czwartek, 29 listopada 2012

Boży podbój - Przedmowa

Wydaje mi się, że dla kogoś, komu nieobce są pisma Starego Testamentu, jest prawie niemożliwością zasiąść do pisania książki bez przypomnienia sobie z onieśmieleniem słów kaznodziei, syna Dawida, króla nad Jerozolimą: „Ponadto, mój synu, przyjmij przestrogę: Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, a wiele nauki utrudza ciało”. Zdaje mi się, że możemy wyciągnąć z tego wniosek, iż dzięki tej wypowiedzi światu zostało zaoszczędzone napisanie wielu bezwartościowych książek. Zawdzięczamy mądremu, staremu królowi więcej, niż nam się wydaje. Nie uważam jednak, żeby ta myśl była w stanie powstrzymać napisanie książek, które rzeczywiście niosłyby ze sobą przesłanie ważne dla ludzkości. Tylko książka, która wypływa prosto z serca i której powstanie jest wewnętrznym nakazem, musi zostać napisana. Jeżeli taka potrzeba rodzi się w człowieku, wówczas prawie z całą pewnością zostanie przelana na papier. Człowieka, któremu powierzono przekazanie przesłania, nie zawrócą z drogi żadne wątpliwości. Napisanie książki stanie się dla niego imperatywem.
 
Książeczka ta, traktująca o duchowej drodze, nie została wyprodukowana, lecz narodziła się z wewnętrznej konieczności. Ryzykując dostanie się do budzącego wątpliwości towarzystwa, uznaję za swoje własne słowa Elihu, syna Barakeela, Buzyty ze szczepu Ram: „Gdyż słów jestem pełen, od wnętrza duch mnie przymusza”. Również dobrze rozumiem jego obawę, że jeśli nie przemówi, zostanie rozerwany niczym nowy bukłak. Widok omdlewającego Kościoła oraz działanie we mnie nowej duchowej mocy wytworzyły pragnienie, któremu nie mogłem się oprzeć. Niezależnie od tego, czy książka ta kiedykolwiek dotrze do szerokiej publiczności, czy nie, i tak musi zostać napisana, jeśli nawet jedynym skutkiem miałoby być sprawienie ulgi sercu obarczonemu ciężarem nie do uniesienia. Wraz z tym szczerym przedstawieniem genezy duchowej pozwolę sobie dodać (usuwając tym samym pewną pozorną sprzeczność), że nie uważam, aby książka ta była w jakiś sposób oryginalna lub posiadała jakiś głębszy poziom natchnienia, różny od tego, jakim cieszą się wszyscy słudzy Chrystusa. „Nacisk”, o którym mówię, to po prostu skutek wysiłku, aby być dobrym człowiekiem pośród złego świata i aby szanować Boga w pokoleniu chrześcijan, które wydaje się być skłonne oddawać chwałę wszystkim, ale nie Jemu.

Jeżeli mówimy o oryginalności, to ktoś już zwrócił uwagę, że od czasów Adama nikt nie jest całkiem oryginalny. „Każdy człowiek - powiedział Emerson - jest cytatem swoich przodków.” Mam jedną nadzieję, że książka ta będzie uwypukleniem właściwych treści we właściwym czasie. Jeżeli czytelnik odkryje w niej coś rzeczywiście nowego, wtedy jest on zobowiązany we własnym sumieniu odrzucić to, gdyż każda nowość w religii jest kłamstwem. (...)
Nie roszczę sobie żadnych praw do rzetelnej erudycji. Nie jestem autorytetem w nauczaniu, nigdy też nie próbowałem nim być. Czerpię pomoc stamtąd, gdzie ją znajduję, i daję memu sercu paść się na najzieleńszych pastwiskach. Stawiam tylko jeden warunek; mój nauczyciel musi znać Boga zgodnie ze słowami Carlyle'a: „inaczej niż tylko ze słyszenia” oraz Chrystus musi być dla niego wszystkim we wszystkim. Jeśli człowiek ma mi do zaoferowania tylko poprawną doktrynę,  wtedy z pewnością wymknę się podczas pierwszej przerwy, aby poszukać towarzystwa kogoś, kto na własne oczy widział, jak cudowna jest twarz Tego, który jest „narcyzem Saronu i lilią dolin”. Tylko taki człowiek może mi pomóc, nikt inny. (...)

Bo czyż nie jest to ta sama prawda, jedynie inaczej powiedziana: „Duch daje życie, ciało na nic się przyda”. Nauczanie Chrystusa kładło nacisk na ważność prawego życia wewnętrznego, i bez wątpienia było to jedną z głównych przyczyn odrzucenia Go przez faryzeuszy skupiających się na zewnętrznych aspektach wiary. Również Św. Paweł bezustannie głosił doktrynę o zamieszkiwaniu Chrystusa w człowieku. Historia pokazuje także, że Kościół zyskiwał bądź tracił swoją moc zależnie od tego, czy nauczał wiary wypełniającej ludzkie serce, czy też od tego odchodził.

Myślę, że jesteśmy w miejscu, w którym należałoby przestrzec przed powszechnym zwyczajem pokładania ufności w książkach. Trzeba naprawdę zdecydowanej zmiany myślenia, aby skończyć z tym błędem, który czyni książki i nauczycieli końcem drogi. Najgorszą rzeczą, jaką książka może uczynić chrześcijaninowi, jest pozostawienie po sobie wrażenia, że nie przyniosła mu niczego dobrego, zaś najlepszą rzeczą jest wskazanie mu drogi do Boga, którego on właśnie szuka. Zadaniem dobrej książki jest bycie dla czytelnika drogowskazem prowadzącym do Prawdy i Życia. Najlepiej służy temu książka, która szybko staje się niepotrzebna, gdyż jest podobna do drogowskazu, o którym się zapomina po bezpiecznym dotarciu do upragnionego portu. Zadaniem dobrej książki jest pobudzenie czytelnika do moralnego postępowania, do zwrócenia oczu na Boga oraz przynaglenie go do wytrwałego marszu naprzód. Więcej książka nie jest w stanie uczynić.

Należy jeszcze nieco powiedzieć o słowie „religia”, które pojawi się tutaj. Wiem, że wielu ludzi używało go bez zastanowienia, polegając na definicjach ukutych przez filozofów i psychologów. Chcąc być dobrze zrozumianym, wyjaśniam, że używając słowa „religia” mam na myśli: całą pracę Boga wykonaną w człowieku, jak i całą odpowiedź człowieka na wewnętrzne działanie Boga. Wyrażam w ten sposób działającą w duszy ludzkiej moc Bożą, którą dana osoba rozpoznaje i której doświadcza. Słowo to może mieć również inne znaczenia. Czasami będzie określeniem doktryny, innym razem znów wiary chrześcijańskiej lub samego chrześcijaństwa w jego najszerszym znaczeniu. Jest to słowo i dobre, i biblijne. Będę się starał używać go ostrożnie, ale proszę też czytelnika o przebaczenie, jeśli spotka je tu częściej, niżby sobie tego życzył.

Podróż na południe jest niemożliwa bez zwrócenia się plecami ku północy. Człowiek nie może niczego zasadzić, jeśli wpierw nie zaorze, ani nie może pójść naprzód, dopóki nie usunie przeszkód. Dlatego należy być przygotowanym na oznaki krytyki, pojawiające się z różnych stron. Uważałem za swój obowiązek sprzeciwianie się wszystkiemu, co stoi na drodze duchowego rozwoju. Taki sprzeciw jest prawie niemożliwy bez zranienia czyichś uczuć. Im droższy dla człowieka jest jego błąd, tym niebezpieczniejsze i trudniejsze jest skorygowanie go. Zawsze tak jest. Wszystko, co zostało tu napisane, poddaje pod kontrolę Słowa i Ducha. Nie tylko Słowa, ale Słowa i Ducha. „Bóg jest duchem - powiedział nasz Pan - potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie.” I choć niemożliwe jest posiadanie Ducha bez posiadania choćby zadatku prawdy, to jednak na nieszczęście możliwe jest posiadanie skorupy prawdy bez Ducha. Mamy nadzieję posiadania i Ducha, i prawdy w pełni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz