środa, 9 stycznia 2013

Duch Święty czeka na postawienie akcentu

Chrześcijańscy liberałowie popełnili tragiczny błąd nie doceniając bądź odrzucając bóstwo Chrystusa, a tym samym zostawili sobie jakiegoś Chrystusa - niedoskonałego, którego śmierć była tylko męczeństwem, a zmartwychwstanie mitem. Naśladujący wyłącznie Zbawiciela - dzieło człowieka, tak naprawdę żadnego Zbawiciela nie naśladują, a jedynie jakiś ideał, który nie może nic uczynić ponad wyśmianie ich słabości i grzechów. Jeżeli Syn Marii nie był Synem Boga, tak jak żaden człowiek nie mógłby być, to dla rasy ludzkiej nie ma jakiejkolwiek nadziei. Jeżeli Ten, który nazwał Siebie Światłością świata, był zaledwie tlącą się pochodnią, to ciemność spowijająca ziemię pozostanie tu na zawsze. Niektórzy pseudoprzywódcy chrześcijańscy wzruszą ramionami, lecz tym wzruszeniem ramion nie pozbędą się spoczywającej na nich odpowiedzialności za dusze będące pod ich opieką. Będą musieli zdać sprawę przed Bogiem za szkody wyrządzone tym wszystkim, którzy im zaufali, czyniąc ich swoimi duchowymi przewodnikami.

Liberalni chrześcijanie popełnili karygodny czyn zapierając się bóstwa Chrystusa, lecz my, którzy szczycimy się prawowiernością, nie powinniśmy dopuścić, aby oburzenie przesłoniło nam własne braki. Z pewnością ich błąd nie jest dla nas okazją do składania sobie gratulacji, gdyż w ostatnich latach popełniliśmy równie poważną religijną pomyłkę, która może być przyrównana do ich błędu. Nasze niedociągnięcie (czy może powinniśmy nazwać to uczciwie grzechem?) polegało na zlekceważeniu doktryny o Duchu do takiego stopnia, że właściwie odmówiliśmy należnego Mu miejsca w Trójcy. Nie było to wynikiem otwartej wypowiedzi doktrynalnej, gdyż w kwestii naszych oświadczeń doktrynalnych mocno opieramy się na Biblii. Nasza teoria jest zdrowa, lecz dochodzi do załamania, gdy przechodzimy do praktyki.

Nie jest to jakaś drobna różnica. Praktyczną wartość każdej doktryny można wykazać analizując, czy znajduje odbicie w naszych myślach i czy zmienia nasze życie. Po zastosowaniu tego testu widać, że wyznawana przez Kościoły ewangeliczne doktryna o Duchu Świętym nie posiada w sobie żadnej praktycznej wartości. W większości Kościołów chrześcijańskich Duch pomijany jest prawie całkowicie. Nikt prawie nie zwraca uwagi na to, czy Duch jest obecny, czy też Go nie ma. Jedynie doksologia i końcowe błogosławieństwo posiadają krótkie wzmianki dotyczące Jego Osoby. Ignorujemy Go tak całkowicie, że właściwie tylko przez grzeczność można nas nazwać wyznawcami Trójcy. Chrześcijańska doktryna o Trójcy Świętej odważnie stwierdza równość Trzech Osób Boskich, jak i prawo Ducha Świętego do bycia czczonym i wielbionym. To jest trynitarianizm. Wszystko, co choćby w niewielkim stopniu zniekształca tę naukę, w tym samym stopniu przestaje być trynitarianizmem.

Zaniedbanie przez nas doktryny o błogosławionej Trójcy miało i ma poważne konsekwencje. Doktryna jest niczym dynamit. Doktryna zaś musi znaleźć ujście. Dzieje się to poprzez akcentowanie i uwydatnienie jej w sposób umożliwiający zdetonowanie umieszczonego w niej ładunku mocy. Jeżeli tego nie uczynimy, wtedy doktryna taka będzie spokojnie leżeć na uboczu naszego umysłu, pozostawiając niezmienione całe życie. Nauka o Duchu Świętym jest ukrytym dynamitem. Jego moc czeka na Kościół, aby ją odkrył i użył. Moc Ducha Świętego nie zostanie udzielona w wyniku jakiejś cichutkiej zgody na natchnioną prawdę o Nim. Duch Święty nie troszczy się o to, czy w naszych wyznaniach wiary lub na ostatniej stronie śpiewników piszemy o Nim. Duch Święty czeka na postawienie akcentu. Gdy wkroczy do myślenia nauczycieli, wówczas zaspokoi oczekiwania słuchaczy. Z chwilą gdy Duch Święty przestanie być traktowany jak dodatek, a zacznie być fundamentem, wtedy Jego moc na nowo uwidoczni się pomiędzy ludźmi nazywającymi siebie chrześcijanami.

„Boży podbój”  z rozdziału - Zapomniany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz