czwartek, 31 stycznia 2013

Zdolność czynienia rzeczy duchowych rzeczywistością w duszy ludzkiej

Jednym ze znaczeń słowa „moc” jest „zdolność czynienia”. Określa ono precyzyjnie cud działania Ducha w Kościele i w życiu chrześcijanina, zdolność czynienia rzeczy duchowych rzeczywistością w duszy ludzkiej. Ta moc idzie prosto do celu z przeszywającą bezpośredniością, rozprzestrzenia się po umyśle jak cudowna, lotna substancja, zapewniając dokonanie się rzeczy wykraczających poza granice intelektu. Głównym obszarem jej działania jest rzeczywistość: ta w niebie i ta na ziemi. Nie tworzy spraw nieistniejących, lecz odsłania sprawy istniejące uprzednio, lecz zakryte przed wzrokiem duszy. Pierwszym doświadczeniem tej mocy w życiu wierzącego człowieka może być silniejsze poczucie obecności Chrystusa. Chrystus odczuwany jest w sposób osobisty, jako Osoba realna i zachwycająco bliska. Wkrótce wszystko inne zaczyna w umyśle człowieka nabierać coraz ostrzejszych kształtów. Łaska, przebaczenie, oczyszczenie stają się wręcz cieleśnie wyraziste. Modlitwa traci swoją bylejakość, a staje się słodką rozmową z Kimś rzeczywiście obecnym. Duszę zaczyna ogarniać miłość do Boga i dzieci Bożych. Czujemy bliskość nieba, ziemia zaś i świat wydają się być nierealne i dalekie. Wiemy, czym są, wiemy, że istnieją rzeczywiście, ale odbieramy je jak dekorację teatralną, istniejącą tylko przez jedną krótką godzinę, która za chwilę przeminie. Nadchodzący świat staje się w naszym umyśle coraz bardziej wyrazisty i budzi nasze zainteresowanie oraz oddanie. Następnie całe życie zmienia się i przystosowuje do nowej rzeczywistości. Jest to zmiana całkowita. Wykres tego pokazywałby niewielkie wahania raz w górę, raz w dół, lecz kierunek „ku górze” jest widoczny, a teren zdobyty pozostaje utrzymany.

Nie jest to co prawda wszystko, ale obraz ten daje nam pewną jasność w zrozumieniu tego, co Nowy Testament nazywa mocą, i być może właśnie dzięki temu kontrastowi widzimy, jak mało tej mocy mamy. Myślę, że nie powinno być najmniejszej trudności w określeniu, co jest największą potrzebą Kościoła Bożego dzisiaj. Jest nią oczywiście moc Ducha Świętego. Możemy pogłębić nauczanie, ulepszyć organizację, uświetnić wyposażenie, zastosować lepsze metody, lecz wszystko to nie przyniesie żadnych korzyści. Będzie to niczym podłączenie aparatu podtrzymującego pracę serca po śmierci pacjenta. Rzeczy te same w sobie są dobre, ale nie sprowadzają mocy. „Bóg jest potężny.” Protestantyzm wszedł na fałszywą drogę, próbując przez „jednoczenie swoich frontów” zwyciężyć świat. Największą naszą potrzebą nie jest jedność organizacyjna, największą naszą potrzebą jest moc. Nagrobki cmentarne też stoją równym frontem, milczące i bezradne wobec przemijającego świata.

Przypuszczam, że moje sugestie nie spotkają się z przychylnym przyjęciem, ale i tak powiem, że my, chrześcijanie wierzący Biblii, powinniśmy ogłosić moratorium na nasze religijne działania i uporządkować nasz dom w celu przygotowania go na przyjście tchnienia z wysokości. Patrząc, jak cielesne jest konserwatywne skrzydło Kościoła lub jak w niektórych ugrupowaniach nabożeństwa szokująco uchybiają Bogu, a jak gdzie indziej wartości religijne zostały zdegradowane, widzimy ogromną potrzebę przyjścia tej mocy - bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości. Wierzę, że odnieślibyśmy niezmierne korzyści ogłaszając czas ciszy i badania sumienia, podczas którego każdy z nas sprawdziłby swoje serce i zapragnął sprostać wszystkim wymogom, co umożliwiłoby przyjęcie prawdziwego chrztu mocą z wysokości.

Jednego powinniśmy być pewni, że na nasze głębokie zmartwienie nie ma innego lekarstwa aniżeli wkroczenie, tak, inwazją mocy z wysokości. Tylko Duch Święty może pokazać, co nam dolega i tylko On może przepisać lekarstwo. Tylko Duch może nas ocalić od znieczulającej nierealności pozbawionego Ducha chrześcijaństwa. Tylko Duch może nam pokazać Ojca i Syna. Tylko działanie mocy Ducha w nas może odsłonić przed nami namaszczony majestat Trójjedynego Boga i Jego porywającą serce tajemnicę.

„Boży podbój” z rozdziału – Duch jako moc

środa, 30 stycznia 2013

Wszystko to nie ma żadnego wpływu na jego codzienne życie

"Otrzymacie moc." Ta moc była i jest tchnieniem wypełniającym człowieka i obleczeniem go w nadprzyrodzoną energię, która dosięga każdej dziedziny życia osoby wierzącej, pozostając z nim na zawsze. Nie jest to moc fizyczna i nie jest to moc umysłu, chociaż jej dobroczynne działanie dotyczy fizycznego, jak i umysłowego życia człowieka. Jest to rodzaj mocy odmienny od postrzeganej w naturze: w przyciąganiu księżycowym, powodującym przypływy i odpływy, lub w gniewnej błyskawicy, rozłupującej wielki dąb podczas burzy. Moc Boża działa na innym poziomie i dotyka innych obszarów swojego różnorodnego stworzenia. Ta moc to sam Bóg, to zdolność osiągania duchowych i moralnych celów. Jej szeroki zakres oddziaływania rodzi Boży charakter w mężczyznach i kobietach, którzy byli kiedyś całkowicie źli, co wynikało z natury, jak i osobistych wyborów.

Jak działa ta moc? Działa bez żadnego pośrednictwa, jako moc Ducha Świętego, objawiona bezpośrednio w duchu człowieka. Zapaśnik osiąga cel, naciskając swym ciałem na ciało przeciwnika, nauczyciel oddziałuje swymi myślami na umysł studenta, moralista wywiera wpływ swymi wskazaniami na sumienie swojego ucznia. Podobnie Duch Święty wykonuje Swoje błogosławione dzieło przez bezpośredni kontakt z duchem człowieka.


Nie będzie do końca prawdą stwierdzenie, że moc Boża zawsze jest doświadczana w sposób bezpośredni, gdyż, jeżeli taka jest Jego wola, Duch może użyć innych środków, podobnie jak Chrystus użył śliny, by uzdrowić ślepca. Duch może też w dowolny sposób błogosławić człowieka wierzącego, ale nie musi tego robić; gdyż są to tylko tymczasowe ustępstwa wywołane naszą ignorancją i niewiarą. Tam gdzie jest Jego moc, tam każdy sposób będzie wystarczający; tam gdzie zabraknie Jego mocy, tam żaden ze znanych na świecie środków nie pomoże. Duch Boga może użyć pieśni, kazania, dobrego czynu, tekstu lub tajemnicy i majestatu natury, ale dzieło końcowe dokona się zawsze dzięki wpływowi wywartemu na serce ludzkie przez Ducha mieszkającego w człowieku.


W świetle powyższego widzimy, jak puste i odarte z treści jest przeciętne nabożeństwo odprawiane w kościołach naszych czasów. Są w nim obecne wszystkie ludzkie środki, ale jest też złowieszczy brak mocy Ducha. Osiągnięto w jego trakcie formę pobożności wydoskonaloną do estetycznego triumfu. Muzyka, poezja, sztuka, kunszt oratorski, symboliczne szaty, namaszczone tony w dźwiękach urzekających umysł wyznawców, lecz nazbyt często nieobecne jest nadprzyrodzone tchnienie. Pastor i jego pomocnicy ani nie znają, ani nie pragną mocy z wysoka. Jest to tragiczne, tym bardziej że dotyczy to religii, tej sfery, gdzie zapadają decyzje o wiecznym przeznaczeniu ludzkich dusz.


Znakiem nieobecności Ducha jest również to trudne do określenia poczucie nierealności, które można dzisiaj spotkać prawie wszędzie w religii. Najbardziej realną rzeczą podczas nabożeństwa w przeciętnym kościele jest cienista nierealność wszystkiego. Wierny siedzi na takim nabożeństwie w stanie zawieszenia umysłowego, ogarnięty sennym otępieniem. Słyszy słowa, ale ich nie rejestruje i nie jest w stanie odnieść ich do czegokolwiek w swoim życiu. Jest świadomy tego, że wszedł w jakiś pseudoświat, jego umysł poddaje się mniej lub bardziej przyjemnemu nastrojowi, który przemija po końcowym błogosławieństwie, nie pozostawiając po sobie śladu. Wszystko to nie ma żadnego wpływu na jego codzienne życie. Jest on świadomy braku mocy, obecności i duchowej rzeczywistości. Nie doświadcza po prostu niczego, co by odpowiadało sprawom głoszonym w kazaniu bądź śpiewanym w pieśniach.


„Boży podbój” z rozdziału – Duch jako moc

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Miało nadejść nagle, z innego świata

"ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc" (Dzieje Apostolskie 1:8)

Niektórzy chrześcijanie niewłaściwie zrozumieli ten tekst i doszli do wniosku, że Chrystus powiedział Swoim uczniom, iż mieli otrzymać Ducha Świętego i moc oraz że moc ta miała przyjść dopiero po otrzymaniu Ducha. Pobieżna lektura tego tekstu rzeczywiście mogłaby doprowadzić do takich wniosków, jednak prawdą jest, że Chrystus nie uczył przyjścia Ducha Świętego i mocy, ale przyjścia Ducha Świętego jako mocy. Moc i Duch są tym samym.

Język jest pięknym i giętkim instrumentem. Równie dobrze może jednak być podstępny i zwodniczy. Z tego też powodu, jeżeli chcemy uniknąć wywołania bądź osiągnięcia fałszywego wrażenia, musimy używać go z największą starannością. Ma to szczególne znaczenie, gdy mówimy o Bogu, gdyż jest On całkowicie niepodobny do czegokolwiek i kogokolwiek w całym wszechświecie. Nasze myśli o Nim i nasze słowa dotyczące Jego Osoby są ustawicznie narażone na niebezpieczeństwo zejścia z właściwej drogi. Przykład tego znajdujemy choćby w słowach „moc Boża”. Niebezpieczeństwo tego sformułowania polega na tym, że myślimy o „mocy” jako czymś, co do Boga należy; tak jak siła muskułów należy do człowieka. Myślimy, że Bóg ma moc i że ta moc może zostać od Niego oddzielona i zacząć istnieć samoistnie. Musimy pamiętać, że Boże atrybuty nie są elementami składowymi błogosławionego Bóstwa. Dający się złożyć z części bóg nie byłby wcale Bogiem, lecz jedynie dziełem czegoś lub kogoś, co jest od niego samego większe i dlatego jest w stanie „poskładać” go. Mielibyśmy wówczas jakiegoś sztucznego boga, zbudowanego z kawałków nazwanych przez nas „przymiotami”. Lecz prawdziwy Bóg jest Istotą całkowicie inną. Jego myśli rzeczywiście sięgają dalej aniżeli wszystkie nasze myśli i wszelkie nasze pojmowanie.

Biblia i teologia chrześcijańska uczą, że Bóg jest Jednością niepodzielną, istniejącą w Swej nierozdzielnej jedności, nic nie można z Niego ująć i nic nie można do Niego dodać. Na przykład miłosierdzie, niezmienność, wieczność są tylko określeniami tego, co Bóg nazwał prawdą o Sobie. Wszystkie te „Boże przymioty” opisane w Biblii i dotyczące Jego Osoby należy rozumieć: kim Bóg w Swojej niepodzielnej Jedności jest, a nie zaś: co Bóg posiada. Samo słowo „natura”, gdy odnosimy je do Boga, powinno być rozumiane jako pewnego rodzaju dostosowanie tego określenia do naszego ludzkiego pojmowania, nie zaś jako dokładny opis prawdy o tajemnicy Bóstwa. Bóg powiedział: „Jestem, który Jestem”, więc my możemy jedynie z szacunkiem powtórzyć: „O Boże, który Jesteś”.

Przed wniebowstąpieniem nasz Pan powiedział do Swoich uczniów: „Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka”. Słówko aż dotyczy czasu i wskazuje na moment, w odniesieniu do którego wszystkie rzeczy miały miejsce „przed” lub „po”. A więc doświadczenie tych uczniów można podsumować jako: do tego momentu jeszcze nie otrzymali mocy; w tym momencie moc otrzymali; od tej chwili mają moc. To są fakty historyczne. Kościół otrzymał moc, jaka nigdy wcześniej nie przekroczyła progu natury człowieka (z wyjątkiem potężnego namaszczenia, jakie spoczęło na Chrystusie w wodach Jordanu). Moc ta ciągle istnieje w życiu Kościoła i to ona uzdolniła Kościół do trwania na przestrzeni blisko dwudziestu wieków, chociaż przez cały ten czas skupiał on niepopularną mniejszość, zawsze był otoczony wrogami, którzy chętnie, jeśliby tylko mogli, zakończyliby jego istnienie.

„Otrzymacie moc.” Tymi słowami Pan pobudził oczekiwanie Swoich uczniów i pouczył ich, aby wyglądali nadejścia ponadnaturalnej potęgi oraz wkroczenia jej w ich ludzką naturę ze źródła znajdującego się na zewnątrz. Miało to być coś poprzez swą nowość całkowicie obce ich doświadczeniu, a też miało nadejść nagle, z innego świata. Oczywiście miał to być sam Bóg wchodzący w ich życie z zamiarem ostatecznego odnowienia Swojego obrazu w nich. Tutaj przebiega linia graniczna oddzielająca chrześcijaństwo od wszelkich wierzeń okultystycznych i wszystkich wierzeń Wschodu - starożytnych czy współczesnych. Te bowiem skupiają się wokół wspólnych myśli, różniąc się tylko w niewielkich detalach, a każda z nich ma własny, specyficzny układ fraz, sprawiający wrażenie ich współzawodnictwa w nieuchwytności i niezrozumiałości wierzeń. Każda z nich radzi: „Zgraj się z Nieskończonością” lub „Obudź olbrzyma wewnątrz siebie” czy „Wsłuchaj się w swoje ukryte możności’ albo „Naucz się myśleć twórczo”. Wszystkie one mają pewną wartość, która jednak nie wytrzymuje próby czasu. Nie przynoszą jednak żadnych trwałych rezultatów, gdyż budują swoje nadzieje na upadłej naturze człowieka i nie znają podboju z wysokości. Można starać się mówić o nich przychylnie, ale z całą pewnością nie można powiedzieć, że są one chrześcijaństwem.

Chrześcijaństwo zakłada niemożność wszelkiej samopomocy, oferuje za to moc samego Boga. Ta moc ma za zadanie przyjść do bezradnych ludzi w postaci inwazji z innego świata - delikatnej, lecz nie do odparcia, przynoszącej ze sobą moralną siłę nieskończenie potężniejszą od czegokolwiek, co człowiek może wzbudzić w sobie. Ta moc jest wystarczająca; nie potrzebuje pomocy ani innego źródła energii duchowej, gdyż jest to wejście Świętego Ducha Boga tam, gdzie rozlała się słabość, a celem jest udzielenie mocy i łaski niezbędnych do zaspokojenia moralnej potrzeby. Porównując opisaną potęgę, wzbudzoną dla zaspokojenia ludzkiej potrzeby, z chrześcijaństwem etycznym (jeśli wolno mi użyć tego terminu), widzimy, że wcale nie jest ono chrześcijaństwem. Można je nazwać infantylną kopią „ideałów” Chrystusa, żałosnym wysiłkiem przestrzegania nauki Kazania na Górze! Jest to jedynie dziecinna zabawa w religię, nie zaś wiara w Chrystusa i Nowy Testament.

„Boży podbój”  z rozdziału – Duch jako moc

wtorek, 22 stycznia 2013

Mądrość ta zawsze idzie w parze z prawością i pokorą

(…) Atanazy napisał głęboką rozprawę zatytułowaną „Wcielenie Słowa Bożego”. Zaatakował w niej odważnie trudne problemy dotyczące doktryny Wcielenia. Cała rozprawa jest niezwykłą demonstracją jasnego rozumu złączonego z Boskim objawieniem. Wspaniale udowadnia Bóstwo Chrystusa i raz na zawsze ukierunkowuje myślenie tych, którzy wierzą Biblii. Widać tu również nieufność św. Atanazego wobec rozumu ludzkiego i jego zdolności pojmowania tajemnic Bożych. Swoje wielkie dzieło kończy poważnym ostrzeżeniem przed wyłącznie intelektualnym pojmowaniem prawd duchowych. Jego słowa należałoby wypisać wielkimi literami na biurku każdego duchownego i studenta teologii na całym świecie:


„Aby zgłębiać Pisma i ich prawdziwą wiedzę, konieczne jest życie godne, dusza czysta i prawość Chrystusa, tak aby intelekt prowadzony przez nie mógł osiągnąć to, czego pragnie i mógł to pojąć, na ile jest to dostępne dla ludzkiej natury przez uczenie się Słowa Boga. Gdyż bez czystego umysłu i życia na wzór świętych człowiek nie będzie w stanie pojąć świętych słów Pańskich [...] Ten, kto chce zgłębić umysł mówiących o Bogu, musi zacząć od obmycia i oczyszczenia własnej duszy”.

Wierzący żydowskiego pochodzenia z czasów przedchrześcijańskich, którzy dali nam (słabo znane wśród współczesnych protestantów) księgi Mądrości Salomona i Koheleta, wierzyli, że jest rzeczą niemożliwą, aby serce nieczyste poznało Boską Prawdę. „Mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi. Święty Duch karności ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli, wypłoszy Go nadejście nieprawości.”

Księgi te wraz ze znaną nam Księgą Przysłów uczą, że poznanie duchowe jest skutkiem niebiańskiego nawiedzenia mądrością, rodzajem chrztu w Duchu Prawdy, który przychodzi do ludzi żyjących w bojaźni przed Bogiem. Mądrość ta zawsze idzie w parze z prawością i pokorą i nie istnieje bez pobożności i prawdziwej świętości życia. Konserwatywni chrześcijanie naszych czasów potykają się o tę prawdę. Musimy całą rzecz poddać ponownemu sprawdzeniu. Musimy się nauczyć, że treścią prawdy nie jest poprawna doktryna, ale poprawna doktryna plus oświecenie przez Ducha Świętego. Musimy znowu mówić o tajemnicy mądrości z wysoka. Jeśli zaczniemy na nowo głosić tę ważną prawdę, wtedy poczujemy w naszej zastygłej, duszącej się ortodoksji świeże tchnienie Boga.

„Boży podbój”  z rozdziału – Oświecenie Duchem

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Poza Duchem prawda nie istnieje

Doktryna o ograniczoności ludzkiego rozumu i potrzebie boskiego oświecenia znajduje swoje całkowite rozwinięcie w Nowym Testamencie. Dlatego też nie ma niczego, co by dziwiło bardziej niż nasze błędne poglądy w tej sprawie. Chrześcijańscy fundamentaliści odnosili się z rezerwą do liberalnych chrześcijan, mając ciche poczucie wyższości, i sami popełnili błąd dosłownego odczytywania Pisma, co jest po prostu prawowiernością bez Ducha Świętego. Wśród konserwatywnych chrześcijan znajdziemy osoby, które były nauczane Biblii, ale ich nauczycielem nie był Duch Święty. Tacy wierzący myślą, że ludzki umysł może pojąć prawdę; że człowiek trzymający się fundamentów wiary chrześcijańskiej posiądzie Bożą prawdę. Tak jednak nie jest.

Poza Duchem prawda nie istnieje. Najgenialniejszy umysł skonfrontowany z tajemnicami Boga okaże się bardzo ograniczony. Aby człowiek mógł zrozumieć objawioną prawdę, konieczne jest Boże działanie równe temu, które wcześniej natchnęło słowa Biblii. „Co by... nie było dane z nieba.” Tutaj widzimy drugą stronę prawdy, a też nadzieję dla wszystkich, gdyż słowa te z całą pewnością oznaczają, że istnieje dar wiedzy przychodzący z nieba. Chrystus polecił Swoim uczniom, żeby oczekiwali przyjścia Ducha Prawdy, który nauczy ich wszystkiego. Z chwilą gdy św. Piotr rozpoznał w Jezusie Zbawiciela - Ten nazwał to bezpośrednim objawieniem pochodzącym od Ojca. W jednej ze Swoich modlitw Chrystus powiedział: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.” Nasz Pan, mówiąc „mądrzy i roztropni”, nie miał na myśli filozofów greckich, lecz Żydów studiujących Pismo oraz nauczycieli Prawa. Myśl o nieprzydatności rozumu ludzkiego jako organu służącego do poznawania Boga została rozwinięta w listach św. Pawła. Apostoł ten otwarcie wyklucza przydatność naturalnych zdolności w poznawaniu Boskiej prawdy i pozostawia nas całkowicie bezradnych i zdanych wyłącznie na wewnętrzne działanie Ducha. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują. Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych.” Przytoczony fragment pochodzi z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian i nie jest wyjęty z kontekstu, nie został też przytoczony w miejscu, które mogłoby zmienić jego znaczenie. Tak naprawdę wyraża on prawdziwą naturę duchowej filozofii św. Pawła i całkowicie zgadza się z resztą listu. Ja dodam jeszcze, że zgadza się z resztą pism tego apostoła zachowanych dla nas w Nowym Testamencie. Tak więc typ teologii racjonalistycznej, tak bardzo dziś popularnej, był całkiem obcy umysłowi wielkiego apostoła. Święty Paweł nie wierzył w możliwość pojęcia prawdy przez człowieka bez bezpośredniego oświecenia przez Ducha Świętego.

Użyłem tutaj słowa racjonalizm - więc albo muszę się z niego wycofać, albo powinienem wyjaśnić jego użycie w powiązaniu z prawowiernością. Myślę, że z łatwością mogę uczynić to drugie. Dosłowne odczytywanie Pisma, mające miejsce w naszych czasach, opiera się na tej samej przesłance, co dawny racjonalizm. Racjonalizm głosił, że umysł ludzki posiada najwyższe prawo do osądzania prawdy. Mówiąc inaczej jest to pokładanie ufności w zdolność ludzkiego umysłu, twierdzenie, że jest on w stanie czynić coś, czemu przeczy Biblia. To właśnie Biblia oświadcza, ze umysł ludzki nigdy nie został powołany do czynienia tych rzeczy, a w konsekwencji jest do tego absolutnie niezdolny. Racjonalizm filozoficzny jest na tyle szczery, iż otwarcie odrzuca Biblię. Racjonalizm teologiczny również ją odrzuca, udając jednak, że przyjmuje jej autorytet, sam jednak tego nie dostrzega.

Ziarno prawdy ma ten sam kształt co otaczająca go skorupa. Umysł może sięgnąć skorupy, lecz tylko Boży Duch daje poznanie ziarna. Nasz wielki błąd polega na tym, że zaufaliśmy „skorupie” i uwierzyliśmy w słuszność naszej wiary na podstawie zdolności wyjaśniania zewnętrznej prawdy - skorupy, którą znajdujemy w literze Słowa. Chrześcijański fundamentalizm obumiera powoli właśnie z powodu tego śmiertelnego błędu. Zapomnieliśmy, że treść prawdy duchowej nie przyjdzie do człowieka, który zna tylko jej zewnętrzną powłokę, gdyż możliwe jest to tylko wtedy, gdy Duch dokona w sercu człowieka cudownej przemiany. Bardzo brakuje dzisiejszemu Kościołowi cichego brzmienia duchowej rozkoszy, która zawsze towarzyszy oświeconej Duchem prawdzie. Jakże sporadyczne i niewyraźne są krótkotrwałe przebłyski z Niebiańskiej Krainy; z trudnością można rozpoznać zapach „Róży Saronu obsypanej rosą”. W rezultacie zostaliśmy zmuszeni do szukania radości gdzie indziej. Znajdujemy ją w wątpliwym artyzmie nawróconych śpiewaków operowych lub w brzęczących melodiach w dziwnej aranżacji. Usiłowaliśmy zapewnić sobie duchowe przyjemności przez oddziaływanie na cielesne emocje i przez pobudzanie sztucznych uczuć za pomocą całkiem cielesnych środków. Końcowy efekt tych wszystkich usiłowań jest żałosny.

„Boży podbój”  z rozdziału – Oświecenie Duchem

piątek, 18 stycznia 2013

Co by... nie było dane z nieba

„Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba.” Ew. Jana 3:27

W tym krótkim zdaniu widać nadzieję i rozpacz ludzkości. „Człowiek nie może otrzymać niczego.” Z kontekstu wynika, że Św. Jan mówi o prawdzie duchowej. Mówi nam, że istnieje rodzaj prawdy, której intelekt nigdy nie będzie w stanie uchwycić, gdyż działa on w świecie idei, zaś treścią tej prawdy nie jest idea, lecz życie. Boża prawda jest w swej naturze duchowa i z tego też tylko względu może zostać przekazana wyłącznie na drodze duchowego objawienia. „Co by... nie było dane z nieba.”

Apostoł Jan nie podaje tutaj nowej doktryny, lecz rozwija prawdę nauczaną już w Starym Testamencie. Na przykład u proroka Izajasza czytamy: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi”. Może czytelnicy rozumieli ten fragment jako wyższość Bożych myśli nad ludzkimi, przy jednoczesnym ich podobieństwie, co też odnosi się do wyższości Jego dróg w porównaniu z naszymi. Taka interpretacja także byłaby słuszna, gdyż w końcu Bóg jest Osobą o nieskończonej mądrości i nieograniczonej mocy. Jan jednak mówi wyraźnie, że Boże myśli są nie tylko większe od naszych w sensie ilościowym, ale również jakościowo są całkowicie różne od naszych. Boże myśli należą do duchowego świata, ludzkie zaś do świata intelektu. Duch jest w stanie opanować intelekt, lecz ludzki intelekt nigdy nie pojmie ducha. Ludzkie myśli nie są w stanie dorównać Bożym myślom. „Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi!”

Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i w jego wnętrzu umieścił organ służący do poznawania rzeczy duchowych. Organ ten umarł z chwilą, gdy człowiek zgrzeszył. „Umarli w grzechach” nie jest opisem śmierci ciała lub intelektu, lecz stwierdzeniem śmierci organu poznawania Boga - duszy ludzkiej. Teraz ludzie zmuszeni są polegać na innym organie, mającym o wiele mniejsze możliwości, nie przystosowanym do tego celu. Oczywiście mam tu na myśli umysł ludzki, będący siedzibą rozumu i pojmowania.

Człowiek nie jest w stanie poznać Boga rozumem; gdyż organ ten może co najwyżej doprowadzić człowieka do uznania faktu istnienia Boga. Światło rozumu może dopomóc w odkryciu pewnych ważnych faktów dotyczących Stwórcy. „To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy.” Moralność człowieka może zostać oświecona światłem natury, jednak głębsze tajemnice Boże pozostaną przed nim ukryte do czasu przyjęcia oświecenia z góry. „Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić.” Gdy Duch oświeci serce, wówczas ta część człowieka, która nigdy wcześniej nie widziała, zaczyna widzieć, a ta, która nigdy nie znała - zaczyna poznawać i to takim rodzajem poznania, którego najprzenikliwszy myśliciel nie jest w stanie osiągnąć. Człowiek rozumie odtąd w sposób głęboki i autorytatywny, nie potrzebuje żadnych racjonalnych dowodów, gdyż jego poznanie jest natychmiastowe, doskonale przekonujące i satysfakcjonujące.

„Człowiek nie może otrzymać niczego.” Na to właśnie Biblia kładzie nacisk. Człowiek może bardzo cenić wielkie możliwości ludzkiego rozumu, lecz Bóg nie przykłada do niego większej wagi. „Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata?” Rozum ludzki jest instrumentem doskonałym i użytecznym, gdy jest zastosowany w dziedzinach dla niego przeznaczonych. Rozum jest darem Bożym i Bóg bez wahania odwołuje się do niego, wołając do Izraela: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie!” Niezdolność i nieprzystosowanie ludzkiego rozumu, jako organu umożliwiającego poznanie Boga, nie wypływa z jego słabości, lecz z jego naturalnego nieprzystosowania do spełnienia tegoż zadania, ponieważ nie został dany jako organ służący poznawaniu Boga.

„Boży podbój”  z rozdziału – Oświecenie Duchem

Książka AW Tozera “Boży podbój” jest praktycznie niedostępna. Według wydawców nakład jest już wyczerpany i nie planują dodruku. W związku z tym zwróciłem się do wydawnictwa Vocatio z prośbą o pozwolenie umieszczenia obszernych fragmentów na moim blogu. Pozwolenie uzyskałem i dzięki uprzejmości Wydawnictwa Vocatio możemy zapoznać się z tą kolejną cenną pozycją A.W. Tozera. Za pozwolenie uprzejmie dziękuję.

wtorek, 15 stycznia 2013

Duch jest jak Chrystus

Na pełne szacunku pytanie: „Jaki jest Bóg?” właściwa odpowiedź zawsze będzie brzmiała: Bóg ,jest ,jak Chrystus”. Gdyż Chrystus jest Bogiem i ten właśnie Człowiek, który chodził pomiędzy ludźmi w Palestynie, był Bogiem, który zachowywał się jak Bóg w sytuacjach, które przeznaczyło dla Niego Wcielenie. Na pytanie: „Jaki jest Duch?” zawsze jest tylko jedna odpowiedź:

„Duch jest jak Chrystus”, ponieważ Duch jest bytem i Ojca, i Syna. Uczucia, które mamy względem Chrystusa i naszego niebiańskiego Ojca, powinniśmy również odczuwać względem Ducha, który od Ojca i Syna pochodzi. Duch Święty jest Duchem życia, światła i miłości. W Swojej nieogarniętej naturze jest bezgranicznym morzem ognia, płynącym i nieustannie się poruszającym, a w każdym Jego poruszeniu dokonują się odwieczne Boże zamiary. Wobec natury Duch wykonuje osobne dzieło, wobec świata jeszcze inne, i wobec Kościoła też inne. Każdy Jego czyn jest zgodny z wolą Trójjedynego Boga. Duch nigdy nie działa po wpływem impulsu lub nieprzemyślanej decyzji. Skoro jest Duchem Ojca, to żywi te same Ojcowskie uczucia wobec Swojego ludu. Dlatego nie powinniśmy czuć się obco znajdując się w Jego obecności. Duch będzie zawsze działał jak Jezus: wobec grzeszników będzie przepełniony współczuciem, wobec świętych będzie okazywał gorącą miłość, wobec ludzkiego cierpienia okaże najczulsze współczucie i najcieplejsze uczucia.

Nadszedł czas naszego upamiętania, gdyż zgrzeszyliśmy wiele i ciężko przeciwko błogosławionej Trzeciej Osobie. Gorzko i wrogo traktowaliśmy Go w domu Jego przyjaciół. Ukrzyżowaliśmy Go we własnej świątyni, podobnie jak Żydzi ukrzyżowali Odwiecznego Syna na wzgórzu Jerozolimy. Gwoździe, jakich użyliśmy, nie były z żelaza, lecz z materiału doskonałego i cennego, z którego zbudowane jest ludzkie życie. Z naszych serc wyjęliśmy przetopiony metal woli, uczuć i myśli, i z nich ukuliśmy gwoździe podejrzliwości, buntu i nieposzanowania. Nasze niegodne myśli o Jego Osobie i nieprzyjazne postawy wobec Niego przez niezliczone dni sprawiały Mu smutek i tłumiły Jego ogień. Zmiana tych czynów i postaw będzie jedynym prawdziwym, możliwym do zaakceptowania nawróceniem. Nawet tysiąc lat wyrzutów sumienia z powodu złych uczynków nie spodoba się Bogu tak bardzo, jak zmiana naszego zachowania i przemienione życie. „Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu.”

Najlepiej odpokutujemy nasze zaniedbania, jeśli zaczniemy szanować Ducha Świętego. Zacznijmy myśleć o Nim jak o kimś, kogo należy czcić i komu należy być posłusznym. Otwórzmy na oścież wszystkie drzwi i zaprośmy Go. Poddajmy Mu każde pomieszczenie świątyni naszego serca i nakłaniajmy Go, aby wszedł i przejął władzę jako Pan i Mistrz w swym własnym domu. Nie zapominajmy, że słodkie Imię Jezus ma niezmienną moc przyciągania Jego Obecności, tak jak pszczoły są pociągane zapachem koniczyny. Tam, gdzie szanuje się Chrystusa, tam Duch z pewnością będzie się czuł witany z radością. Tam, gdzie Chrystus jest uwielbiany, tam Duch będzie nieskrępowany, tam będzie się podobało i będzie się czuł jak w domu.

„Boży podbój”  z rozdziału - Zapomniany

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela

Stajemy tutaj przed metafizycznym problemem, którego ani nie można uniknąć, ani rozwiązać. W jaki sposób jedna osobowość może wejść w drugą? Szczera odpowiedź będzie po prostu brzmiała: nie wiemy. Ale można się postarać zrozumieć to dzięki prostemu porównaniu, zapożyczonemu od pisarza chrześcijańskiego tworzącego przed kilkoma wiekami. Wkładamy kawałek żelaza do paleniska i rozpalamy węgiel. Na początku mamy do czynienia z dwiema różnymi substancjami: żelazem i węglem. Wkładając żelazo do ognia osiągamy przenikanie żelaza przez ogień. Wkrótce po włożeniu ogień zaczyna przenikać żelazo, i jest już nie tylko żelazo w ogniu, ale i ogień w żelazie. Obydwie substancje są różne, lecz połączyły się tak ściśle i przeniknęły tak głęboko, że osiągnęły całkowite zespolenie.

W podobny sposób Duch Święty przenika naszego ducha. Przez cały czas doświadczania tego pozostajemy tą samą osobą. Nie dochodzi do naruszenia czy zmiany osobowości. Każdy pozostaje oddzielną istotą, tak jak przedtem. Różnica jednak polega na tym, że Duch nas teraz przenika i wypełnia naszą osobowość, a dzięki temu doświadczamy jedności z Bogiem. Jak powinniśmy myśleć o Duchu? Biblia oświadcza, że Duch jest Bogiem. Wszystkie atrybuty posiadane przez Boga przypisane są również Duchowi. Tym wszystkim, czym jest Bóg, jest również Duch Święty - uczy Biblia. Duch Boży stanowi jedność z Bogiem i jest równy Bogu, podobnie jak duch ludzki stanowi jedność z człowiekiem i jest równy człowiekowi. Jest to prawda obecna w każdym miejscu Pisma, tak więc powstrzymamy się tutaj przed przytaczaniem poszczególnych wersetów. Nawet najbardziej przypadkowy czytelnik jest w stanie odkryć to sam.

Kościół formułujący zasady wiary odważnie zapisał swoją wiarę w Bóstwo Ducha Świętego. Wyznanie Apostolskie daje świadectwo wiary w Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nie czyniąc między nimi Trzema żadnej różnicy. Ojcowie Kościoła, którzy zostawili nam Nicejskie Wyznanie Wiary, w przepięknym fragmencie zaświadczyli o swojej wierze w Bóstwo Ducha:

Wierzę w Ducha Świętego,
Pana i Ożywiciela,
Który od Ojca i Syna pochodzi.
Który z Ojcem i Synem
wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę.

Konflikty z powodu arian, do jakich doszło w IV wieku, doprowadziły ojców Kościoła do przedstawienia swojej wiary z jeszcze większą jasnością. Pomiędzy ważnymi pismami tamtych czasów znajduje się credo Atanazego. Nie jest istotne, kto je zapisał. Powstało ono jako próba przekazania nauczania Biblii o naturze Boga za pomocą możliwie niewielu słów. I rzeczywiście zostało ono zapisane z takim zrozumieniem i precyzją, jakich trudno by szukać w dziełach literatury światowej. Oto kilka fragmentów odnoszących się do Bóstwa Ducha Świętego:

Inna jest bowiem osoba Ojca, inna Syna, inna Ducha Świętego, lecz Ojca, Syna i Ducha Świętego jedno jest Bóstwo, równa chwała, współwieczny majestat. I nic w tej Trójcy nie jest wcześniejsze lub późniejsze, nic większe lub mniejsze, lecz Trzy Osoby w całości są tak samo wieczne i zupełnie równe, tak iż we wszystkim - jak już wyżej wypowiedziano - trzeba czcić i jedność w Trójcy, i Trójcę w jedności.

Kościół w swoich świętych hymnach uznawał Bóstwo Ducha, a w swoich natchnionych pieśniach radośnie Mu się poddawał. Niektóre z naszych hymnów do Ducha tak nam spowszedniały, że gubimy ich prawdziwe znaczenie. Takim hymnem jest wzniosły „Holy Ghost, With Light Divie” lub bardziej współczesny „Breathe on Me, Breath of God”, jak też wiele innych. Tak często były one śpiewane przez osoby, które osobiście nie doświadczyły ich treści, że dla większości zatraciły swoje znaczenie.

(…) Wierzę, że z chwilą, gdy powróci do nas moc Ducha, otworzą się na nowo źródła pieśni dawno zapomnianych. Pieśni nigdy nie sprowadzą Ducha Świętego, ale Duch Święty niezmiennie sprowadza ze sobą pieśni. Chrześcijańska doktryna o Duchu Świętym uczy, że jest On Bogiem przebywającym pomiędzy nami. Duch nie jest tylko posłańcem Bożym, ale sam jest Bogiem. Jest Bogiem, który ma społeczność ze Swoimi stworzeniami, sprawiając w nich zbawcze i odnawiające dzieło.

Osoby Trójcy Świętej nigdy nie działają osobno. Nie ośmielamy się też tak o nich myśleć, aby nie „rozdzielać Jedności”. Każdy czyn Boży dokonany jest przez wszystkie Trzy Osoby. Gdziekolwiek Bóg jest obecny w jednej Osobie, tam są obecne dwie pozostałe Osoby. Tam gdzie jest Duch, tam są również Ojciec i Syn. „Przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.” Dla dokonania jakiegoś konkretnego dzieła jedna z Osób może być chwilowo bardziej widoczna od pozostałych, lecz nigdy nie działa w pojedynkę. Bóg, jeśli w ogóle jest obecny, przychodzi we wszystkich Osobach.

„Boży podbój”  z rozdziału - Zapomniany

piątek, 11 stycznia 2013

Człowiek może umrzeć z głodu wiedząc wszystko o chlebie

Myśli przeciętnego członka Kościoła o Duchu są tak niejasne, jakby w ogóle ich nie było. Jeżeli taki chrześcijanin zastanowi się przez chwilę, wówczas zapewne wyobrazi sobie Ducha jako jakąś mglistą substancję, podobną do niewidzialnego obłoczka, obecną w kościele, a też unoszącą się nad dobrymi ludźmi w godzinie ich śmierci. Szczerze mówiąc, taki chrześcijanin nie wierzy nawet w te rzeczy, bardzo jednak chce w coś wierzyć. Nie czując się na siłach, by zbadać całą prawdę w świetle Pisma, idzie na kompromis i stara się usunąć wiarę w Ducha Świętego z centrum swojego życia, nie dopuszczając do jakichkolwiek praktycznych zmian w swojej osobie. Ten przykład opisuje myślenie zadziwiająco wielu szczerych ludzi, którzy z głębi serca pragną być chrześcijanami.

(…) Doświadczanie mocy Ducha w życiu osobistym jest rzeczą pierwszorzędną. Najważniejsze, abyśmy doświadczyli tej rzeczywistości w sposób jak najprostszy i najbardziej bezpośredni. Dziecko może jeść odżywki, nie wiedząc nic o chemii czy dietetyce. Chłopiec ze wsi może rozkoszować się miłością, nigdy nie słysząc o Zygmuncie Freudzie. Poznanie przez zawarcie znajomości jest zawsze lepsze od poznania przez przeczytanie opisu. Ten pierwszy rodzaj poznania ani nie zakłada, ani nie wymaga drugiego.

W religii, jeszcze bardziej niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie ludzkiego doświadczenia, konieczne jest przeprowadzenie wyraźnego oddzielenia wiedzieć od znać. Różnica ta jest w istocie podobna do istniejącej między wiedzą o jedzeniu a jedzeniem. Człowiek może umrzeć z głodu wiedząc wszystko o chlebie, tak samo może pozostać duchowo martwy, znając przy tym wszystkie historyczne fakty dotyczące chrześcijaństwa. „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.” Wystarczy, abyśmy zmienili jedno malutkie słówko w tym wersecie, a dostrzeżemy ogromną różnicę pomiędzy wiedzą a poznaniem. „A to jest życie wieczne, aby wiedzieli o Tobie, jedynym prawdziwym Bogu, oraz o Tym, którego posłałeś, Jezusie Chrystusie.” Jedno małe słowo zamienia życie w śmierć, dlatego że wchodzi w sam korzeń wersetu i zmienia radykalnie jego teologię.

Mówiąc to wszystko, doceniamy znaczenie wiedzy. Jej wartość polega na pobudzaniu w nas pragnienia do rzeczywistego doświadczania tego, o czym wiemy. I w ten sposób poznanie dzięki opisowi może doprowadzić do poznania dzięki osobistemu spotkaniu. Muszę jednak powiedzieć, że nie zawsze tak jest. Dlatego też nie wyciągajmy wniosku, że skoro uczymy się o Duchu, to już Go poznaliśmy. Poznanie Ducha Świętego dzieje się tylko przez osobiste spotkanie z Nim samym. Jak powinniśmy myśleć o Duchu? Bardzo dużo można się o Nim dowiedzieć studiując znaczenie słowa duch. Duch oznacza istnienie na poziomie ponad i poza poziomem materii; oznacza życie istniejące w inny sposób. Duch jest substancją, która nie ma ciężaru, objętości i nie można określić jej położenia. Te cechy należą do świata materii, lecz nie mają żadnego zastosowania wobec ducha. A jednak duch jest prawdziwym bytem i obiektywnie istnieje. Jeżeli trudno jest ci wyobrazić to sobie, porzuć te próby. W najlepszym wypadku będą to tylko nieudolne wysiłki umysłu pochwycenia prawdy, będącej poza zasięgiem jego możliwości. Nie stanie się nic złego, jeśli będziemy myśleć o Duchu nadając mu znane nam formy materialne, a wszystko to z powodu naszych ograniczeń intelektualnych.

Jak powinniśmy myśleć o Duchu? Biblia i teologia chrześcijańska uczą nas zgodnie, że jest On Osobą obdarzoną każdą cechą przypisywaną istocie osobowej, a więc: emocjami, intelektem i wolą. Duch wie, Duch chce, Duch kocha, czuje sympatię, antypatię i współczucie. Duch myśli, widzi, słyszy, mówi i czyni wszystko, do czego zdolna jest każda osoba. Duch Święty posiada jeszcze jedną cechę, która ma ogromne znaczenie dla każdego poszukującego serca: przenikliwość lub zdolność penetracji. Duch przenika materię, na przykład ludzkie ciało, przenika ludzki umysł, może przenikać innego ducha, na przykład ducha ludzkiego. Duch może całkowicie przeniknąć i połączyć się z duchem ludzkim. Duch może wtargnąć do ludzkiego serca i uczynić w nim miejsce dla siebie, bez wyrzucania czegokolwiek, co by należało do ludzkiej natury. Osobowość człowieka pozostanie nie zmieniona. Jednak zło moralne będzie musiało się usunąć.

„Boży podbój”  z rozdziału - Zapomniany

środa, 9 stycznia 2013

Duch Święty czeka na postawienie akcentu

Chrześcijańscy liberałowie popełnili tragiczny błąd nie doceniając bądź odrzucając bóstwo Chrystusa, a tym samym zostawili sobie jakiegoś Chrystusa - niedoskonałego, którego śmierć była tylko męczeństwem, a zmartwychwstanie mitem. Naśladujący wyłącznie Zbawiciela - dzieło człowieka, tak naprawdę żadnego Zbawiciela nie naśladują, a jedynie jakiś ideał, który nie może nic uczynić ponad wyśmianie ich słabości i grzechów. Jeżeli Syn Marii nie był Synem Boga, tak jak żaden człowiek nie mógłby być, to dla rasy ludzkiej nie ma jakiejkolwiek nadziei. Jeżeli Ten, który nazwał Siebie Światłością świata, był zaledwie tlącą się pochodnią, to ciemność spowijająca ziemię pozostanie tu na zawsze. Niektórzy pseudoprzywódcy chrześcijańscy wzruszą ramionami, lecz tym wzruszeniem ramion nie pozbędą się spoczywającej na nich odpowiedzialności za dusze będące pod ich opieką. Będą musieli zdać sprawę przed Bogiem za szkody wyrządzone tym wszystkim, którzy im zaufali, czyniąc ich swoimi duchowymi przewodnikami.

Liberalni chrześcijanie popełnili karygodny czyn zapierając się bóstwa Chrystusa, lecz my, którzy szczycimy się prawowiernością, nie powinniśmy dopuścić, aby oburzenie przesłoniło nam własne braki. Z pewnością ich błąd nie jest dla nas okazją do składania sobie gratulacji, gdyż w ostatnich latach popełniliśmy równie poważną religijną pomyłkę, która może być przyrównana do ich błędu. Nasze niedociągnięcie (czy może powinniśmy nazwać to uczciwie grzechem?) polegało na zlekceważeniu doktryny o Duchu do takiego stopnia, że właściwie odmówiliśmy należnego Mu miejsca w Trójcy. Nie było to wynikiem otwartej wypowiedzi doktrynalnej, gdyż w kwestii naszych oświadczeń doktrynalnych mocno opieramy się na Biblii. Nasza teoria jest zdrowa, lecz dochodzi do załamania, gdy przechodzimy do praktyki.

Nie jest to jakaś drobna różnica. Praktyczną wartość każdej doktryny można wykazać analizując, czy znajduje odbicie w naszych myślach i czy zmienia nasze życie. Po zastosowaniu tego testu widać, że wyznawana przez Kościoły ewangeliczne doktryna o Duchu Świętym nie posiada w sobie żadnej praktycznej wartości. W większości Kościołów chrześcijańskich Duch pomijany jest prawie całkowicie. Nikt prawie nie zwraca uwagi na to, czy Duch jest obecny, czy też Go nie ma. Jedynie doksologia i końcowe błogosławieństwo posiadają krótkie wzmianki dotyczące Jego Osoby. Ignorujemy Go tak całkowicie, że właściwie tylko przez grzeczność można nas nazwać wyznawcami Trójcy. Chrześcijańska doktryna o Trójcy Świętej odważnie stwierdza równość Trzech Osób Boskich, jak i prawo Ducha Świętego do bycia czczonym i wielbionym. To jest trynitarianizm. Wszystko, co choćby w niewielkim stopniu zniekształca tę naukę, w tym samym stopniu przestaje być trynitarianizmem.

Zaniedbanie przez nas doktryny o błogosławionej Trójcy miało i ma poważne konsekwencje. Doktryna jest niczym dynamit. Doktryna zaś musi znaleźć ujście. Dzieje się to poprzez akcentowanie i uwydatnienie jej w sposób umożliwiający zdetonowanie umieszczonego w niej ładunku mocy. Jeżeli tego nie uczynimy, wtedy doktryna taka będzie spokojnie leżeć na uboczu naszego umysłu, pozostawiając niezmienione całe życie. Nauka o Duchu Świętym jest ukrytym dynamitem. Jego moc czeka na Kościół, aby ją odkrył i użył. Moc Ducha Świętego nie zostanie udzielona w wyniku jakiejś cichutkiej zgody na natchnioną prawdę o Nim. Duch Święty nie troszczy się o to, czy w naszych wyznaniach wiary lub na ostatniej stronie śpiewników piszemy o Nim. Duch Święty czeka na postawienie akcentu. Gdy wkroczy do myślenia nauczycieli, wówczas zaspokoi oczekiwania słuchaczy. Z chwilą gdy Duch Święty przestanie być traktowany jak dodatek, a zacznie być fundamentem, wtedy Jego moc na nowo uwidoczni się pomiędzy ludźmi nazywającymi siebie chrześcijanami.

„Boży podbój”  z rozdziału - Zapomniany

wtorek, 8 stycznia 2013

Indeks książek AW Tozera wydanych w języku angielskim

W języku angielskim zostało wydanych bardzo wiele książek i publikacji autorstwa AW Tozera. Chcę zachęcić osoby indywidualne i wydawnictwa chrześcijańskie do tłumaczenia i wydawania, również w wersji elektronicznej tego bogactwa myśli, jakie na dzisiaj nie jest dostępne w języku polskim. 





Na podanej poniżej stronie internetowej znajduje się kompletny indeks książek AW Tozera, wydanych w języku angielskim, zachęcam do odwiedzenia tej strony.
http://www.awtozer.com/book_list/index.html

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Krzyż popularnego ewangelikalizmu nie jest krzyżem Nowego Testamentu

„Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata” Gal 4:16

Mając przed oczyma moje liczne niedoskonałości, chciałbym myśleć i mówić łaskawie o tych wszystkich, którzy przyozdabiają się w szlachetne Imię, od którego pochodzi nazywa, którą sobie przypisujemy: chrześcijanin. Ale jeśli dobrze pojmuję, co krzyż popularnego ewangelikalizmu nie jest krzyżem Nowego Testamentu. Można by go raczej nazwać nową i lśniącą ozdobą na piersi pewnego siebie i cielesnego chrześcijaństwa, którego ręce należą do Abla, ale głos jest głosem Kaina. Stary krzyż zabijał ludzi; nowy ludzi zabawia. Stary krzyż niweczył wszelką pokładaną w ciele ufność; nowy tę ufność podsyca. Stary krzyż sprowadzał łzy i krew; nowy przynosi śmiech. Ciało uśmiechając się w poczuciu pewności głosi krzyż i opiewa go w pieśniach, kłania się przed nim i wskazuje na niego, starannie stopniując napięcie słów - ale nie chce na tym krzyżu umrzeć i uparcie odmawia znoszenia jego hańby.

Dobrze wiem, że można przedstawić wiele ważkich argumentów potwierdzających naukę nowego krzyża. Przecież nowy krzyż ma swoich nawróconych oraz wielu naśladowców, a jego zwiastowanie to sukces mający odbicie w wielkich liczbach. Czyż nie powinniśmy się przystosować do zmieniających się czasów? Czy nie słyszeliśmy motta: „Nowe czasy, nowe drogi”? Któż będzie dzisiaj zainteresowany jakimś mrocznym mistycyzmem, sprowadzającym na siebie karę krzyża i sławiącym cnotę unikania rozgłosu oraz pokorę jako wartości godne praktykowania we współczesnym chrześcijaństwie? Oto właśnie te argumenty, a jest też wiele innych, może jeszcze bardziej nonszalanckich, które się wypowiada dla nadania pozoru mądrości pustemu i pozbawionemu znaczenia krzyżowi popularnego chrześcijaństwa.

Bez wątpienia jest wielu, którzy dostrzegają tragedię naszych czasów. Dlaczego milczą, skoro ich świadectwo jest tak bardzo potrzebne? W imieniu Chrystusa ludzie pozbawili krzyż Chrystusa sensu. Ludzie wykonali złoty krzyż za pomocą dłuta i przed nim zasiedli, jedzą i piją, i bawią się. W swojej ślepocie uznali dzieło własnych rąk za dzieło Bożej mocy. Może największą potrzebą naszych czasów jest nadejście proroka, który cisnąłby kamienne tablice u stóp góry i wezwał Kościół do pokuty albo na sąd.

(…) Możliwe, że jest wielu przytakujących naśladowców, którzy się wycofają, nie będąc w stanie zaakceptować wszystkich konsekwencji, jakie niesie ze sobą myśl o krzyżu. Są oni miłośnikami słońca i nie do zniesienia wydaje się im myśl, aby ciągle mieszkać pośród cienia. Nie życzą sobie mieszkać ze śmiercią ani żyć nieustannie w atmosferze umierania. Mają zdrowy instynkt. Kościół przesadził ze scenami na łożach śmierci, cmentarzami i pogrzebami. To z powodu stęchłego zapachu w kościołach, powolnego i uroczystego kroku duchownych oraz ściszonego śpiewu chóru wielu ludzi przychodzi tu po to tylko, aby oddać zmarłym ostatnią posługę. To wszystko zaś wpływa na kształtowanie myślenia o religii - że należy się jej bać, więc poddajemy się jej niczym poważnej operacji, której nie możemy uniknąć ze względu na zły stan zdrowia. Wszystko to nie jest religią krzyża, ale jej rażącą parodią. Cmentarne chrześcijaństwo, samo będąc bardzo odległe od doktryny krzyża, częściowo jest odpowiedzialne za pojawienie się w dzisiejszych czasach krzyża nowego i rozbawionego. Ludzie błagają o życie, a gdy się im powie, że życie przychodzi przez krzyż, nie są w stanie zrozumieć, jak to jest możliwe, gdyż nauczyli się kojarzyć krzyż z tablicami pamiątkowymi, z półmrokiem naw i bluszczem. Dlatego odrzucają prawdziwe przesłanie krzyża, a wraz nim pozbawiają się jedynej nadziei życia danej synom ludzkim.
(…) Życie, które idzie na krzyż i tam samo siebie uśmierca, by powstać z Chrystusem, jest bogactwem niebiańskim i nieśmiertelnym. Śmierć już nie ma nad nim mocy. Kto nie chce przynieść swego życia do krzyża, podobny jest do człowieka, który chce oszukać śmierć. Ostatecznie utraci je pomimo wszystkich swoich zmagań ze śmiercią. Człowiek, który bierze swój krzyż i naśladuje Chrystusa, wkrótce zauważy, że idzie w kierunku przeciwnym do grobu. Śmierć jest już za nim, przed nim zaś radosne i ciągle rozkwitające życie. Dni takiego człowieka nie będzie charakteryzował kościelny mrok, cmentarz, pusty ton, czarne szaty, które są tylko całunem spowijającym martwy Kościół. Jego dni będą „radością niewymowną i pełną chwały”.

Prawdziwa wiara to coś więcej niż tylko obojętne przytakiwanie. Prawdziwa wiara to miłosierne zaniesienie na krzyż przeklętego życia Adama. A to znaczy, że uznajemy wydany przez Boga wyrok skazujący naszą cielesność i dajemy Bogu prawo do zakończenia na krzyżu jej istnienia. Sami uważamy się za ukrzyżowanych z Chrystusem i za powstałych do nowego życia. Tam, gdzie istnieje taka wiara, Bóg zawsze będzie z nią współdziałał. Wtedy to rozpoczyna się niebiański podbój naszego życia, będący dziełem Boga biorącego w posiadanie naszą naturę przez gwałtowne, lecz pełne miłości wtargnięcie. Gdy już pokona nasz opór, wówczas przewiązuje nas sznurami miłości i pociąga ku Sobie. Wtedy my, „omdlali z widoku Jego piękna”, leżymy pokonani i dziękujemy mu ciągle na nowo za ten błogosławiony podbój. Wtedy odbudowane zostaje nasze zdrowie moralne, a my wznosimy oczy w górę błogosławiąc Boga Najwyższego. Potem zaś idziemy dalej, aby pokonać to, przez co zostaliśmy wcześniej pokonani.

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.”

Boży podbój - Zwycięstwo przez klęskę