poniedziałek, 23 lipca 2012

Człowiek we własnych oczach pragnie pozostać królem

Człowiek pragnie dzielić się sobą, czasami nawet pragnie poświęcić się dla upragnionego celu, ale nigdy nie chce pogodzić się ze swoją detronizacją. Bez względu na to, jak nisko się znajduje w skali społecznej akceptacji, we własnych oczach pragnie pozostać królem, i nikt, nawet Bóg, nie może go jego tronu pozbawić. Grzech ma wiele postaci, lecz istota jego jest niezmienna. Polega ona na tym, że istota moralna, stworzona po to, aby oddawać cześć przed tronem Boga, zasiada na tronie swej własnej jaźni i z tego wyniesienia oświadcza „JA JESTEM”. Taka jest kwintesencja grzechu, a ponieważ opisany stan jest naturalny, wydaje się nam, że tak jest dobrze. Jedynie gdy dusza, wyzbyta obronnej tarczy ignorancji, postawiona zostanie za sprawą Ewangelii przed obliczem Najświętszego, przerazi ją własna moralna niewspółmierność. W języku Ewangelii człowieka konfrontującego się z ognistą obecnością Wszechmogącego nazywa się idącym na sąd. Jezus Chrystus odwoływał się do tego stanu, gdy mówił o Duchu, którego ześle: „On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”.(Jan 16,8)

Zapowiedź ta spełniła się po raz pierwszy w Zielone Świątki, po tym jak Piotr wygłosił swe pierwsze wielkie kazanie. „Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca: - Cóż mamy czynić, bracia? - zapytali Piotra i pozostałych Apostołów” (Dzieje 2,37) Owo „Cóż mamy czynić”? jest wołaniem z głębi serca każdego człowieka, który nagle zrozumiał, że jest uzurpatorem zasiadającym na kradzionym Tronie. Uświadomienie sobie tego wywołuje silny moralny niepokój, który mimo iż sprawia ból, rodzi prawdziwą skruchę i umacnia obalonego z tronu pokutnika, który otrzymuje za pośrednictwem Ewangelii w Chrystusie odpuszczenie grzechów i pokój.
A.W. Tozer  z książki „Poznanie Świętego”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz