poniedziałek, 1 października 2012

Naszą zmorą jest zeświecczona moralność

Nie sposób wnikliwie czytać dłużej Biblii i nie dostrzec przepaści, która dzieli postawę ludzi opisanych w Piśmie i ludzi nam współczesnych. Naszą zmorą jest zeświecczona moralność. Tam, gdzie autorzy Biblii widzieli Boga, my widzimy prawa natury. Ich świat był całkowicie zaludniony, nasz jest pusty. Ich świat był żywy i osobisty, nasz jest bezosobowy i martwy. Ich światem rządził Bóg, naszym rządzą prawa natury - a my na zawsze zostaliśmy pozbawieni obecności Boskiej.

Czym są owe prawa natury, które dla milionów zastąpiły Boga? Słowo „prawo” ma dwa znaczenia. Pierwsze dotyczy norm narzucanych przez władze, np. powszechnie znanych praw przeciwko napadom i grabieżom. Drugie służyć ma ujednoliconemu uchwyceniu dziejących się we wszechświecie procesów; lecz jest to podejście błędne. To, co dostrzegamy w przyrodzie, są to po prostu ścieżki Bożej mocy i mądrości przełożone przez dzieło stworzenia. Właściwie są to zjawiska a nie prawa, lecz my przez analogię do arbitralnych praw społecznych zwiemy je prawami.


Nauka obserwuje działanie mocy Bożych, odkrywa występujące w jakiejś dziedzinie wzory i nazywa je „prawami”. Jednolitość działań Boga umożliwia uczonym przepowiadanie naturalnych zjawisk. Wiarygodność postępowania Boga w Swoim świecie stanowi podstawę wszelkiej prawdy naukowej. W niej uczony lokuje całą swą wiarę. Ona służy mu za punkt wyjścia do wspaniałych i pożytecznych osiągnięć w różnych dziedzinach, takich jak: nawigacja, chemia, rolnictwo, czy nauki medyczne.


Religia, z kolei, zwraca się ku naturze Boga. Obchodzą ją nie ślady stóp Bożych na ścieżkach stworzenia, lecz Ten, kto po owych ścieżkach stąpa. Religia interesuje się głównie Tym, Który jest źródłem wszelkich rzeczy, mistrzem wszelkich zjawisk i każdego zjawiska z osobna. Z tej przyczyny Jego filozofia otrzymała wiele imion, z których najstraszniejsze jakie znam jest autorstwa Rudolfa Otto: „Bez względny, gigantyczny, nie zamierający ani na chwilę stres aktywnego świata.” Chrześcijanie lubują się w rozpamiętywaniu tego, że ów „stres świata” został niegdyś przedstawiony w słowach: „JESTEM, KTÓRY JESTEM”.- I że ich największy nauczyciel kazał zwracać się do siebie jako do Osoby: „Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje”. Ludzie Biblii prowadzili intymne rozmowy z tym „gigantycznym absolutem”, a prorok i święty szli za Nim w zachwycie oddania, ciepła, bliskości i głębokiego zaspokojenia.


“The absolute, the gigantic, never-resting active world stress.” The Christian delights to remember that this “world stress” once said “I AM” and the greatest teacher of them all directed His disciples to address Him as a person: ”When ye pray, say, Our Father which art in heaven, Hallowed be thy name.”

Omnipotencja [wszechmoc] Boża nie oznacza sumy wszystkich mocy, lecz atrybut Boga osobowego, którego chrześcijanie uznają za Ojca, Pana ich Jezusa Chrystusa i wszystkich, którzy wierzą, że ma On życie wieczne. Wiara ta jest dla czcicieli Boga źródłem cudownej mocy, podtrzymującej ich życie wewnętrzne. Ich wiara wznosi się do wielkiego skoku do wspólnoty z Tym, Który może dokonać wszystkiego czego zapragnie, dla którego nic nie jest trudne ani ciężkie, gdyż posiada On moc nie znającą granic.


Ponieważ zarządza On wszystkimi mocami we wszechświecie, wykonanie czegokolwiek jest dla niego zawsze tak samo łatwe. Cokolwiek robi, robi bez wysiłku. Nie traci przy tym energii i nie musi jej uzupełniać. Jego samowystarczalność sprawia, że nie potrzebuje szukać poza Sobą źródła odnowienia Swych sił. Wszelka moc, potrzebna Mu do zrobienia tego, co zamierza, zawarta jest w niepodważalnej pełni Jego jestestwa.


Pewien duszpasterz - A. B. Simpson, gdy był już koło pięćdziesiątki i zapadł na zdrowiu, i głęboko zniechęcony zamierzał porzucić służbę duchową, przypadkowo usłyszał prostą religijną pieśń murzyńską: „Dla Jezusa nic nie jest zbyt trudne. Żaden człowiek nie potrafi pracować tak jak Bóg”. To posłanie jak strzała trafiło w jego serce, wnosząc wiarę, nadzieje, oraz życie dla ciała i ducha. Simpson zapragnął samotności, a po okresie spędzonym sam na sam z Bogiem poczuł się całkiem uleczony i stanął na własnych nogach pełen radości, że znalazł to, co później stało się jednym z największych towarzystw misyjnych na świecie. Od czasu tego spotkania z Bogiem, przez 35 lat ze zdumiewającą gorliwością pracował on w służbie Boga. Jego wiara w Boga o bezgranicznej mocy dodała mu sił potrzebnych do wytrwania w dalszym życiu.


A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz