piątek, 29 marca 2013

Bez niego możemy tylko błąkać się bez celu po pustyni

Prawie wszyscy chrześcijanie pragną pełni Ducha Świętego. Ale tylko nieliczni są gotowi spełnić warunki napełnienia przez Ducha. Ale czy można poznać pełnię Ducha, nie będąc przedtem napełnionym? Jednakże daremnie mówić o napełnieniu przez Ducha temu, kto nie wierzy, że może być napełniony. Nikt nie będzie oczekiwał czegoś, o czym nie jest przekonany. Najpierw bowiem musi być wiara w obietnice Boże zawarte w Piśmie Świętym.

Zanim pytanie: „Jak mogę być napełniony przez Ducha Świętego?” mieć będzie jakąkolwiek wartość, ten, kto szuka Boga, musi być przekonany, że jest to rzeczywiście możliwe, że jest to wolą Bożą dotyczącą jego i obietnicą zawartą w Piśmie Świętym. Człowiek, który wątpi w możliwość napełnienia, nie ma na co czekać. Gdzie nie ma oczekiwania, nie może być wiary, a bez wiary pytanie: „Jak?” - jest bezsensowne.

Nauczanie o Duchu Świętym w życiu człowieka wierzącego było przez ponad połowę ostatniego stulecia okryte mgłą niejasności. Królestwo chaosu otaczało tę prawdę. Dzieci Boże były uczone różnych, sprzecznych ze sobą doktryn wyprowadzanych z tych samych tekstów, ostrzegane, straszone i onieśmielane, aż wreszcie instynktownie wzbraniały się przed każdą nauką biblijną, która dotyczyła Ducha Świętego.

Chaos ten nie powstał przypadkowo. Uczynił to wróg. Szatan wie, że biblijne chrześcijaństwo pozbawione Ducha jest tak samo martwe, jak modernizm czy też herezje. Wróg robi więc wszystko, co jest w jego mocy, aby uniemożliwić nam przyjęcie naszego prawdziwego chrześcijańskiego dziedzictwa. Kościół bez Ducha jest tak samotny i bezradny, jak bezradny byłby Izrael na pustyni, gdyby go opuścił Słup Ognia. Duch Święty jest naszym Słupem Obłoku w dzień i Słupem Ognia w nocy. Bez niego możemy tylko błąkać się bez celu po pustyni.

A tak właśnie z pewnością dzieje się dzisiaj z nami. Kościół rozpada się na małe izolowane grupy, z których każda podąża za błędnym ognikiem, czy też świetlikiem, w mylnym mniemaniu, że podąża za Szehiną (Obłokiem Chwały). Jest to nie tylko pożądane, ale wręcz konieczne, abyśmy znów ujrzeli ten płonący Słup Ognia.

Kościół może mieć światło tylko wtedy, gdy jest pełen Ducha, a pełen Ducha może być tylko wtedy, gdy składa się z członków napełnionych - każdy z osobna - przez Ducha. Ponadto nikt nie może być napełniony, nie będąc przekonany, że owo napełnienie jest częścią całej woli Bożej; i że nie są to jakieś specjalne, dziwne, nadzwyczajne, czy też niezwykłe dodatkowe poczynania Boga, lecz właściwe dla Niego duchowe działania, oparte i wynikające z dzieła odkupienia dokonanego przez Chrystusa. Poszukujący musi być pewny i całkowicie przekonany, musi ufać, iż to Bóg chce namaścić go świeżą oliwą z rogu, niezależnie od wielu, wielu tysięcy błogosławieństw, jakie mógł już przedtem otrzymać z Jego dobrej ręki.

Dopóki nie będzie tak przekonany, zalecam, aby poświęcał sporo czasu na post, modlitwę i rozmyślanie nad Słowem Bożym. Wiara przychodzi przez Słowo Boże. Nie wystarczą sugestie, nawoływania i psychologiczne oddziaływanie świadectwa tych, którzy, być może, zostali napełnieni przez Ducha Świętego wcześniej. Jeżeli jego przekonanie nie pochodzi z samego Słowa Bożego, nie powinien zbytnio się spieszyć,  ani poddawać się emocjonalnym manipulacjom tych, którzy zawzięcie pragną wymusić zewnętrzne efekty. Bóg jest wspaniale cierpliwy i pełen zrozumienia. Będzie czekał, aż każde, nawet najpowolniejsze serce pojmie prawdę. A tymczasem poszukujący powinien spokojnie czekać w pełni ufności. We właściwym czasie Bóg przeprowadzi go przez Jordan. Niech nie zrywa się i nie biegnie na oślep przed siebie. Zbyt wielu już tak uczyniło, co przyniosło klęskę w ich chrześcijańskim życiu.

fragment z książki „Klucz do głębszego życia”

wtorek, 26 marca 2013

Ile jest darów?

Przyjmuje się zazwyczaj, że istnieje dziewięć darów Ducha (o tylu wspomniał Paweł w dwunastym rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian). W rzeczywistości Paweł wymienił nie mniej niż siedemnaście darów (1 Kor 12, 4-11 i 27-31; Rz 12, 3-8; Ef 4, 7-11). Nie są to zwykłe wrodzone zdolności, ale dary udzielone specjalnie przez Ducha Świętego, aby dopasować wierzącego do jego miejsca w Ciele Chrystusa. Są one jakby piszczałkami wielkich organów, dającymi muzykowi szeroką skalę i zakres do tworzenia muzyki najwyższej jakości. Ale powtarzam: są one czymś więcej niż naturalnymi zdolnościami, są darami duchowymi.

Naturalne zdolności umożliwiają człowiekowi pracę w świecie fizycznym; natomiast przez Ciało Chrystusa Bóg wykonuje pracę wiekuistą, znajdującą się ponad i poza zakresem upadłej natury. Do tego potrzebne są nadprzyrodzone zdolności. Praca religijna może być wykonana dobrze i umiejętnie przez zwykłego człowieka bez darów Ducha. Ale praca duchowa, przeznaczona dla wieczności, musi być wykonana tylko przez Wiecznego Ducha. Żadna praca nie ma charakteru wiekuistego, jeśli nie jest wykonana przez Ducha za pomocą darów, w które On sam wyposaża dusze ludzi odkupionych.

Od pokoleń pewni nauczyciele Ewangelii wmawiali nam, że dary Ducha ustały wraz ze śmiercią apostołów lub z powstaniem Nowego Testamentu. Rzecz jasna, ani jedna sylaba Biblii nie popiera tej doktryny, a jej propagatorzy muszą przyjąć pełną odpowiedzialność za takie manipulowanie Słowem Bożym. W rezultacie takiego błędnego nauczania jest wśród nas niezmiernie mało jednostek obdarzonych duchowo. Gdy na przykład rozpaczliwie potrzebujemy przywódców z darem rozróżniania i nie znajdujemy ich, jesteśmy zmuszeni opierać się na metodach tego świata.

Nasze niepokojące czasy głośno domagają się ludzi z darem proroctwa. Zamiast nich mamy takich, którzy badają, głosują i dyskutują. Potrzebujemy ludzi z darem wiedzy, a znajdujemy wykształconych specjalistów i nic więcej. Tak więc możemy oczekiwać, że nadejdzie tragiczna godzina, gdy Bóg usunie nas na bok jako „tak zwanych biblijnie wierzących” i wzbudzi nowy ruch dla utrzymania na ziemi żywego chrześcijaństwa Nowego Testamentu. Nie mówmy: „’Abrahama mamy za ojca’,  bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi” (Mt 3,9). Istotną prawdą jest, że Pismo Święte wyraźnie stwierdza o konieczności posiadania darów Ducha. Paweł zachęca, żebyśmy zarówno „pragnęli”, jak i „starali się” usilnie o duchowe dary (1 Kor 12, 31; 14,1). To nie jest rzeczą dowolną dla nas, lecz raczej biblijnym nakazem dla wszystkich, którzy zostali napełnieni Duchem.

Konieczne jest w tym miejscu pewne ostrzeżenie. Poszczególne dary duchowe nie są, jak to Paweł starannie wyjaśnia, jednakowej wartości. Pewni bracia wyolbrzymili, bez zachowania jakichkolwiek proporcji, jeden z siedemnastu darów. Wśród tych braci były i są pobożne dusze, ale ogólne moralne rezultaty takiego nauczania nie były dobre. Przyniosło ono w praktyce wiele zuchwałych popisów, skłonność do polegania na przeżyciu zamiast na Chrystusie oraz częsty brak zdolności odróżniania uczynków ciała od działania Ducha. Błądzą zarówno ci, którzy stwierdzają, iż dary Ducha nie są przeznaczone dla nas we współczesnych czasach, jak i ci, którzy uczynili z jednego z darów hobby. I jedni, i drudzy nie baczą na to, iż wszyscy cierpimy z powodu konsekwencji ich błędów.

Obecnie nie ma powodów, abyśmy pozostawali dłużej w wątpliwościach. Mamy wszelkie prawa, aby oczekiwać, że nasz Pan udzieli swemu Kościołowi darów duchowych, których w rzeczywistości nigdy nie odebrał. To tylko my, z powodu naszych błędów lub niewiary, nie umiemy ich przyjąć. Jest bardziej niż prawdopodobne, że nawet teraz Bóg udziela gdzieś darów Ducha, komu tylko może, i w mierze, w jakiej może, o ile tylko Jego wymagania są spełnione, nawet choćby w sposób niedoskonały. Gdyby tak nie było, wówczas zgasłaby pochodnia prawdy. Jest jednakże jasne, że wciąż jeszcze nie rozumiemy w pełni, co Bóg mógłby uczynić dla swojego Kościoła, gdybyśmy wszyscy upadli przed Nim z otwartą Biblią i zawołali: „Oto jestem Twoim sługą, Panie! Niech mi się stanie, jak chcesz”.

Fragment z książki „Klucz do głębszego życia”

piątek, 22 marca 2013

Wzajemne więzi

Każdy członek Kościoła jest przyłączony do całości przez więzi życia. Tak jak duszę człowieka można nazwać życiem jego ciała, tak życiem Kościoła jest zamieszkujący w nim Duch Chrystusa. Idea, że Kościół jest Ciałem Chrystusa, nie jest błędem wynikającym ze zbyt poważnego traktowania metaforycznego sposobu wyrażania się. Apostoł Paweł w trzech listach przedstawia tę prawdę tak spokojnym tonem i z takim mnóstwem szczegółów, że wyklucza to użycie przez niego przypadkowej metafory, której by nie można było potraktować dosłownie.

Jasna i dobitna nauka wielkiego apostoła mówi, że Chrystus jest Głową Kościoła, który jest Jego Ciałem. To starannie dobrane porównanie jest kontynuowane w dalszych fragmentach. Z tej doktryny wynikają określone wnioski oraz określone moralne postępowanie. Tak jak normalny człowiek składa się z ciała zbudowanego z różnych podporządkowanych sobie wzajemnie części i rządzącej nimi głowy, tak prawdziwy Kościół jest ciałem, poszczególni chrześcijanie członkami, a Chrystus Głową.


Mózg działa poprzez części ciała, używając ich do wypełniania rozumnych celów. Paweł mówi o nodze, ręce, uchu i oku jako o członkach ciała, z których każdy spełnia swoją odpowiednią, choć ograniczoną rolę; a Duch jest tym, który przez nie działa (1 Kor 12,1-31). Apostoł Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian w rozdziale 12 najpierw wylicza określone dary duchowe i wskazuje na konieczność ich objawienia, a dopiero potem naucza o tym, że Kościół jest Ciałem Chrystusa. Głowa może działać tylko wtedy, gdy ma do dyspozycji organy przeznaczone do różnych celów. To mózg widzi, ale musi mieć oko, aby przez nie móc widzieć. To mózg słyszy, ale musi mieć ucho, aby słyszeć.


I tak jest ze wszystkimi częściami ciała, traktowanymi przez mózg jako narzędzia, bowiem dzięki nim dociera on do świata zewnętrznego, aby realizować swe plany. Cała praca człowieka jest wykonywana przez jego mózg, tak samo cała praca Kościoła jest wykonywana przez Ducha, i tylko przez Niego. Aby praca Kościoła mogła być wykonana, musi Duch umieścić w ciele odpowiednie członki wyposażone w zdolności, specjalnie przydatne do działania jako Jego narzędzia, dzięki którym może dążyć do obranych celów. Tak wygląda w skrócie idea darów Ducha.


fragment z książki "Klucz do głębszego życia"

środa, 20 marca 2013

Czym jest prawdziwy Kościół?

Każdy problem duchowy jest w gruncie rzeczy problemem teologicznym, Jego rozwiązanie będzie zależeć od nauki Pisma oraz jej właściwego zrozumienia. To właściwe zrozumienie daje duchowy punkt widzenia, jakby dogodne miejsce obserwacyjne, z którego można obejrzeć cały krajobraz naraz, a każdy szczegół widzi się we właściwej relacji do całości. Gdy taki korzystny punkt widzenia zostanie osiągnięty, mamy możliwość ocenić każdą naukę lub interpretację, jaka jest nam przedstawiana w imię prawdy.

Prawdziwe rozumienie darów Ducha w Kościele musi zależeć od właściwej koncepcji istoty Kościoła. Problem darów nie może być wyizolowany z większego zagadnienia i stawiany odrębnie. Prawdziwy Kościół jest zjawiskiem duchowym, które pojawia się w ludzkim społeczeństwie i jest z nim do pewnego stopnia związane, jednakże pewne istotne cechy wyróżniają go w sposób jaskrawy spośród tego społeczeństwa. Jest on złożony z osób duchowo odrodzonych, które tym różnią się od innych, że mają w sobie wyższy rodzaj życia, który został im dany podczas duchowego narodzenia na nowo.

Są dziećmi Bożymi w znaczeniu nieosiągalnym dla żadnych innych stworzonych istot. Ich pochodzenie jest Boże, a ojczyzna w niebie. Wielbią, Boga w Duchu Świętym, radują się w Jezusie Chrystusie i nie pokładają zaufania w ciele. Tworzą wybrane pokolenie, królewskie kapłaństwo, święty naród, szczególny lud. Stali się orędownikami sprawy Tego odtrąconego i ukrzyżowanego Człowieka, który mienił się Bogiem, który zaręczył swoim świętym honorem, że przygotuje im miejsce w domu swego Ojca i powróci, aby ich tam w radości zaprowadzić. Oni tymczasem niosą Jego krzyż, cierpią dla Jego imienia wszelkie zniewagi, którymi obsypują ich ludzie, i działają jako Jego ambasadorowie, czyniąc  w Jego imieniu dobro wszystkim ludziom.

Wierzą niezachwianie, że będą uczestniczyć w Jego triumfie, dlatego gotowi są dzielić Jego odtrącenie przez społeczeństwo, które ich nie rozumie. I nie ma w nich zimnych uczuć - tylko miłosierdzie, współczucie, pragnienie, aby wszyscy ludzie mogli dojść do nawrócenia i pojednać się z Bogiem. Tak w skrócie można streścić tylko jeden aspekt nauki Nowego Testamentu dotyczącej Kościoła. Natomiast inna prawda, bardziej znacząca i odkrywcza dla tych, którzy poszukują wiedzy o darach Ducha, mówi, że Kościół jest duchowym ciałem, organiczną jednością połączoną przez istniejące w nim życie.

fragment z książki „Klucz do głębszego życia

poniedziałek, 18 marca 2013

A co z darami Ducha?

„Nie chciałbym, bracia - pisał Paweł do Koryntian - byście nie wiedzieli o darach duchowych”. Z pewnością Paweł nie miał tu na myśli nic uwłaczającego, a raczej wyrażał życzliwe przekonanie, że jego bracia w wierze nic powinni być ani nieświadomi, ani też mylić się co do prawdy tak istotnej. Od pewnego czasu jest oczywiste, że my, biblijnie wierzący chrześcijanie, nie korzystamy z głębszych bogactw łaski, które Bóg przeznaczył dla nas. W konsekwencji jesteśmy narażeni na wielkie, a nawet tragiczne cierpienia. Takim błogosławionym skarbem, którego nam brakuje, jest prawo do posiadania darów Ducha, które zostały z taką jasnością i w takiej pełni przedstawione w Nowym Testamencie.

Zanim jednak przejdziemy dalej, pragnę wyjaśnić, że w tej sprawie nigdy nie zmieniałem zdania. W tym, co tu piszę, wyrażam moje przekonanie, jakie mam od wielu lat. Przedstawiam tu po prostu te wszystkie prawdy, które wyznawałem publicznie, pełniąc przez cały czas czynności duszpasterskie, i które ogłaszałem z pełną świadomością, zawsze gdy byłem przekonany, że moi słuchacze mogą je przyjąć. Postawy wobec darów Ducha, jakie przeważają wśród chrześcijan w ostatnich latach, można podzielić na trzy grupy. Pierwsza: są tacy, którzy tak wyolbrzymiają fakt istnienia darów Ducha, że nic innego już ich nie interesuje.

Druga: są tacy, którzy odrzucają możliwość, żeby dary Ducha były przeznaczone dla wierzących w naszym okresie historycznym. Ostatnio pojawiła się jeszcze i trzecia grupa, tak nieliczna, że aż trudna przez to do pełnej klasyfikacji. Są to ludzie pragnący poznać prawdę o darach Ducha i doświadczyć wszystkiego, co Bóg przeznaczył dla nich w ramach zdrowej nauki Nowego Testamentu. Dla nich właśnie zostały napisane te słowa.

fragment z książki – „Klucz do głębszego życia”

czwartek, 14 marca 2013

Słuchanie bez posłuszeństwa

Istnieje jednomyślne świadectwo największych chrześcijan, że im bliżej doszli do Boga, tym wyraźniejsza, mieli świadomość grzechu i własnej niegodności. Najczystsze dusze nigdy nie wiedziały, jak bardzo są czyste, a najwięksi święci nigdy nie domyślali się, że są wielcy. Samą myśl o tym, że są dobrzy lub wielcy, odrzuciliby jako diabelskie pokuszenie.

Byli oni tak pochłonięci wpatrywaniem się w oblicze Boga, że rzadko poświęcali choć chwilę na przyglądanie się sobie. Z punktu widzenia świadomości duchowej zawsze trwali w sprzeczności: z jednej strony wiedzieli, że zostali oczyszczeni przez krew Baranka, a z drugiej strony wciąż czuli, że zasłużyli jedynie na śmierć i piekło, jako sprawiedliwą zapłatę. Uczucie to silnie przebija z listów Pawia, można je także znaleźć w prawie wszystkich nabożnych księgach i pieśniach.

Jakość chrześcijaństwa musi się zasadniczo zmienić, jeśli obecne, niezwykle zainteresowanie religią nie ma pozostawić Kościoła w gorszym stanie, niż był, zanim pojawiło się to zjawisko. Wierzę, że jeśli zaczniemy słuchać, usłyszymy Pana mówiącego do nas tak, jak kiedyś przemówił do Jozuego: „teraz więc wstań, przepraw się przez ten oto Jordan, ty i cały ten lud, do ziemi którą Ja daję Izraelitom”. (Joz. 1, 2)

Albo też usłyszymy autora Listu do Hebrajczyków mówiącego: „Dlatego pominąwszy podstawowe nauki o Chrystusie, przenieśmy się do tego, co doskonałe...”. (Hebr. 6,1). Z pewnością zaś usłyszymy Pawła napominającego nas: „napełniajcie się Duchem”(Ef. 5,18).

Jeśli jesteśmy wystarczająco czujni, by usłyszeć głos Boga, nie powinniśmy zadowalać się jedynie „wierzeniem” w to, co słyszymy. Czy można jedynie wierzyć w słuszność nakazów? Nakazy są po to, aby je wypełniać, i dopóki tego nie czynimy, dopóty właściwie nic nie uczyniliśmy. Natomiast usłyszeć je i nie okazać posłuszeństwa, szczególnie w świetle bliskiego powrotu Chrystusa i nadejścia Sądu, jest czymś nieskończenie gorszym niż nie usłyszeć ich w ogóle.

Fragment z książki – „Klucz do głębszego życia”

poniedziałek, 11 marca 2013

Nowa tęsknota

W dzisiejszych czasach, w sercach rosnącej liczby biblijnie wierzących chrześcijan narasta nowa tęsknota za nadzwyczajnym przeżyciem duchowym. A jeszcze więcej jest takich, którzy lękają, się tego i którzy wysuwają zastrzeżenia wskazujące na niezrozumienie prawd lub oczywistą niewiarę. Wśród przyczyn wpływających na owo niezrozumienie wymieniają oni neurotyczność, psychozy, wyznawców pseudochrześcijańskich kultów i nieposkromionych fanatyków, podciągając ich pod wspólny mianownik, jako zwolenników „głębszego życia”.

Chociaż, rzecz jasna, jest to zupełnie niedorzeczne, sam fakt istnienia takiego pomieszania pojęć zmusza tych, którzy zalecają życie w pełni Ducha, do określenia swych pojęć i wyjaśnienia stanowiska. A więc o co nam chodzi i co zalecamy? Jeżeli chodzi o mnie, jestem głęboko przeświadczony o tym, że nauczam jedynie Chrystusa, i to Ukrzyżowanego. Abym mógł przyjąć jakąś naukę lub nawet jakiś kierunek, muszę być przekonany, że jest to nauka biblijna, a także apostolska z ducha i charakteru. Musi ona także być w pełnej zgodzie z tym, co najlepsze w historii i tradycji Kościoła, co wyrażało się najdoskonalszymi uczynkami poświęcenia, najwspanialszymi i najbardziej promiennymi hymnami i najwznioślejszymi przeżyciami, jakie przejawiały sic w biografiach chrześcijan.

Musi ona mieścić się we wzorcu prawdy, jaki przekazały nam takie święte dusze, jak na przykład Bernard z Clairvaux, Jan od Krzyża, Molinos, Mikołaj z Kuzy, John Fletcher, Dawid Brainerd, Reginald Heber, Evan Roberts, generał Booth i wiele innych dusz, które choć mniej uhonorowane i jeszcze mniej znane. stworzyły to, co dr Paul S. Rees (w innym, co prawda, kontekście) nazywa ,.ziarnem przetrwania”. Termin ten jest trafny, ponieważ to właśnie tacy wyjątkowi chrześcijanie uratowali chrześcijaństwo od popadnięcia pod całkowity wpływ duchowej miernoty, którą należało przezwyciężyć.

Kiedy mówimy o głębszym życiu . nie chodzi nam w istocie rzeczy o nic głębszego niż po prostu o wiarę Nowego Testamentu. Chodzi raczej o nakłonienie wierzących, aby sięgnęli do głębi Ewangelii, poszukując tych bogactw, które ona z pewnością zawiera, a których z pewnością nam brakuje. „Głębsze życie” jest głębsze tylko dlatego, że życie przeciętnego chrześcijanina jest tragicznie płytkie. Głoszący dzisiaj zasady „głębszego życia” ustępują każdemu z chrześcijan, którzy otaczali Pawła lub Piotra w okresie wczesnego chrześcijaństwa. Nie osiągnęli oni jeszcze, być może, zbyt dużego postępu, jednak ich twarze są już zwrócone ku światłości i przywołują nas. Przykro jest patrzeć. jakich to używamy zabiegów, aby usprawiedliwić naszą niechęć do zwracania uwagi na ich wołanie, na ich wezwanie, aby przez osobiste, duchowe doświadczenia wejść w posiadanie tych wielkich przywilejów danych nam w Jezusie Chrystusie, aby starać się rozsmakować we wspaniałych owocach wewnętrznego uwielbienia tak w duchu, jak i w prawdzie. Aby osiągnąć ten ideał, musimy, jeśli to konieczne, posunąć się dalej niż nasi zadowoleni bracia i sami ponieść konsekwencje wszelkiego rodzaju nacisków, mogących z powyższych powodów powstać.

(…) Czy ktoś, kto jest prawdziwie zrodzony z Ducha, o ile nie ma uprzedzeń pochodzących ze złego nauczania, może opierać się takiemu doskonałemu oczyszczeniu serca, które by umożliwiło mu doskonale miłować Boga i godnie Go uwielbiać? Właśnie w tym sensie mówimy o potrzebie doświadczenia „głębszego życia”. Chodzi nam tylko o to, aby to doświadczenie przeniknęło serce, a nie było jedynie akceptacją umysłu. Nikefor, ojciec Kościoła Wschodniego, w małej rozprawce o życiu w pełni Ducha, rozpoczyna od wezwania, które brzmi dla nas dziwnie dlatego tylko, że od dawna jesteśmy przyzwyczajeni naśladować Jezusa z daleka i żyjemy wśród ludzi, którzy również naśladują Go z daleka.

„Ty, który pragniesz zdobyć cudowną, boską jasność naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, który pragniesz odczuć Boży ogień w swoim sercu, który dążysz do doznania i praktycznego odczucia pojednania z Bogiem, który w celu odkrycia i wzięcia w posiadanie skarbu zakopanego wgłębi twego serca odrzucasz wszystko, co światowe, który pragniesz, by właśnie teraz płomień twej duszy zajaśniał, i dla tego celu wyrzekasz się całego świata, który chcesz przez świadome przeżycie poznać i przyjąć Królestwo Niebieskie przebywające w tobie, pójdź, a ja udzielę ci nauki wiecznego, niebiańskiego żywota,..”

Takie cytaty z łatwością można by mnożyć i wypełnić nimi pół tuzina tomów. W żadnej generacji nie obumarła całkowicie tego rodzaju tęsknota do Boga. Zawsze są tacy, którzy gardzą marnymi ścieżkami i z uporem starają się kroczyć stromą drogą duchowej doskonałości. A jednak, co jest dosyć dziwne, słowo „doskonałość” nigdy nie oznaczało dla nich duchowego punktu końcowego, ani też takiego stanu czystości ducha, który czyniłby czujność i modlitwę niepotrzebną. Jest dokładnie na odwrót.

Fragment z książki "Klucz do głębszego życia"

piątek, 8 marca 2013

Gdyby Paweł mógł dzisiaj wygłaszać kazania

„…wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa… Żeby poznać Go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci.” Flp 3:8,10

Słowami: „Żebym Go poznał” odpowiadał Paweł na palące żądania ciała i zdążał ku doskonałości. Wszystko, co było mu zyskiem, uznawał za szkodę wobec doniosłości, jaką jest poznanie Pana, Jezusa Chrystusa. A jeśli poznać Go lepiej, znaczyło cierpienie lub nawet śmierć, niczym to było dla Pawła. Upodobnienie się do Chrystusa było dla niego warte każdej ceny. Łaknął Boga tak, jak spragniony jeleń wody ze strumienia, a jego uczucia nie miały nic wspólnego z chłodnym wyrachowaniem.

Być może, mnóstwo przyziemnych ostrzeżeń i wymówek starało się powstrzymać Pawła. Wszystkie je dobrze znamy. Na przykład: „Uważaj na swoje zdrowie” - ostrzega rozważny przyjaciel. „Narażasz się na niebezpieczeństwo utraty psychicznej równowagi” - mówi inny. „Zyskasz reputację ekstremisty” - nawołuje trzeci, a trzeźwy nauczyciel Biblii, pełen teologii zamiast pragnienia, śpieszy z zapewnieniem, że nie ma już czego poszukiwać. „Jesteś przyjęty w Umiłowanym - mówi i ubłogosławiony wszystkimi duchowymi błogosławieństwami niebios w Chrystusie. Czegóż więcej pragniesz? Musisz tylko wierzyć i czekać na dzień Jego triumfu”.

Tak samo byłby napominany Paweł, gdyby żył dziś wśród nas. Bo w takim też sensie wzniosłe dążenia świętych są odrzucane i tłamszone, gdy podejmują wysiłki, aby doświadczyć coraz bliższej społeczności z Bogiem. Ale znając Pawła, można z całą pewnością stwierdzić, że zignorowałby te „dobre” rady i dążył do celu - po wielką nagrodę powołania Bożego w Chrystusie Jezusie. I my dobrze uczynimy, jeżeli staniemy się jego naśladowcami.

Gdy apostoł woła: „Żebym Go poznał”, używa słowa „poznać” nie w znaczeniu intelektualnym, lecz praktycznym. Takiego znaczenia musimy szukać w sercach a nie w umysłach. Wiedza teologiczna jest wiedzą o Bogu. Jest niezbędna, lecz niewystarczająca. Znajduje się w takim stosunku do potrzeb duchowych człowieka, jak studnia do potrzeb wędrowca. Nie do dołu otoczonego kamiennymi kręgami tęskni spragniony wędrowiec, lecz do orzeźwiającej, chłodnej wody, która z niego bije. To nie intelektualna wiedza o Bogu gasi odwieczne pragnienia ludzkich serc, lecz Osoba Boga i Jego Obecność. Tego dowiadujemy się z doktryny chrześcijańskiej. Chodzi jednak o coś więcej niż o doktrynę. Chrześcijańska prawda jest nam dana nie po to, aby zastąpić Boga, lecz nas przywieść do Niego.

fragment z książki „Klucz do głębszego życia”

środa, 6 marca 2013

Czym jest głębsze życie?

Przypuśćmy, że jakaś anielska istota, która od dnia stworzenia doświadczała głębi i wspaniałości przebywania w Bożej obecności, pojawiłaby się na ziemi i przez pewien czas żyła między nami, chrześcijanami. Czy nie sadzicie, że byłaby zaszokowana tym, co by ujrzała?

Zastanawiałoby ją, na przykład, jak możemy być zadowoleni z naszych ubogich, byle jakich przeżyć duchowych. Mamy przecież posłanie Boże, nie tylko zapraszające nas do udziału w świętej społeczności z Nim, lecz także dające nam dokładne wskazówki, jak to osiągnąć. Tej istocie, doznającej szczęścia z bliskiego związku z Bogiem, trudno byłoby zrozumieć niedbałego, łatwego do zaspokojenia byle czym, ducha charakteryzującego większość dzisiejszego chrześcijaństwa.

A gdyby nasza hipotetyczna istota znała takie żarliwe dusze, jak Mojżesz, Dawid, Izajasz, Paweł, Jan, Szczepan, Augustyn, Rolle, Rutherford (Samuel), Newton, Brainerd czy Faber, mogłaby logicznie wywnioskować, że chrześcijaństwo XX wieku źle zrozumiało niektóre istotne zasady wiary i zatrzymało się w miejscu z braku prawdziwego poznania Boga.

A gdyby tak zasiadła na zwykłej sesji jakiejś konferencji biblijnej i usłyszała to wszystko, co z ekstrawagancją przypisujemy sobie jako wierzący w Chrystusa, a następnie porównała to z naszymi rzeczywistymi duchowymi przeżyciami? Wtedy, z pewnością, odkryłaby wielką sprzeczność pomiędzy tym, za kogo się uważamy, a tym, kim jesteśmy w rzeczywistości. Śmiałe stwierdzenia, że jesteśmy synami Bożymi, że zostaliśmy zmartwychwzbudzeni wraz z Chrystusem i wraz z Nim posadzeni w niebiosach, że mieszka w nas Duch dający życie, że jesteśmy członkami Ciała Chrystusowego i dziećmi nowo narodzonymi, są negowane przez nas samych, przez nasze postawy, nasze zachowanie, a przede wszystkim przez brak w nas ducha uwielbienia.

Gdyby nasz gość z nieba wskazał nam na wielką rozbieżność między naszymi zasadami wiary a naszym życiem, zbyto by go wyjaśnieniem, że jest to zwyczajna różnica między naszym niewzruszonym stanowiskiem w wierze a zmieniającym się stanem. (Obydwa pojęcia stan i stanowisko są elementami teologii protestanckiej. Wyrażają one: stanowisko to co jest prawdą w wierze, w Chrystusie, jako cel; oraz stan - bieżące, ziemskie niedoskonałe życie przyp. tłum.) Wtedy z pewnością przeraziłby się, że będąc istotami stworzonymi na podobieństwo Boże, pozwalamy sobie na uprawianie gry słownej i niepoważne traktowanie własnych dusz. Czyż nie jest znamienne, że ze wszystkich biblijnie wierzących chrześcijan ci, którzy przykładają największą wagę do Pawła, są często najmniej „pawłowi” z ducha? Jest ogromna i istotna różnica pomiędzy przyjęciem wyznania Pawła a życiem jak Paweł. Niektórzy z nas, od lat obserwujący z sympatią scenę chrześcijaństwa, czują się zmuszeni do sparafrazowania słów umierającej królowej i pragną zapłakać: „O Pawle, Pawle, ileż zła popełniono w twoim imieniu”. Dziesiątki tysięcy wiernych, którzy szczycą się rozumieniem Listu do Rzymian i Listu do Efezjan, nie może ukryć ostrej duchowej różnicy, jaka istnieje pomiędzy ich sercami a sercem Pawła.

Tę różnicę można określić tak: Paweł szukał, znajdował i szukał dalej. Oni szukają, znajdują i już nie szukają dalej. Po „przyjęciu” Chrystusa starają się zastąpić duchową rzeczywistość teorią, a praktyczne życie doktryną. Prawda stała się dla nich zasłoną zakrywającą twarz Boga, podczas gdy dla Pawła była drzwiami wiodącymi do bezpośredniej Jego Obecności. Duch Pawła był duchem zamiłowanego odkrywcy. Poszukiwał najwartościowszego „duchowego złota”, osobistego poznania Boga. Dzisiaj wielu ludzi popiera doktryny Pawła, nie zamierzają jednak naśladować go w jego namiętnej tęsknocie za Bożą rzeczywistością. Można o nich powiedzieć tylko tyle, że są „Pawłowi” jedynie w sensie formalnym.

fragment z książki „Klucz do głębszego życia”

poniedziałek, 4 marca 2013

Kiedy modlitwa jest fałszywa?

Modlitwa może być czasem nie tylko bezskuteczna, lecz również fałszywa. Oto przykład: Izrael został pokonany pod Aj i...., „Wtedy Jozue rozdań swoje szaty i padł twarzą na ziemię przed Arką Pańską [i leżał tak] aż do wieczora, on i starsi Izraela. I posypali prochem swe głowy” (Joz 7,6). Według naszej współczesnej idei ożywienia było to postępowanie ze wszech miar właściwe i gdyby było kontynuowane wystarczająco długo, z pewnością przekonałoby Boga i przyniosło błogosławieństwo. Ale „....rzekł Pan do Jozuego: Wstań! Dlaczego tak leżysz twarzą do ziemi? Izrael zgrzeszył: złamali przymierze, jakież nimi zawarłem... Powstań, oczyść lud i rozkaż mu: Oczyśćcie się na jutro, bo tak mówi Pan, Bóg Izraela: Rzeczy obłożone klątwą są wśród ciebie, Izraelu; przeto nie ostoicie się wobec wrogów swoich, jeśli nie usuniecie spośród siebie rzeczy obłożonych klątwą” (Joz 7, 10-11 i 13).

Odnowa jest konieczna w samym Kościele. Błaganie o to, by potok błogosławieństw spłynął na zepsuty i nieposłuszny Kościół, jest stratą czasu i wysiłku. Nowa fala zainteresowania religijnego może co najwyżej powiększyć w kościołach liczbę ludzi nie mających zamiaru uznać władzy Jezusa ani okazać posłuszeństwa Jego nakazom. Bóg nie jest zainteresowany powiększaniem liczby chodzących do kościoła, lecz chodzi Mu o tych, którzy pragną zmienić swe postępowanie i chcą żyć świętym życiem.


Pan wyrzekł kiedyś słowa ustami proroka Izajasza, które powinny rozstrzygnąć tę kwestię raz na zawsze: „Co mi po mnóstwie waszych ofiar – mówi Pan. Syty jestem całopalenia kozłów i łoju tłustych cielców. Krew wołów i baranów, i kozłów mi obrzydła. Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną, kto tego żądał od was, żebyście wydeptywali me dziedzińce? Przestańcie składania czczych ofiar! Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu; święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań (...) Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło. Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! (...) Jeżeli będziecie ulegli i posłuszni, dóbr ziemskich będziecie zażywać.” (Iz.1,11-13; 16-17 i19).


Modlitwa o ożywienie będzie wysłuchana wówczas, gdy towarzyszyć jej będzie radykalna zmiana stylu życia. Całonocne, wspólne modlitwy, które nie są poprzedzone prawdziwą pokutą, mogą w rzeczywistości obrażać Boga. „Lepsze jest posłuszeństwo od ofiary...” (1 Sm 15,22). Musimy wrócić do chrześcijaństwa Nowego Testamentu nie tylko w słowach wyznania, lecz także w całym stylu życia. Oddzielenie się od grzeszącego świata, posłuszeństwo, prostota, powaga, samoopanowanie, skromność, niesienie krzyża - to wszystko musi znowu stać się istotną częścią idei pełnego chrześcijaństwa i być realizowane w życiu codziennym. Musimy oczyścić naszą wewnętrzną świątynię z handlarzy i jeszcze raz poddać się całkowicie naszemu zmartwychwstałemu Panu. To dotyczy zarówno autora tej książeczki, jak i każdego, kto wzywa imienia Jezusa. Wtedy dopiero możemy modlić się z ufnością i oczekiwać prawdziwego ożywienia.

 

fragment z książki „Klucz do głębszego życia”

piątek, 1 marca 2013

Bunt przeciw tyranii umysłu

Potem nadszedł bunt. Umysł ludzki może znosić tekstualizm tylko dopóty, dopóki prawdziwie nie zapragnie odnaleźć drogi wyjścia. Tak więc. spokojnie i niemal bez świadomości rodzącego się buntu, masy poddane fundamentalizmowi zaczęły protestować, nie przeciw nauczaniu Biblii, lecz przeciw tyranii umysłowej uczonych w Piśmie. Z determinacją tonących walczyli o dostęp do powietrza, na oślep torowali sobie drogę do większej swobody myśli i do pełnego zaspokojenia, którego domagała się ich natura, a którego odmawiali im ich nauczyciele.

W rezultacie w ostatnim ćwierćwieczu nastąpił religijny upadek nie dający się porównać z niczym innym, jak tylko z tym okresem, kiedy Izrael czcił złotego cielca. O nas, chrześcijanach biblijnych, można słusznie powiedzieć, że „zasiedliśmy, aby jeść i pić, i powstaliśmy, aby się bawić”. Linia dzieląca Kościół od świata prawie zupełnie się zatarła. Grzechy zepsutego świata, z wyjątkiem kilku, bardziej rażących, są obecnie akceptowane i skwapliwie powtarzane przez szokujący wprost procent rzekomo „narodzonych na nowo” chrześcijan. Młodzi chrześcijanie wzorują się na najgorszych ludziach tego świata. Starają się do nich maksymalnie upodobnić. Przywódcy religijni natomiast przyswoili sobie metody speców od reklamy: przechwałki, wabienie i bezwstydna przesada stały się teraz normalnymi sposobami pracy kościelnej. Wytworzył się klimat moralny pochodzący nie z Nowego Testamentu, lecz raczej z Brodway'u lub Hollywoodu. Chrześcijanie przestali być przykładem, sami zaczęli się wzorować, a ich wzorem stał się świat. Święta wiara naszych ojców stała się, w wielu przypadkach, formą widowiska. Zatrważający jest fakt, że wszystko to przeniknęło do mas wierzących z góry, od nauczycieli.


Proces uświęcenia, który rozpoczął się wczasach Nowego Testamentu teraz został skutecznie wyciszony. Radykalne elementy świadectwa i życia, które niegdyś spowodowały nienawiść świata do uczniów Pańskich, zniknęły z dzisiejszego chrześcijaństwa. Chrześcijanie byli kiedyś rewolucjonistami moralnymi a nie politycznymi. Lecz my zatraciliśmy ten rewolucyjny charakter. Nie jest już niebezpiecznie być chrześcijaninem i to nic nie kosztuje. Łaska stała się nie tyle wolna, co tania. Jesteśmy dzisiaj zajęci przekonywaniem całego świata, że można doświadczać wszystkich korzyści płynących z Ewangelii bez wprowadzania niewygodnych zmian do swego dotychczasowego trybu życia. Oferujemy „wszystko to i Niebo na dodatek”.


Taki obraz współczesnego chrześcijaństwa, choć nie zawsze słuszny, jest jednak prawdziwy w przypadku zdecydowanej większości współczesnych chrześcijan. Z tej przyczyny bezowocne są wysiłki dużych grup wierzących, którzy spędzają długie godziny, błagając Boga, by zesłał ożywienie. Jeśli nie jesteśmy gotowi wprowadzić zmiany, to równie dobrze możemy przestać się modlić. Jeżeli modlący się nie mają intencji i wiary, aby zmienić całe swe życie zgodnie ze wzorami Nowego Testamentu, to nie może być mowy o prawdziwym ożywieniu.


z książki „Klucz do głębszego życia”