wołaniem każdego, kto dojrzy siebie pod maską, którą nosił i skonfrontuje się ze świętą świetlistością Boga. Odkryciom takim zawsze towarzyszy silne wzburzenie.

Do czasu aż zobaczymy siebie tak, jak Bóg nas widzi, będziemy zapewne wielce przejmować się warunkami, w jakich przyszło nam żyć oraz tym, że umykają naszej kontroli, co zagraża naszej wygodzie. Nauczyliśmy się współżyć z bezbożnością i patrzymy na nią jako na coś normalnego. Nie przeżywamy rozczarowań nie znajdując pełni prawdy w naszych nauczycielach, doskonałej wierności w mężach stanu, nieposzlakowanej uczciwości w handlowcach czy absolutnego zaufania w naszych przyjaciołach. Aby przetrwać, ustanowiliśmy niezbędne przepisy, które zabezpieczają nas przed przestępstwami ludzkości. Ani piszący, ani czytający te słowa nie mają kwalifikacji umożliwiających docenienie świętości Boga. Trzeba niemal dosłownie przekopać kanał przez pustynię naszych umysłów, aby napłynęły doń życiodajne wody prawdy i uleczyły nas z choroby. Nie możemy zrozumieć sensu Bożej świętości przez myślenie o kimś lub o czymś niezmiernie czystym i podnoszeniu tej koncepcji czystości na najwyższy dostępny nam poziom. Boża świętość nie jest powiększoną, najdoskonalszą znaną nam świętością, która ze swej natury jest ograniczona. Nie znamy niczego podobnego do Bożej świętości, stojącej osobno, jedynej, niedoścignionej, nieosiągalnej i niepojętej. Człowiek naturalny jest na nią ślepy. Może on odczuwać moc Boga i podziwiać Jego mądrość, lecz Bożej świętości nie jest w stanie nawet sobie wyobrazić.

Tylko Duch Święty może przekazać duchowi ludzkiemu wiedzę o świętości Boga. Lecz tak jak prąd elektryczny nie popłynie przez izolatory, lecz jedynie przez przewodniki, tak Duch Święty może płynąć jedynie przez prawdę i aby wywołać olśnienie serca, musi natrafić w umyśle na pewien zasób prawdy. Wiara budzi się na odgłosy prawdy, lecz nie reaguje na inne dźwięki. „Przeto wiara rodzi się z tego co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest Słowo Chrystusa”.(Rzym 10:17) Wiedza teologiczna pełni funkcję przewodnika, przez który Duch dopływa do serca ludzkiego. Lecz aby prawda mogła wzbudzić wiarę, serce potrzebuje pokory. Duchem Prawdy jest Duch Boży. Można posiąść trochę prawdy intelektualnie, nie mając w sercu Ducha, lecz nie sposób posiąść Ducha bez posiadania prawdy.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

piątek, 9 listopada 2012

Niech Pan się raduje z dzieł swoich

Miłość cechuje także to, że ma ona upodobanie w swoim przedmiocie. Bóg raduje się Swym dziełem stworzenia. Bóg czerpie Swe szczęście ze Swej miłości ku wszystkiemu, co stworzył. Nie sposób nie zauważyć przyjemności, z jaką zwraca się Bóg ku wszystkim dziełom rąk Swoich. Cudownie natchniony, niemal rapsodyczny Psalm 104 o stworzeniu promieniuje radością Pańską: „Niech chwała Pana trwa na wieki: niech Pan się raduje z dzieł swoich”. (Ps. 104:31) Bóg ma szczególne upodobanie w swoich świętych. Wielu widzi Boga jako odsuniętego od ziemi, ponurego i ze wszystkiego niezadowolonego. Wielu wyobraża Go sobie, jak spogląda na ziemię, do której dawno stracił serce, z niezmąconym uczuciem apatii. Lecz jest to błędne wyobrażenie. Prawdą jest, że Bóg nienawidzi grzechu i nie może bez przykrości patrzeć na nieprawość, lecz jeśli człowiek pragnie spełniać wolę Bożą, Bóg odpowiada Mu szczerym uczuciem. Przez odkupienie grzechów Chrystus usunął przeszkodę na naszej drodze do Boskiej przyjaźni. Teraz w Chrystusie wszystkie wierzące dusze są przedmiotem radości Boga. „Jahwe, twój Bóg, Mocarz pośród ciebie, On zbawi, uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości,” (Sof. 3:17)

Według Księgi Hioba, Boskie dzieło stworzenia powstało przy muzycznym akompaniamencie. „Gdzie byłeś - zapytuje Bóg - gdy zakładałem ziemię?. Gdy gwiazdy poranne chórem radośnie się odezwały i okrzyk wydali wszyscy synowie Boży”? (Job 38:4,7) John Dryden poszedł nieco dalej od Hioba, lecz chyba nie rozminął się z prawdą. „Od harmonii, od niebiańskiej harmonii wzięły początek ramy wszechświata, gdy natura przywalona stertą skłóconych atomów nie mogąc się podnieść (dosłownie - nie mogąc unieść swej głowy) usłyszała melodyjny głos z wysokości: „Powstań, ty, bardziej umarła niż trup”! Wtenczas zimne i gorące, wilgotne i suche atomy poddały się muzycznej potędze. Od harmonii, od niebiańskiej harmonii wzięły początek ramy wszechświata za sprawą harmonii, niebiańskiej harmonii zbiegły się w krąg wszystkie nutki Nim dopełniły swój bieg w człowieku.” (A Song for St. Cecilias Day)

Muzyka jest wyrazem i zarazem źródłem przyjemności, a najczystszą i najmilszą Bogu jest przyjemność z miłowania. W piekle nie ma miejsca dla jakiejkolwiek przyjemności, gdyż nie znajdziesz tam miłości. Ziemia jest miejscem, gdzie przyjemność miłowania przemieszana jest z bólem, gdyż oprócz miłości, ziemię zamieszkuje i grzech, i nienawiść, i zła wola. W świecie jak nasz, musimy czasem doznawać bólu i my - jak Chrystus cierpiał składając Siebie jako ofiarę. Lecz dana jest nam obietnica, że powody naszych smutków znikną, i że lud Boży będzie żył w doskonałej, wolnej od egoizmu miłości.

Natura nie pozwala miłości na bezczynność. Miłość jest aktywna, twórcza i łaskawa. „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość (właśnie) przez to, że Chrystus umarł za nas gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rzym. 5:8)) „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał...”.(Jana 3:16) Podobnie ma być wszędzie, gdzie zjawia się miłość: musi ona ofiarować samą siebie, bez względu na koszty. Apostołowie ostro skarcili kilka młodych kościołów za to, że ich członkowie zapomnieli o tej prawdzie i pozwolili, aby ich miłość pławiła się w samozadowoleniu, podczas gdy ich współbracia byli w potrzebie. „Jeśliby ktoś posiadał majętność tego świata i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swoje serce, jak może trwać w nim miłość Boga”? (1 Jana 3:17) - pisze Jan, który przeszedł do historii jako „umiłowany”. Miłość Boża jest jednym ze wspaniałych przejawów wszechświata. Filarem, na którym wspiera się nadzieja ludzi. Lecz jest też czymś osobistym, bliskim.  Bóg nie kocha społeczności, kocha ludzi. Kocha nie masy, lecz poszczególne osoby. Kocha nas Swą bezmierna miłością, miłością bez początku i końca.

Wielkie zadowolenie płynące z tej miłości odróżnia chrześcijaństwo od wszystkich innych religii i wznosi go wysoko ponad najszlachetniejszą filozofię. Owo zadowolenie przekracza właściwe sobie granice: To sam Bóg śpiewający pośrodku Kościoła ponad swoim ludem. Prawdziwa radość chrześcijańska jest zgodną odpowiedzią serc na pieśń miłości Pana. „Ciebie, ukrytej miłości Boga, której zakres i głębia są niezmierzone, nie zna żaden człowiek. Z daleka widzę Twe cudowne światło. Skrycie wyczekuję Twojego odpoczynku, ból mego serca nie ustanie aż serce spocznie w Tobie.” Gerhard Tersteegen.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

środa, 7 listopada 2012

W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk

Nie wiemy i być może nigdy nie dowiemy się, czym jest miłość Boga: lecz wiemy, jak się ona przejawia - to powinno nam w tym życiu wystarczyć. Przede wszystkim dostrzegamy, że ta miłość ma postać życzliwości. Miłość Boga pragnie dobra dla wszystkich i nie chce szkodzić nikomu. Słowa Apostoła Jana: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk”, (1 Jana 4:18) a wyjaśniają tę postawę Boga. Strach jest emocją negatywną, zrodzoną przez bolesną myśl. że ktoś może nas zranić lub zadać cierpienie. Gdy narażeni jesteśmy na działanie kogoś, kto nie pragnie naszej pomyślności, nasz lęk staje się dojmujący.
Gdy tylko znajdziemy oparcie w osobie nam życzliwej, strach mija. Dziecko, które zgubiło się w zatłoczonym domu towarowym jest wystraszone, ponieważ postrzega obcych sobie ludzi jako swoich wrogów. W chwilę potem, gdy znajdzie się w objęciu matki, wszelki strach ginie. To miłość matki, co do której dziecko nie ma wątpliwości, pokonuje strach. Świat pełen jest wrogów i tak długo, jak wystawieni jesteśmy na możliwość ataku z ich strony, uczucia strachu nie da się uniknąć. Wysiłki, aby strach przemóc, są daremne, jeśli nie usuniemy jego przyczyny. Serce jest mądrzejsze od tych głoszących pokój i bezpieczeństwo. Tak długo jak zdani jesteśmy na działanie przypadku i nadzieję wiążemy z przypadkiem losowym, zaś nasze szanse na przeżycie uzależniamy od własnych zdolności do przechytrzenia wroga, mamy podstawy, aby się bać. A strach rodzi potworne męki.

Świadomość, że miłość jest z Boga i że można schronić się pod skrzydłami Umiłowanego - oto jedyne, co może pokonać strach. Gdy ktoś staje się przekonany, że nic nie może go dotknąć, to wtedy, wszystkie obawy natychmiast się rozproszą. Nerwowe skurcze i naturalne przypływy fizycznego bólu mogą jeszcze od czasu do czasu się pojawić, lecz paraliżujące uczucie strachu na zawsze zniknie. Bóg jest miłością i zwierzchnością. Jego Miłość skłania Go do pożądania naszej wiekuistej pomyślności, a Jego suwerenność ją umożliwia. Dobrego człowieka nic nie załamie. „Ciało można zabić. Lecz Boża Prawda zniesie wszystko, Jego Królestwo jest wieczne.” Marcin Luter

Miłość Boga mówi nam o Jego życzliwości do nas, a Jego Słowo zapewnia nas, że jest On nam przyjacielem i pragnie, abyśmy byli Jego przyjaciółmi. Nikt o odrobinie pokory nie będzie myślał, że jest przyjacielem Boga, gdyż ta przyjaźń nie od ludzi wyszła. Abraham nigdy by nie powiedział: „Jestem przyjacielem Boga”, lecz Bóg sam zaświadczył, że Abraham jest Jego przyjacielem. Uczniowie Chrystusa wahali się, czy mogą Mu wyznać swą przyjaźń, lecz Chrystus ich uprzedził, mówiąc: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi”.(Jana 15:14) Skromność może się wzdrygać przed wypowiedzeniem pochopnego słowa, lecz odważna wiara ośmiela się ufać Słowu i wyznawać swą przyjaźń z Bogiem. Bardziej oddajemy cześć Bogu wierząc w to, co nam o Sobie objawił i śmiało stając przed tronem Jego laski, niż zaszywając się w zawstydzeniu wśród drzew ogrodu.

Miłość polega także na uczuciowym utożsamianiu się z przedmiotem miłości. Nie dba ona o swoje, lecz chętnie oddaje wszystko umiłowanemu. Dowody tego znajdziemy wokół siebie codziennie. Oto młoda matka, wychudzona i zmęczona, pieści na swym łonie zdrowego, tłuściutkiego bobaska. Nieskłonna do użalania się, spogląda na dziecko oczyma pełnymi szczęścia i dumy. Poświęcenie jest powszednią praktyką miłości. Chrystus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. (Jana 15:13)

Uczuciowe utożsamianie się Boga z ludźmi możemy poczytywać za piękną ekscentryczność Boga. Będąc absolutnie samowystarczalnym, Bóg pragnie naszej miłości i nie ustanie, aż ją zdobędzie. Będąc wolny, Bóg związał Swe serce z nami na zawsze. „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna Swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy”.(1 Jana 4:10)  Ponieważ duszę naszą tak szczególnie ukochał Ten, który jest najwyższy, tak że przekroczyła (miłość) granice poznania wszystkich stworzeń. Inaczej mówiąc, nie ma stworzenia, które by nie wiedziało jak bardzo miła i tkliwa jest miłość Stwórcy. „Dzięki Jego łasce i pomocy możemy oczyma duszy patrzeć w zdumieniu na nie znającą przeszkód i granic miłość, którą Wszechmocny Bóg obdarza nas w swej dobroci". pisze Julian z Norwich.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

poniedziałek, 5 listopada 2012

Bóg jest miłością

Ojcze nasz, któryś jest w niebie, my, Twoje dzieci doznajemy niepokoju, słysząc jednocześnie afirmacje wiary i krytykę intelektu. Jesteśmy pewni że nie ma w nas nic, co mogłoby nakłaniać do miłości ku nam kogoś tak świętego i tak sprawiedliwego, jak Ty. A mimo to zadeklarowałeś nam w Jezusie Chrystusie Swą niezmienną miłość. Tak jak nic na świecie nie jest w stanie zaskarbić sobie Twoją miłość, tak też nic nie może przeszkodzić Twej miłości ku nam. Twoja miłość jest całkowicie bezinteresowna. Nie jest ona przez nas zasłużona. Ty sam jesteś powodem miłości, którą nas obdarzasz. Gdy będziemy pokładać wiarę nie w tym, czym jesteśmy, lecz w tym, co Ty objawiłeś nam o Sobie, Twa miłość ukoi nasz strach i nasze niespokojne serca napełni pokojem. Amen.

Apostoł Jan pod działaniem Ducha Świętego napisał „Bóg jest miłością” (1 Jana 4:8) Niektórzy uznają te słowa za ostateczną definicję istoty Boga. Popełniają jednak poważny błąd. Jan mówiąc: „Bóg jest miłością” stwierdzał jedynie fakt, lecz nie proponował definicji. Utożsamianie miłości z Bogiem jest kardynalnym błędem, wypaczającym filozofię i zalewającym religię efemeryczną poezją odchodzącą od Pisma świętego i historycznego chrześcijaństwa. Gdyby Apostoł Jan stwierdził, że miłość jest tym samym co Bóg, musiałby też przyznać, że Bóg a miłość to to samo. Jeśli przyjmiemy dosłownie, że Bóg jest miłością, wówczas i miłość jest Bogiem, a zatem powinniśmy oddawać cześć Miłości jako jedynemu istniejącemu Bogu. Jeśli miłość jest równa Bogu, wówczas Bóg jest zaledwie równy miłości: czyli Bóg i miłość są tożsame. W ten sposób zaprzepaszczamy koncepcję osobowego Boga i negujemy wszystkie zbawienne dla nas atrybuty Boskie oraz wszystko, co uznaliśmy za Boga. Po takich zabiegach otrzymujemy Boga, który nie jest już Bogiem Izraela, ani Bogiem i Ojcem Pana naszego Jezusa Chrystusa, ani Bogiem proroków i apostołów, ani Bogiem świętych, odnowicieli i męczenników chrześcijaństwa, ani Bogiem teologów i autorów hymnów Kościoła.

Dla własnego zbawienia musimy nauczyć się rozumieć Pismo święte. Musimy uwolnić się od niewoli słów i dochowywać wierności ideom. Słowa powinny wyrażać idee, a nie dopiero powoływać je do życia. Mówimy, że Bóg jest miłością. Mówimy też, że jest światłem, podobnie mówimy, że jest prawdą. Należy to rozumieć w podobny sposób, jak rozumiemy powiedzenie o jakimś człowieku „On jest samą dobrocią”. Tak mówiąc, nie stawiamy znaku równości między dobrocią a człowiekiem, o którym mówimy. Jakoś nikt nie pojmuje tego w ten sposób, że dobroć i dany człowiek to to samo.

Wyrażenie „Bóg jest miłością” oznacza, że miłość jest istotnym atrybutem Boga. Miłość jest określeniem Boga, lecz nie jest samym Bogiem. Określamy tym słowem jeden z przejawów Boskiego unikalnego bytu, podobnie jak określają go takie słowa jak: świętość, sprawiedliwość, wierność, prawda. Ponieważ Bóg jest niezmienny, postępuje zawsze po Bożemu, a ponieważ jest jednością, wyzyskując jeden Swój atrybut, nie zawiesza działania pozostałych atrybutów.

Na podstawie poznanych dotąd atrybutów Bożych możemy sporo dowiedzieć się o Bożej miłości. Na przykład z samoistności możemy wnioskować, że Boża miłość nie ma początku, z wieczności - że miłość Boga nie ma kresu, z nieskończoności, że nie ma granic, ze świętości - że jest kwintesencją Jego nieskażonej czystości, z ogromu - że Jego miłość jest bezmiernym, bezdennym, bezbrzeżnym morzem, przed którym klękamy w radosnej ciszy i wobec którego w zamieszaniu i zawstydzeniu milknie nasza elokwencja.

A jednak jeśli znamy Boga, dla dobra innych ludzi powinniśmy przekazywać to, co o Nim wiemy. Musimy próbować wyrazić Jego miłość. Wszyscy chrześcijanie usiłują to robić, lecz nikomu nie udało się jej wyrazić w sposób doskonały. I ja nie potrafię zrobić tego lepiej, niż dziecko schwytać gwiazdę. A jednak wyciągając ręce ku gwieździe, dziecko może na nią zwrócić uwagę, a nawet wskazać kierunek, w którym należy patrzeć. Więc kiedy sercem wznoszę się w górę ku promiennej miłości Boga, ktoś, kto dotąd o niej nie wiedział, może nabrać chęci by oderwać swój wzrok od ziemi i poszukać nadziei.

A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”