Liberalni
chrześcijanie popełnili karygodny czyn zapierając się bóstwa Chrystusa, lecz
my, którzy szczycimy się prawowiernością, nie powinniśmy dopuścić, aby
oburzenie przesłoniło nam własne braki. Z pewnością ich błąd nie jest dla nas
okazją do składania sobie gratulacji, gdyż w ostatnich latach popełniliśmy
równie poważną religijną pomyłkę, która może być przyrównana do ich błędu.
Nasze niedociągnięcie (czy może powinniśmy nazwać to uczciwie grzechem?)
polegało na zlekceważeniu doktryny o Duchu do takiego stopnia, że właściwie odmówiliśmy
należnego Mu miejsca w Trójcy. Nie było to wynikiem otwartej wypowiedzi doktrynalnej,
gdyż w kwestii naszych oświadczeń doktrynalnych mocno opieramy się na Biblii. Nasza
teoria jest zdrowa, lecz dochodzi do załamania, gdy przechodzimy do praktyki.
Nie
jest to jakaś drobna różnica. Praktyczną wartość każdej doktryny można wykazać
analizując, czy znajduje odbicie w naszych myślach i czy zmienia nasze życie.
Po zastosowaniu tego testu widać, że wyznawana przez Kościoły ewangeliczne
doktryna o Duchu Świętym nie posiada w sobie żadnej praktycznej wartości. W
większości Kościołów chrześcijańskich Duch pomijany jest prawie całkowicie. Nikt
prawie nie zwraca uwagi na to, czy Duch jest obecny, czy też Go nie ma. Jedynie
doksologia i końcowe błogosławieństwo posiadają krótkie wzmianki dotyczące Jego
Osoby. Ignorujemy Go tak całkowicie, że właściwie tylko przez grzeczność można
nas nazwać wyznawcami Trójcy. Chrześcijańska doktryna o Trójcy Świętej odważnie
stwierdza równość Trzech Osób Boskich, jak i prawo Ducha Świętego do bycia
czczonym i wielbionym. To jest trynitarianizm. Wszystko, co choćby w niewielkim
stopniu zniekształca tę naukę, w tym samym stopniu przestaje być
trynitarianizmem.
Zaniedbanie
przez nas doktryny o błogosławionej Trójcy miało i ma poważne konsekwencje.
Doktryna jest niczym dynamit. Doktryna zaś musi znaleźć ujście. Dzieje się to
poprzez akcentowanie i uwydatnienie jej w sposób umożliwiający zdetonowanie
umieszczonego w niej ładunku mocy. Jeżeli tego nie uczynimy, wtedy doktryna
taka będzie spokojnie leżeć na uboczu naszego umysłu, pozostawiając
niezmienione całe życie. Nauka o Duchu Świętym jest ukrytym dynamitem. Jego moc
czeka na Kościół, aby ją odkrył i użył. Moc Ducha Świętego nie zostanie
udzielona w wyniku jakiejś cichutkiej zgody na natchnioną prawdę o Nim. Duch
Święty nie troszczy się o to, czy w naszych wyznaniach wiary lub na ostatniej
stronie śpiewników piszemy o Nim. Duch Święty czeka na postawienie akcentu. Gdy
wkroczy do myślenia nauczycieli, wówczas zaspokoi oczekiwania słuchaczy. Z chwilą
gdy Duch Święty przestanie być traktowany jak dodatek, a zacznie być
fundamentem, wtedy Jego moc na nowo uwidoczni się pomiędzy ludźmi nazywającymi
siebie chrześcijanami.
„Boży
podbój” z rozdziału - Zapomniany
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz