Jednym ze znaczeń słowa „moc” jest „zdolność czynienia”. Określa ono precyzyjnie cud działania Ducha w Kościele i w życiu chrześcijanina, zdolność czynienia rzeczy duchowych rzeczywistością w duszy ludzkiej. Ta moc idzie prosto do celu z przeszywającą bezpośredniością, rozprzestrzenia się po umyśle jak cudowna, lotna substancja, zapewniając dokonanie się rzeczy wykraczających poza granice intelektu. Głównym obszarem jej działania jest rzeczywistość: ta w niebie i ta na ziemi. Nie tworzy spraw nieistniejących, lecz odsłania sprawy istniejące uprzednio, lecz zakryte przed wzrokiem duszy. Pierwszym doświadczeniem tej mocy w życiu wierzącego człowieka może być silniejsze poczucie obecności Chrystusa. Chrystus odczuwany jest w sposób osobisty, jako Osoba realna i zachwycająco bliska. Wkrótce wszystko inne zaczyna w umyśle człowieka nabierać coraz ostrzejszych kształtów. Łaska, przebaczenie, oczyszczenie stają się wręcz cieleśnie wyraziste. Modlitwa traci swoją bylejakość, a staje się słodką rozmową z Kimś rzeczywiście obecnym. Duszę zaczyna ogarniać miłość do Boga i dzieci Bożych. Czujemy bliskość nieba, ziemia zaś i świat wydają się być nierealne i dalekie. Wiemy, czym są, wiemy, że istnieją rzeczywiście, ale odbieramy je jak dekorację teatralną, istniejącą tylko przez jedną krótką godzinę, która za chwilę przeminie. Nadchodzący świat staje się w naszym umyśle coraz bardziej wyrazisty i budzi nasze zainteresowanie oraz oddanie. Następnie całe życie zmienia się i przystosowuje do nowej rzeczywistości. Jest to zmiana całkowita. Wykres tego pokazywałby niewielkie wahania raz w górę, raz w dół, lecz kierunek „ku górze” jest widoczny, a teren zdobyty pozostaje utrzymany.
Nie jest to co prawda wszystko, ale obraz ten daje nam pewną jasność w zrozumieniu tego, co Nowy Testament nazywa mocą, i być może właśnie dzięki temu kontrastowi widzimy, jak mało tej mocy mamy. Myślę, że nie powinno być najmniejszej trudności w określeniu, co jest największą potrzebą Kościoła Bożego dzisiaj. Jest nią oczywiście moc Ducha Świętego. Możemy pogłębić nauczanie, ulepszyć organizację, uświetnić wyposażenie, zastosować lepsze metody, lecz wszystko to nie przyniesie żadnych korzyści. Będzie to niczym podłączenie aparatu podtrzymującego pracę serca po śmierci pacjenta. Rzeczy te same w sobie są dobre, ale nie sprowadzają mocy. „Bóg jest potężny.” Protestantyzm wszedł na fałszywą drogę, próbując przez „jednoczenie swoich frontów” zwyciężyć świat. Największą naszą potrzebą nie jest jedność organizacyjna, największą naszą potrzebą jest moc. Nagrobki cmentarne też stoją równym frontem, milczące i bezradne wobec przemijającego świata.
Przypuszczam, że moje sugestie nie spotkają się z przychylnym przyjęciem, ale i tak powiem, że my, chrześcijanie wierzący Biblii, powinniśmy ogłosić moratorium na nasze religijne działania i uporządkować nasz dom w celu przygotowania go na przyjście tchnienia z wysokości. Patrząc, jak cielesne jest konserwatywne skrzydło Kościoła lub jak w niektórych ugrupowaniach nabożeństwa szokująco uchybiają Bogu, a jak gdzie indziej wartości religijne zostały zdegradowane, widzimy ogromną potrzebę przyjścia tej mocy - bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości. Wierzę, że odnieślibyśmy niezmierne korzyści ogłaszając czas ciszy i badania sumienia, podczas którego każdy z nas sprawdziłby swoje serce i zapragnął sprostać wszystkim wymogom, co umożliwiłoby przyjęcie prawdziwego chrztu mocą z wysokości.
Jednego powinniśmy być pewni, że na nasze głębokie zmartwienie nie ma innego lekarstwa aniżeli wkroczenie, tak, inwazją mocy z wysokości. Tylko Duch Święty może pokazać, co nam dolega i tylko On może przepisać lekarstwo. Tylko Duch może nas ocalić od znieczulającej nierealności pozbawionego Ducha chrześcijaństwa. Tylko Duch może nam pokazać Ojca i Syna. Tylko działanie mocy Ducha w nas może odsłonić przed nami namaszczony majestat Trójjedynego Boga i Jego porywającą serce tajemnicę.
„Boży podbój” z rozdziału – Duch jako moc

czwartek, 31 stycznia 2013
środa, 30 stycznia 2013
Wszystko to nie ma żadnego wpływu na jego codzienne życie
"Otrzymacie moc." Ta moc była i jest tchnieniem wypełniającym człowieka i obleczeniem go w nadprzyrodzoną energię, która dosięga każdej dziedziny życia osoby wierzącej, pozostając z nim na zawsze. Nie jest to moc fizyczna i nie jest to moc umysłu, chociaż jej dobroczynne działanie dotyczy fizycznego, jak i umysłowego życia człowieka. Jest to rodzaj mocy odmienny od postrzeganej w naturze: w przyciąganiu księżycowym, powodującym przypływy i odpływy, lub w gniewnej błyskawicy, rozłupującej wielki dąb podczas burzy. Moc Boża działa na innym poziomie i dotyka innych obszarów swojego różnorodnego stworzenia. Ta moc to sam Bóg, to zdolność osiągania duchowych i moralnych celów. Jej szeroki zakres oddziaływania rodzi Boży charakter w mężczyznach i kobietach, którzy byli kiedyś całkowicie źli, co wynikało z natury, jak i osobistych wyborów.
Jak działa ta moc? Działa bez żadnego pośrednictwa, jako moc Ducha Świętego, objawiona bezpośrednio w duchu człowieka. Zapaśnik osiąga cel, naciskając swym ciałem na ciało przeciwnika, nauczyciel oddziałuje swymi myślami na umysł studenta, moralista wywiera wpływ swymi wskazaniami na sumienie swojego ucznia. Podobnie Duch Święty wykonuje Swoje błogosławione dzieło przez bezpośredni kontakt z duchem człowieka.
Nie będzie do końca prawdą stwierdzenie, że moc Boża zawsze jest doświadczana w sposób bezpośredni, gdyż, jeżeli taka jest Jego wola, Duch może użyć innych środków, podobnie jak Chrystus użył śliny, by uzdrowić ślepca. Duch może też w dowolny sposób błogosławić człowieka wierzącego, ale nie musi tego robić; gdyż są to tylko tymczasowe ustępstwa wywołane naszą ignorancją i niewiarą. Tam gdzie jest Jego moc, tam każdy sposób będzie wystarczający; tam gdzie zabraknie Jego mocy, tam żaden ze znanych na świecie środków nie pomoże. Duch Boga może użyć pieśni, kazania, dobrego czynu, tekstu lub tajemnicy i majestatu natury, ale dzieło końcowe dokona się zawsze dzięki wpływowi wywartemu na serce ludzkie przez Ducha mieszkającego w człowieku.
W świetle powyższego widzimy, jak puste i odarte z treści jest przeciętne nabożeństwo odprawiane w kościołach naszych czasów. Są w nim obecne wszystkie ludzkie środki, ale jest też złowieszczy brak mocy Ducha. Osiągnięto w jego trakcie formę pobożności wydoskonaloną do estetycznego triumfu. Muzyka, poezja, sztuka, kunszt oratorski, symboliczne szaty, namaszczone tony w dźwiękach urzekających umysł wyznawców, lecz nazbyt często nieobecne jest nadprzyrodzone tchnienie. Pastor i jego pomocnicy ani nie znają, ani nie pragną mocy z wysoka. Jest to tragiczne, tym bardziej że dotyczy to religii, tej sfery, gdzie zapadają decyzje o wiecznym przeznaczeniu ludzkich dusz.
Znakiem nieobecności Ducha jest również to trudne do określenia poczucie nierealności, które można dzisiaj spotkać prawie wszędzie w religii. Najbardziej realną rzeczą podczas nabożeństwa w przeciętnym kościele jest cienista nierealność wszystkiego. Wierny siedzi na takim nabożeństwie w stanie zawieszenia umysłowego, ogarnięty sennym otępieniem. Słyszy słowa, ale ich nie rejestruje i nie jest w stanie odnieść ich do czegokolwiek w swoim życiu. Jest świadomy tego, że wszedł w jakiś pseudoświat, jego umysł poddaje się mniej lub bardziej przyjemnemu nastrojowi, który przemija po końcowym błogosławieństwie, nie pozostawiając po sobie śladu. Wszystko to nie ma żadnego wpływu na jego codzienne życie. Jest on świadomy braku mocy, obecności i duchowej rzeczywistości. Nie doświadcza po prostu niczego, co by odpowiadało sprawom głoszonym w kazaniu bądź śpiewanym w pieśniach.
„Boży podbój” z rozdziału – Duch jako moc
Jak działa ta moc? Działa bez żadnego pośrednictwa, jako moc Ducha Świętego, objawiona bezpośrednio w duchu człowieka. Zapaśnik osiąga cel, naciskając swym ciałem na ciało przeciwnika, nauczyciel oddziałuje swymi myślami na umysł studenta, moralista wywiera wpływ swymi wskazaniami na sumienie swojego ucznia. Podobnie Duch Święty wykonuje Swoje błogosławione dzieło przez bezpośredni kontakt z duchem człowieka.
Nie będzie do końca prawdą stwierdzenie, że moc Boża zawsze jest doświadczana w sposób bezpośredni, gdyż, jeżeli taka jest Jego wola, Duch może użyć innych środków, podobnie jak Chrystus użył śliny, by uzdrowić ślepca. Duch może też w dowolny sposób błogosławić człowieka wierzącego, ale nie musi tego robić; gdyż są to tylko tymczasowe ustępstwa wywołane naszą ignorancją i niewiarą. Tam gdzie jest Jego moc, tam każdy sposób będzie wystarczający; tam gdzie zabraknie Jego mocy, tam żaden ze znanych na świecie środków nie pomoże. Duch Boga może użyć pieśni, kazania, dobrego czynu, tekstu lub tajemnicy i majestatu natury, ale dzieło końcowe dokona się zawsze dzięki wpływowi wywartemu na serce ludzkie przez Ducha mieszkającego w człowieku.
W świetle powyższego widzimy, jak puste i odarte z treści jest przeciętne nabożeństwo odprawiane w kościołach naszych czasów. Są w nim obecne wszystkie ludzkie środki, ale jest też złowieszczy brak mocy Ducha. Osiągnięto w jego trakcie formę pobożności wydoskonaloną do estetycznego triumfu. Muzyka, poezja, sztuka, kunszt oratorski, symboliczne szaty, namaszczone tony w dźwiękach urzekających umysł wyznawców, lecz nazbyt często nieobecne jest nadprzyrodzone tchnienie. Pastor i jego pomocnicy ani nie znają, ani nie pragną mocy z wysoka. Jest to tragiczne, tym bardziej że dotyczy to religii, tej sfery, gdzie zapadają decyzje o wiecznym przeznaczeniu ludzkich dusz.
Znakiem nieobecności Ducha jest również to trudne do określenia poczucie nierealności, które można dzisiaj spotkać prawie wszędzie w religii. Najbardziej realną rzeczą podczas nabożeństwa w przeciętnym kościele jest cienista nierealność wszystkiego. Wierny siedzi na takim nabożeństwie w stanie zawieszenia umysłowego, ogarnięty sennym otępieniem. Słyszy słowa, ale ich nie rejestruje i nie jest w stanie odnieść ich do czegokolwiek w swoim życiu. Jest świadomy tego, że wszedł w jakiś pseudoświat, jego umysł poddaje się mniej lub bardziej przyjemnemu nastrojowi, który przemija po końcowym błogosławieństwie, nie pozostawiając po sobie śladu. Wszystko to nie ma żadnego wpływu na jego codzienne życie. Jest on świadomy braku mocy, obecności i duchowej rzeczywistości. Nie doświadcza po prostu niczego, co by odpowiadało sprawom głoszonym w kazaniu bądź śpiewanym w pieśniach.
„Boży podbój” z rozdziału – Duch jako moc
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Miało nadejść nagle, z innego świata
"ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc" (Dzieje Apostolskie 1:8)
Niektórzy chrześcijanie niewłaściwie zrozumieli ten tekst i doszli do wniosku, że Chrystus powiedział Swoim uczniom, iż mieli otrzymać Ducha Świętego i moc oraz że moc ta miała przyjść dopiero po otrzymaniu Ducha. Pobieżna lektura tego tekstu rzeczywiście mogłaby doprowadzić do takich wniosków, jednak prawdą jest, że Chrystus nie uczył przyjścia Ducha Świętego i mocy, ale przyjścia Ducha Świętego jako mocy. Moc i Duch są tym samym.
Niektórzy chrześcijanie niewłaściwie zrozumieli ten tekst i doszli do wniosku, że Chrystus powiedział Swoim uczniom, iż mieli otrzymać Ducha Świętego i moc oraz że moc ta miała przyjść dopiero po otrzymaniu Ducha. Pobieżna lektura tego tekstu rzeczywiście mogłaby doprowadzić do takich wniosków, jednak prawdą jest, że Chrystus nie uczył przyjścia Ducha Świętego i mocy, ale przyjścia Ducha Świętego jako mocy. Moc i Duch są tym samym.
Język jest
pięknym i giętkim instrumentem. Równie dobrze może jednak być podstępny i
zwodniczy. Z tego też powodu, jeżeli chcemy uniknąć wywołania bądź osiągnięcia
fałszywego wrażenia, musimy używać go z największą starannością. Ma to
szczególne znaczenie, gdy mówimy o Bogu, gdyż jest On całkowicie niepodobny do
czegokolwiek i kogokolwiek w całym wszechświecie. Nasze myśli o Nim i nasze słowa
dotyczące Jego Osoby są ustawicznie narażone na niebezpieczeństwo zejścia z właściwej
drogi. Przykład tego znajdujemy choćby w słowach „moc Boża”. Niebezpieczeństwo
tego sformułowania polega na tym, że myślimy o „mocy” jako czymś, co do Boga
należy; tak jak siła muskułów należy do człowieka. Myślimy, że Bóg ma moc i że
ta moc może zostać od Niego oddzielona i zacząć istnieć samoistnie. Musimy
pamiętać, że Boże atrybuty nie są elementami składowymi błogosławionego Bóstwa.
Dający się złożyć z części bóg nie byłby wcale Bogiem, lecz jedynie dziełem
czegoś lub kogoś, co jest od niego samego większe i dlatego jest w stanie „poskładać”
go. Mielibyśmy wówczas jakiegoś sztucznego boga, zbudowanego z kawałków
nazwanych przez nas „przymiotami”. Lecz prawdziwy Bóg jest Istotą całkowicie
inną. Jego myśli rzeczywiście sięgają dalej aniżeli wszystkie nasze myśli i
wszelkie nasze pojmowanie.
Biblia i teologia
chrześcijańska uczą, że Bóg jest Jednością niepodzielną, istniejącą w Swej
nierozdzielnej jedności, nic nie można z Niego ująć i nic nie można do Niego
dodać. Na przykład miłosierdzie, niezmienność, wieczność są tylko określeniami
tego, co Bóg nazwał prawdą o Sobie. Wszystkie te „Boże przymioty” opisane w Biblii
i dotyczące Jego Osoby należy rozumieć: kim Bóg w Swojej niepodzielnej Jedności
jest, a nie zaś: co Bóg posiada. Samo słowo „natura”, gdy odnosimy je do Boga,
powinno być rozumiane jako pewnego rodzaju dostosowanie tego określenia do
naszego ludzkiego pojmowania, nie zaś jako dokładny opis prawdy o tajemnicy
Bóstwa. Bóg powiedział: „Jestem, który Jestem”, więc my możemy jedynie z
szacunkiem powtórzyć: „O Boże, który Jesteś”.
Przed
wniebowstąpieniem nasz Pan powiedział do Swoich uczniów: „Wy zaś pozostańcie w
mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka”. Słówko aż dotyczy czasu i
wskazuje na moment, w odniesieniu do którego wszystkie rzeczy miały miejsce „przed”
lub „po”. A więc doświadczenie tych uczniów można podsumować jako: do tego momentu
jeszcze nie otrzymali mocy; w tym momencie moc otrzymali; od tej chwili mają
moc. To są fakty historyczne. Kościół otrzymał moc, jaka nigdy wcześniej nie
przekroczyła progu natury człowieka (z wyjątkiem potężnego namaszczenia, jakie
spoczęło na Chrystusie w wodach Jordanu). Moc ta ciągle istnieje w życiu
Kościoła i to ona uzdolniła Kościół do trwania na przestrzeni blisko dwudziestu
wieków, chociaż przez cały ten czas skupiał on niepopularną mniejszość, zawsze
był otoczony wrogami, którzy chętnie, jeśliby tylko mogli, zakończyliby jego
istnienie.
„Otrzymacie moc.”
Tymi słowami Pan pobudził oczekiwanie Swoich uczniów i pouczył ich, aby wyglądali
nadejścia ponadnaturalnej potęgi oraz wkroczenia jej w ich ludzką naturę ze
źródła znajdującego
się na zewnątrz. Miało to być coś poprzez swą nowość całkowicie obce ich doświadczeniu,
a też miało nadejść nagle, z innego świata. Oczywiście miał to być sam Bóg wchodzący
w ich życie z zamiarem ostatecznego odnowienia Swojego obrazu w nich. Tutaj
przebiega linia graniczna oddzielająca chrześcijaństwo od wszelkich wierzeń
okultystycznych i wszystkich wierzeń Wschodu - starożytnych czy współczesnych.
Te bowiem skupiają się wokół wspólnych myśli, różniąc się tylko w niewielkich
detalach, a każda z nich ma własny, specyficzny układ fraz, sprawiający wrażenie
ich współzawodnictwa w nieuchwytności i niezrozumiałości wierzeń. Każda z nich
radzi: „Zgraj się z Nieskończonością” lub „Obudź olbrzyma wewnątrz siebie” czy „Wsłuchaj
się w swoje ukryte możności’ albo „Naucz się myśleć twórczo”. Wszystkie one
mają pewną wartość, która jednak nie wytrzymuje próby czasu. Nie przynoszą
jednak żadnych trwałych rezultatów, gdyż budują swoje nadzieje na upadłej naturze
człowieka i nie znają podboju z wysokości. Można starać się mówić o nich
przychylnie, ale z całą pewnością nie można powiedzieć, że są one
chrześcijaństwem.
Chrześcijaństwo zakłada niemożność wszelkiej samopomocy,
oferuje za to moc samego Boga. Ta moc ma za zadanie przyjść do bezradnych ludzi
w postaci inwazji z innego świata - delikatnej, lecz nie do odparcia,
przynoszącej ze sobą moralną siłę nieskończenie potężniejszą od czegokolwiek,
co człowiek może wzbudzić w sobie. Ta moc jest wystarczająca; nie potrzebuje
pomocy ani innego źródła energii duchowej, gdyż jest to wejście Świętego Ducha
Boga tam, gdzie rozlała się słabość, a celem jest udzielenie mocy i łaski
niezbędnych do zaspokojenia moralnej potrzeby. Porównując opisaną potęgę,
wzbudzoną dla zaspokojenia ludzkiej potrzeby, z chrześcijaństwem etycznym
(jeśli wolno mi użyć tego terminu), widzimy, że wcale nie jest ono
chrześcijaństwem. Można je nazwać infantylną kopią „ideałów” Chrystusa,
żałosnym wysiłkiem przestrzegania nauki Kazania na Górze! Jest to jedynie
dziecinna zabawa w religię, nie zaś wiara w Chrystusa i Nowy Testament.
„Boży podbój” z rozdziału – Duch jako moc
wtorek, 22 stycznia 2013
Mądrość ta zawsze idzie w parze z prawością i pokorą
(…) Atanazy
napisał głęboką rozprawę zatytułowaną „Wcielenie Słowa Bożego”. Zaatakował w
niej odważnie trudne problemy dotyczące doktryny Wcielenia. Cała rozprawa jest
niezwykłą demonstracją jasnego rozumu złączonego z Boskim objawieniem.
Wspaniale udowadnia Bóstwo Chrystusa i raz na zawsze ukierunkowuje myślenie
tych, którzy wierzą Biblii. Widać tu również nieufność św. Atanazego wobec
rozumu ludzkiego i jego zdolności pojmowania tajemnic Bożych. Swoje wielkie
dzieło kończy poważnym ostrzeżeniem przed wyłącznie intelektualnym pojmowaniem
prawd duchowych. Jego słowa należałoby wypisać wielkimi literami na biurku
każdego duchownego i studenta teologii na całym świecie:
„Aby zgłębiać Pisma i ich prawdziwą wiedzę, konieczne jest życie godne, dusza czysta i prawość Chrystusa, tak aby intelekt prowadzony przez nie mógł osiągnąć to, czego pragnie i mógł to pojąć, na ile jest to dostępne dla ludzkiej natury przez uczenie się Słowa Boga. Gdyż bez czystego umysłu i życia na wzór świętych człowiek nie będzie w stanie pojąć świętych słów Pańskich [...] Ten, kto chce zgłębić umysł mówiących o Bogu, musi zacząć od obmycia i oczyszczenia własnej duszy”.
Wierzący żydowskiego pochodzenia z czasów przedchrześcijańskich, którzy dali nam (słabo znane wśród współczesnych protestantów) księgi Mądrości Salomona i Koheleta, wierzyli, że jest rzeczą niemożliwą, aby serce nieczyste poznało Boską Prawdę. „Mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi. Święty Duch karności ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli, wypłoszy Go nadejście nieprawości.”
Księgi te wraz ze znaną nam Księgą Przysłów uczą, że poznanie duchowe jest skutkiem niebiańskiego nawiedzenia mądrością, rodzajem chrztu w Duchu Prawdy, który przychodzi do ludzi żyjących w bojaźni przed Bogiem. Mądrość ta zawsze idzie w parze z prawością i pokorą i nie istnieje bez pobożności i prawdziwej świętości życia. Konserwatywni chrześcijanie naszych czasów potykają się o tę prawdę. Musimy całą rzecz poddać ponownemu sprawdzeniu. Musimy się nauczyć, że treścią prawdy nie jest poprawna doktryna, ale poprawna doktryna plus oświecenie przez Ducha Świętego. Musimy znowu mówić o tajemnicy mądrości z wysoka. Jeśli zaczniemy na nowo głosić tę ważną prawdę, wtedy poczujemy w naszej zastygłej, duszącej się ortodoksji świeże tchnienie Boga.
„Aby zgłębiać Pisma i ich prawdziwą wiedzę, konieczne jest życie godne, dusza czysta i prawość Chrystusa, tak aby intelekt prowadzony przez nie mógł osiągnąć to, czego pragnie i mógł to pojąć, na ile jest to dostępne dla ludzkiej natury przez uczenie się Słowa Boga. Gdyż bez czystego umysłu i życia na wzór świętych człowiek nie będzie w stanie pojąć świętych słów Pańskich [...] Ten, kto chce zgłębić umysł mówiących o Bogu, musi zacząć od obmycia i oczyszczenia własnej duszy”.
Wierzący żydowskiego pochodzenia z czasów przedchrześcijańskich, którzy dali nam (słabo znane wśród współczesnych protestantów) księgi Mądrości Salomona i Koheleta, wierzyli, że jest rzeczą niemożliwą, aby serce nieczyste poznało Boską Prawdę. „Mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi. Święty Duch karności ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli, wypłoszy Go nadejście nieprawości.”
Księgi te wraz ze znaną nam Księgą Przysłów uczą, że poznanie duchowe jest skutkiem niebiańskiego nawiedzenia mądrością, rodzajem chrztu w Duchu Prawdy, który przychodzi do ludzi żyjących w bojaźni przed Bogiem. Mądrość ta zawsze idzie w parze z prawością i pokorą i nie istnieje bez pobożności i prawdziwej świętości życia. Konserwatywni chrześcijanie naszych czasów potykają się o tę prawdę. Musimy całą rzecz poddać ponownemu sprawdzeniu. Musimy się nauczyć, że treścią prawdy nie jest poprawna doktryna, ale poprawna doktryna plus oświecenie przez Ducha Świętego. Musimy znowu mówić o tajemnicy mądrości z wysoka. Jeśli zaczniemy na nowo głosić tę ważną prawdę, wtedy poczujemy w naszej zastygłej, duszącej się ortodoksji świeże tchnienie Boga.
„Boży
podbój” z rozdziału – Oświecenie Duchem
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Poza Duchem prawda nie istnieje
Doktryna
o ograniczoności ludzkiego rozumu i potrzebie boskiego oświecenia znajduje
swoje całkowite rozwinięcie w Nowym Testamencie. Dlatego też nie ma niczego, co
by dziwiło bardziej niż nasze błędne poglądy w tej sprawie. Chrześcijańscy
fundamentaliści odnosili się z rezerwą do liberalnych chrześcijan, mając ciche
poczucie wyższości, i sami popełnili błąd dosłownego odczytywania Pisma, co
jest po prostu prawowiernością bez Ducha Świętego. Wśród konserwatywnych
chrześcijan znajdziemy osoby, które były nauczane Biblii, ale ich nauczycielem
nie był Duch Święty. Tacy wierzący myślą, że ludzki umysł może pojąć prawdę; że
człowiek trzymający się fundamentów wiary chrześcijańskiej posiądzie Bożą
prawdę. Tak jednak nie jest.
Poza
Duchem prawda nie istnieje. Najgenialniejszy umysł skonfrontowany z tajemnicami
Boga okaże się bardzo ograniczony. Aby człowiek mógł zrozumieć objawioną
prawdę, konieczne jest Boże działanie równe temu, które wcześniej natchnęło
słowa Biblii. „Co by... nie było dane z nieba.” Tutaj widzimy drugą stronę
prawdy, a też nadzieję dla wszystkich, gdyż słowa te z całą pewnością
oznaczają, że istnieje dar wiedzy przychodzący z nieba. Chrystus polecił Swoim
uczniom, żeby oczekiwali przyjścia Ducha Prawdy, który nauczy ich wszystkiego.
Z chwilą gdy św. Piotr rozpoznał w Jezusie Zbawiciela - Ten nazwał to
bezpośrednim objawieniem pochodzącym od Ojca. W jednej ze Swoich modlitw
Chrystus powiedział: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te
rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.” Nasz Pan, mówiąc
„mądrzy i roztropni”, nie miał na myśli filozofów greckich, lecz Żydów
studiujących Pismo oraz nauczycieli Prawa. Myśl o nieprzydatności rozumu
ludzkiego jako organu służącego do poznawania Boga została rozwinięta w listach
św. Pawła. Apostoł ten otwarcie wyklucza przydatność naturalnych zdolności w
poznawaniu Boskiej prawdy i pozostawia nas całkowicie bezradnych i zdanych
wyłącznie na wewnętrzne działanie Ducha. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie
słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował
Bóg tym, którzy Go miłują. Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika
wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie,
jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna
nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który
jest z Boga, dla poznania darów Bożych.” Przytoczony fragment pochodzi z
Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian i nie jest wyjęty z kontekstu, nie
został też przytoczony w miejscu, które mogłoby zmienić jego znaczenie. Tak
naprawdę wyraża on prawdziwą naturę duchowej filozofii św. Pawła i całkowicie
zgadza się z resztą listu. Ja dodam jeszcze, że zgadza się z resztą pism tego
apostoła zachowanych dla nas w Nowym Testamencie. Tak więc typ teologii
racjonalistycznej, tak bardzo dziś popularnej, był całkiem obcy umysłowi
wielkiego apostoła. Święty Paweł nie wierzył w możliwość pojęcia prawdy przez
człowieka bez bezpośredniego oświecenia przez Ducha Świętego.
Użyłem
tutaj słowa racjonalizm - więc albo muszę się z niego wycofać, albo powinienem
wyjaśnić jego użycie w powiązaniu z prawowiernością. Myślę, że z łatwością mogę
uczynić to drugie. Dosłowne odczytywanie Pisma, mające miejsce w naszych
czasach, opiera się na tej samej przesłance, co dawny racjonalizm. Racjonalizm
głosił, że umysł ludzki posiada najwyższe prawo do osądzania prawdy. Mówiąc
inaczej jest to pokładanie ufności w zdolność ludzkiego umysłu, twierdzenie, że
jest on w stanie czynić coś, czemu przeczy Biblia. To właśnie Biblia oświadcza,
ze umysł ludzki nigdy nie został powołany do czynienia tych rzeczy, a w
konsekwencji jest do tego absolutnie niezdolny. Racjonalizm filozoficzny jest
na tyle szczery, iż otwarcie odrzuca Biblię. Racjonalizm teologiczny również ją
odrzuca, udając jednak, że przyjmuje jej autorytet, sam jednak tego nie
dostrzega.
Ziarno
prawdy ma ten sam kształt co otaczająca go skorupa. Umysł może sięgnąć skorupy,
lecz tylko Boży Duch daje poznanie ziarna. Nasz wielki błąd polega na tym, że
zaufaliśmy „skorupie” i uwierzyliśmy w słuszność naszej wiary na podstawie
zdolności wyjaśniania zewnętrznej prawdy - skorupy, którą znajdujemy w literze
Słowa. Chrześcijański fundamentalizm obumiera powoli właśnie z powodu tego
śmiertelnego błędu. Zapomnieliśmy, że treść prawdy duchowej nie przyjdzie do
człowieka, który zna tylko jej zewnętrzną powłokę, gdyż możliwe jest to tylko
wtedy, gdy Duch dokona w sercu człowieka cudownej przemiany. Bardzo brakuje
dzisiejszemu Kościołowi cichego brzmienia duchowej rozkoszy, która zawsze
towarzyszy oświeconej Duchem prawdzie. Jakże sporadyczne i niewyraźne są
krótkotrwałe przebłyski z Niebiańskiej Krainy; z trudnością można rozpoznać
zapach „Róży Saronu obsypanej rosą”. W rezultacie zostaliśmy zmuszeni do
szukania radości gdzie indziej. Znajdujemy ją w wątpliwym artyzmie nawróconych
śpiewaków operowych lub w brzęczących melodiach w dziwnej aranżacji. Usiłowaliśmy
zapewnić sobie duchowe przyjemności przez oddziaływanie na cielesne emocje i
przez pobudzanie sztucznych uczuć za pomocą całkiem cielesnych środków. Końcowy
efekt tych wszystkich usiłowań jest żałosny.
„Boży
podbój” z rozdziału – Oświecenie Duchem
piątek, 18 stycznia 2013
Co by... nie było dane z nieba
„Człowiek nie może
otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba.” Ew. Jana 3:27
W tym krótkim zdaniu widać nadzieję i rozpacz ludzkości. „Człowiek nie może
otrzymać niczego.” Z kontekstu wynika, że Św. Jan mówi o prawdzie duchowej.
Mówi nam, że istnieje rodzaj prawdy, której intelekt nigdy nie będzie w stanie
uchwycić, gdyż działa on w świecie idei, zaś treścią tej prawdy nie jest idea,
lecz życie. Boża prawda jest w swej naturze duchowa i z tego też tylko względu
może zostać przekazana wyłącznie na drodze duchowego objawienia. „Co by... nie
było dane z nieba.”
Apostoł Jan nie
podaje tutaj nowej doktryny, lecz rozwija prawdę nauczaną już w Starym
Testamencie. Na przykład u proroka Izajasza czytamy: „Bo myśli moje nie są
myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa
górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad
myślami waszymi”. Może czytelnicy rozumieli ten fragment jako wyższość Bożych
myśli nad ludzkimi, przy jednoczesnym ich podobieństwie, co też odnosi się do
wyższości Jego dróg w porównaniu z naszymi. Taka interpretacja także byłaby
słuszna, gdyż w końcu Bóg jest Osobą o nieskończonej mądrości i nieograniczonej
mocy. Jan jednak mówi wyraźnie, że Boże myśli są nie tylko większe od naszych w
sensie ilościowym, ale również jakościowo są całkowicie różne od naszych. Boże
myśli należą do duchowego świata, ludzkie zaś do świata intelektu. Duch jest w
stanie opanować intelekt, lecz ludzki intelekt nigdy nie pojmie ducha. Ludzkie
myśli nie są w stanie dorównać Bożym myślom. „Jakże niezbadane są Jego wyroki i
nie do wyśledzenia Jego drogi!”
Bóg stworzył
człowieka na Swój obraz i w jego wnętrzu umieścił organ służący do poznawania
rzeczy duchowych. Organ ten umarł z chwilą, gdy człowiek zgrzeszył. „Umarli w
grzechach” nie jest opisem śmierci ciała lub intelektu, lecz stwierdzeniem
śmierci organu poznawania Boga - duszy ludzkiej. Teraz ludzie zmuszeni są
polegać na innym organie, mającym o wiele mniejsze możliwości, nie
przystosowanym do tego celu. Oczywiście mam tu na myśli umysł ludzki, będący
siedzibą rozumu i pojmowania.
Człowiek nie jest
w stanie poznać Boga rozumem; gdyż organ ten może co najwyżej doprowadzić
człowieka do uznania faktu istnienia Boga. Światło rozumu może dopomóc w
odkryciu pewnych ważnych faktów dotyczących Stwórcy. „To bowiem, co o Bogu
można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od
stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz
bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się
wymówić od winy.” Moralność człowieka może zostać oświecona światłem natury,
jednak głębsze tajemnice Boże pozostaną przed nim ukryte do czasu przyjęcia
oświecenia z góry. „Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego
Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może poznać, bo tylko duchem można to
rozsądzić.” Gdy Duch oświeci serce, wówczas ta część człowieka, która nigdy
wcześniej nie widziała, zaczyna widzieć, a ta, która nigdy nie znała - zaczyna
poznawać i to takim rodzajem poznania, którego najprzenikliwszy myśliciel nie
jest w stanie osiągnąć. Człowiek rozumie odtąd w sposób głęboki i
autorytatywny, nie potrzebuje żadnych racjonalnych dowodów, gdyż jego poznanie
jest natychmiastowe, doskonale przekonujące i satysfakcjonujące.
„Człowiek nie
może otrzymać niczego.” Na to właśnie Biblia kładzie nacisk. Człowiek może
bardzo cenić wielkie możliwości ludzkiego rozumu, lecz Bóg nie przykłada do
niego większej wagi. „Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co
doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata?” Rozum ludzki jest
instrumentem doskonałym i użytecznym, gdy jest zastosowany w dziedzinach dla
niego przeznaczonych. Rozum jest darem Bożym i Bóg bez wahania odwołuje się do
niego, wołając do Izraela: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie!” Niezdolność i
nieprzystosowanie ludzkiego rozumu, jako organu umożliwiającego poznanie Boga,
nie wypływa z jego słabości, lecz z jego naturalnego nieprzystosowania do
spełnienia tegoż zadania, ponieważ nie został dany jako organ służący
poznawaniu Boga.
„Boży
podbój” z rozdziału – Oświecenie Duchem
Książka
AW Tozera “Boży podbój” jest praktycznie niedostępna. Według wydawców nakład
jest już wyczerpany i nie planują dodruku. W związku z tym zwróciłem się do
wydawnictwa Vocatio z prośbą o pozwolenie umieszczenia
obszernych fragmentów na moim blogu. Pozwolenie uzyskałem i dzięki uprzejmości
Wydawnictwa Vocatio możemy
zapoznać się z tą kolejną cenną pozycją A.W. Tozera. Za pozwolenie uprzejmie
dziękuję.
wtorek, 15 stycznia 2013
Duch jest jak Chrystus
Na
pełne szacunku pytanie: „Jaki jest Bóg?” właściwa odpowiedź zawsze będzie
brzmiała: Bóg ,jest ,jak Chrystus”. Gdyż Chrystus jest Bogiem i ten właśnie
Człowiek, który chodził pomiędzy ludźmi w Palestynie, był Bogiem, który zachowywał
się jak Bóg w sytuacjach, które przeznaczyło dla Niego Wcielenie. Na pytanie:
„Jaki jest Duch?” zawsze jest tylko jedna odpowiedź:
„Duch
jest jak Chrystus”, ponieważ Duch jest bytem i Ojca, i Syna. Uczucia, które
mamy względem Chrystusa i naszego niebiańskiego Ojca, powinniśmy również
odczuwać względem Ducha, który od Ojca i Syna pochodzi. Duch Święty jest Duchem
życia, światła i miłości. W Swojej nieogarniętej naturze jest bezgranicznym
morzem ognia, płynącym i nieustannie się poruszającym, a w każdym Jego poruszeniu
dokonują się odwieczne Boże zamiary. Wobec natury Duch wykonuje osobne dzieło, wobec
świata jeszcze inne, i wobec Kościoła też inne. Każdy Jego czyn jest zgodny z
wolą Trójjedynego Boga. Duch nigdy nie działa po wpływem impulsu lub
nieprzemyślanej decyzji. Skoro jest Duchem Ojca, to żywi te same Ojcowskie
uczucia wobec Swojego ludu. Dlatego nie powinniśmy czuć się obco znajdując się
w Jego obecności. Duch będzie zawsze działał jak Jezus: wobec grzeszników
będzie przepełniony współczuciem, wobec świętych będzie okazywał gorącą miłość,
wobec ludzkiego cierpienia okaże najczulsze współczucie i najcieplejsze
uczucia.
Nadszedł
czas naszego upamiętania, gdyż zgrzeszyliśmy wiele i ciężko przeciwko błogosławionej
Trzeciej Osobie. Gorzko i wrogo traktowaliśmy Go w domu Jego przyjaciół. Ukrzyżowaliśmy
Go we własnej świątyni, podobnie jak Żydzi ukrzyżowali Odwiecznego Syna na wzgórzu
Jerozolimy. Gwoździe, jakich użyliśmy, nie były z żelaza, lecz z materiału
doskonałego i cennego, z którego zbudowane jest ludzkie życie. Z naszych serc
wyjęliśmy przetopiony metal woli, uczuć i myśli, i z nich ukuliśmy gwoździe
podejrzliwości, buntu i nieposzanowania. Nasze niegodne myśli o Jego Osobie i
nieprzyjazne postawy wobec Niego przez niezliczone dni sprawiały Mu smutek i tłumiły
Jego ogień. Zmiana tych czynów i postaw będzie jedynym prawdziwym, możliwym do
zaakceptowania nawróceniem. Nawet tysiąc lat wyrzutów sumienia z powodu złych
uczynków nie spodoba się Bogu tak bardzo, jak zmiana naszego zachowania i
przemienione życie. „Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy
swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga
naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu.”
Najlepiej
odpokutujemy nasze zaniedbania, jeśli zaczniemy szanować Ducha Świętego. Zacznijmy
myśleć o Nim jak o kimś, kogo należy czcić i komu należy być posłusznym. Otwórzmy
na oścież wszystkie drzwi i zaprośmy Go. Poddajmy Mu każde pomieszczenie
świątyni naszego serca i nakłaniajmy Go, aby wszedł i przejął władzę jako Pan i
Mistrz w swym własnym domu. Nie zapominajmy, że słodkie Imię Jezus ma niezmienną
moc przyciągania Jego Obecności, tak jak pszczoły są pociągane zapachem koniczyny.
Tam, gdzie szanuje się Chrystusa, tam Duch z pewnością będzie się czuł witany z
radością. Tam, gdzie Chrystus jest uwielbiany, tam Duch będzie nieskrępowany,
tam będzie się podobało i będzie się czuł jak w domu.
„Boży
podbój” z rozdziału - Zapomniany
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela
Stajemy
tutaj przed metafizycznym problemem, którego ani nie można uniknąć, ani
rozwiązać. W jaki sposób jedna osobowość może wejść w drugą? Szczera odpowiedź
będzie po prostu brzmiała: nie wiemy. Ale można się postarać zrozumieć to
dzięki prostemu porównaniu, zapożyczonemu od pisarza chrześcijańskiego tworzącego
przed kilkoma wiekami. Wkładamy kawałek żelaza do paleniska i rozpalamy węgiel.
Na początku mamy do czynienia z dwiema różnymi substancjami: żelazem i węglem.
Wkładając żelazo do ognia osiągamy przenikanie żelaza przez ogień. Wkrótce po
włożeniu ogień zaczyna przenikać żelazo, i jest już nie tylko żelazo w ogniu,
ale i ogień w żelazie. Obydwie substancje są różne, lecz połączyły się tak
ściśle i przeniknęły tak głęboko, że osiągnęły całkowite zespolenie.
W
podobny sposób Duch Święty przenika naszego ducha. Przez cały czas
doświadczania tego pozostajemy tą samą osobą. Nie dochodzi do naruszenia czy
zmiany osobowości. Każdy pozostaje oddzielną istotą, tak jak przedtem. Różnica
jednak polega na tym, że Duch nas teraz przenika i wypełnia naszą osobowość, a dzięki
temu doświadczamy jedności z Bogiem. Jak powinniśmy myśleć o Duchu? Biblia oświadcza,
że Duch jest Bogiem. Wszystkie atrybuty posiadane przez Boga przypisane są
również Duchowi. Tym wszystkim, czym jest Bóg, jest również Duch Święty - uczy
Biblia. Duch Boży stanowi jedność z Bogiem i jest równy Bogu, podobnie jak duch
ludzki stanowi jedność z człowiekiem i jest równy człowiekowi. Jest to prawda
obecna w każdym miejscu Pisma, tak więc powstrzymamy się tutaj przed
przytaczaniem poszczególnych wersetów. Nawet najbardziej przypadkowy czytelnik
jest w stanie odkryć to sam.
Kościół
formułujący zasady wiary odważnie zapisał swoją wiarę w Bóstwo Ducha Świętego. Wyznanie
Apostolskie daje świadectwo wiary w Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nie czyniąc między
nimi Trzema żadnej różnicy. Ojcowie Kościoła, którzy zostawili nam Nicejskie
Wyznanie Wiary, w przepięknym fragmencie zaświadczyli o swojej wierze w Bóstwo
Ducha:
Wierzę
w Ducha Świętego,
Pana i
Ożywiciela,
Który
od Ojca i Syna pochodzi.
Który z
Ojcem i Synem
wspólnie
odbiera uwielbienie i chwałę.
Konflikty
z powodu arian, do jakich doszło w IV wieku, doprowadziły ojców Kościoła do przedstawienia
swojej wiary z jeszcze większą jasnością. Pomiędzy ważnymi pismami tamtych czasów
znajduje się credo Atanazego. Nie jest istotne, kto je zapisał. Powstało ono
jako próba przekazania nauczania Biblii o naturze Boga za pomocą możliwie
niewielu słów. I rzeczywiście zostało ono zapisane z takim zrozumieniem i
precyzją, jakich trudno by szukać w dziełach literatury światowej. Oto kilka
fragmentów odnoszących się do Bóstwa Ducha Świętego:
Inna
jest bowiem osoba Ojca, inna Syna, inna Ducha Świętego, lecz Ojca, Syna i Ducha
Świętego jedno jest Bóstwo, równa chwała, współwieczny majestat. I nic w tej
Trójcy nie jest wcześniejsze lub późniejsze, nic większe lub mniejsze, lecz
Trzy Osoby w całości są tak samo wieczne i zupełnie równe, tak iż we wszystkim -
jak już wyżej wypowiedziano - trzeba czcić i jedność w Trójcy, i Trójcę w
jedności.
Kościół
w swoich świętych hymnach uznawał Bóstwo Ducha, a w swoich natchnionych
pieśniach radośnie Mu się poddawał. Niektóre z naszych hymnów do Ducha tak nam
spowszedniały, że gubimy ich prawdziwe znaczenie. Takim hymnem jest wzniosły „Holy
Ghost, With Light Divie” lub bardziej współczesny „Breathe on Me, Breath of God”,
jak też wiele innych. Tak często były one śpiewane przez osoby, które osobiście
nie doświadczyły ich treści, że dla większości zatraciły swoje znaczenie.
(…) Wierzę,
że z chwilą, gdy powróci do nas moc Ducha, otworzą się na nowo źródła pieśni
dawno zapomnianych. Pieśni nigdy nie sprowadzą Ducha Świętego, ale Duch Święty
niezmiennie sprowadza ze sobą pieśni. Chrześcijańska doktryna o Duchu Świętym uczy,
że jest On Bogiem przebywającym pomiędzy nami. Duch nie jest tylko posłańcem Bożym,
ale sam jest Bogiem. Jest Bogiem, który ma społeczność ze Swoimi stworzeniami,
sprawiając w nich zbawcze i odnawiające dzieło.
Osoby
Trójcy Świętej nigdy nie działają osobno. Nie ośmielamy się też tak o nich
myśleć, aby nie „rozdzielać Jedności”. Każdy czyn Boży dokonany jest przez
wszystkie Trzy Osoby. Gdziekolwiek Bóg jest obecny w jednej Osobie, tam są
obecne dwie pozostałe Osoby. Tam gdzie jest Duch, tam są również Ojciec i Syn. „Przyjdziemy
do niego, i będziemy u niego przebywać.” Dla dokonania jakiegoś konkretnego dzieła
jedna z Osób może być chwilowo bardziej widoczna od pozostałych, lecz nigdy nie
działa w pojedynkę. Bóg, jeśli w ogóle jest obecny, przychodzi we wszystkich
Osobach.
„Boży
podbój” z rozdziału - Zapomniany
piątek, 11 stycznia 2013
Człowiek może umrzeć z głodu wiedząc wszystko o chlebie
Myśli
przeciętnego członka Kościoła o Duchu są tak niejasne, jakby w ogóle ich nie
było. Jeżeli taki chrześcijanin zastanowi się przez chwilę, wówczas zapewne
wyobrazi sobie Ducha jako jakąś mglistą substancję, podobną do niewidzialnego
obłoczka, obecną w kościele, a też unoszącą się nad dobrymi ludźmi w godzinie
ich śmierci. Szczerze mówiąc, taki chrześcijanin nie wierzy nawet w te rzeczy,
bardzo jednak chce w coś wierzyć. Nie czując się na siłach, by zbadać całą prawdę
w świetle Pisma, idzie na kompromis i stara się usunąć wiarę w Ducha Świętego z
centrum swojego życia, nie dopuszczając do jakichkolwiek praktycznych zmian w
swojej osobie. Ten przykład opisuje myślenie zadziwiająco wielu szczerych
ludzi, którzy z głębi serca pragną być chrześcijanami.
(…) Doświadczanie
mocy Ducha w życiu osobistym jest rzeczą pierwszorzędną. Najważniejsze, abyśmy
doświadczyli tej rzeczywistości w sposób jak najprostszy i najbardziej
bezpośredni. Dziecko może jeść odżywki, nie wiedząc nic o chemii czy dietetyce.
Chłopiec ze wsi może rozkoszować się miłością, nigdy nie słysząc o Zygmuncie
Freudzie. Poznanie przez zawarcie znajomości jest zawsze lepsze od poznania
przez przeczytanie opisu. Ten pierwszy rodzaj poznania ani nie zakłada, ani nie
wymaga drugiego.
W
religii, jeszcze bardziej niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie ludzkiego
doświadczenia, konieczne jest przeprowadzenie wyraźnego oddzielenia wiedzieć od
znać. Różnica ta jest w istocie podobna do istniejącej między wiedzą o jedzeniu
a jedzeniem. Człowiek może umrzeć z głodu wiedząc wszystko o chlebie, tak samo
może pozostać duchowo martwy, znając przy tym wszystkie historyczne fakty dotyczące
chrześcijaństwa. „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego
prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.” Wystarczy,
abyśmy zmienili jedno malutkie słówko w tym wersecie, a dostrzeżemy ogromną
różnicę pomiędzy wiedzą a poznaniem. „A to jest życie wieczne, aby wiedzieli o
Tobie, jedynym prawdziwym Bogu, oraz o Tym, którego posłałeś, Jezusie Chrystusie.”
Jedno małe słowo zamienia życie w śmierć, dlatego że wchodzi w sam korzeń
wersetu i zmienia radykalnie jego teologię.
Mówiąc
to wszystko, doceniamy znaczenie wiedzy. Jej wartość polega na pobudzaniu w nas
pragnienia do rzeczywistego doświadczania tego, o czym wiemy. I w ten sposób
poznanie dzięki opisowi może doprowadzić do poznania dzięki osobistemu
spotkaniu. Muszę jednak powiedzieć, że nie zawsze tak jest. Dlatego też nie
wyciągajmy wniosku, że skoro uczymy się o Duchu, to już Go poznaliśmy. Poznanie
Ducha Świętego dzieje się tylko przez osobiste spotkanie z Nim samym. Jak
powinniśmy myśleć o Duchu? Bardzo dużo można się o Nim dowiedzieć studiując
znaczenie słowa duch. Duch oznacza istnienie na poziomie ponad i poza poziomem
materii; oznacza życie istniejące w inny sposób. Duch jest substancją, która
nie ma ciężaru, objętości i nie można określić jej położenia. Te cechy należą
do świata materii, lecz nie mają żadnego zastosowania wobec ducha. A jednak
duch jest prawdziwym bytem i obiektywnie istnieje. Jeżeli trudno jest ci
wyobrazić to sobie, porzuć te próby. W najlepszym wypadku będą to tylko nieudolne
wysiłki umysłu pochwycenia prawdy, będącej poza zasięgiem jego możliwości. Nie
stanie się nic złego, jeśli będziemy myśleć o Duchu nadając mu znane nam formy
materialne, a wszystko to z powodu naszych ograniczeń intelektualnych.
Jak
powinniśmy myśleć o Duchu? Biblia i teologia chrześcijańska uczą nas zgodnie,
że jest On Osobą obdarzoną każdą cechą przypisywaną istocie osobowej, a więc:
emocjami, intelektem i wolą. Duch wie, Duch chce, Duch kocha, czuje sympatię,
antypatię i współczucie. Duch myśli, widzi, słyszy, mówi i czyni wszystko, do
czego zdolna jest każda osoba. Duch Święty posiada jeszcze jedną cechę, która
ma ogromne znaczenie dla każdego poszukującego serca: przenikliwość lub
zdolność penetracji. Duch przenika materię, na przykład ludzkie ciało, przenika
ludzki umysł, może przenikać innego ducha, na przykład ducha ludzkiego. Duch może
całkowicie przeniknąć i połączyć się z duchem ludzkim. Duch może wtargnąć do
ludzkiego serca i uczynić w nim miejsce dla siebie, bez wyrzucania
czegokolwiek, co by należało do ludzkiej natury. Osobowość człowieka pozostanie
nie zmieniona. Jednak zło moralne będzie musiało się usunąć.
„Boży
podbój” z rozdziału - Zapomniany
środa, 9 stycznia 2013
Duch Święty czeka na postawienie akcentu
Chrześcijańscy
liberałowie popełnili tragiczny błąd nie doceniając bądź odrzucając bóstwo Chrystusa,
a tym samym zostawili sobie jakiegoś Chrystusa - niedoskonałego, którego śmierć
była tylko męczeństwem, a zmartwychwstanie mitem. Naśladujący wyłącznie
Zbawiciela - dzieło człowieka, tak naprawdę żadnego Zbawiciela nie naśladują, a
jedynie jakiś ideał, który nie może nic uczynić ponad wyśmianie ich słabości i
grzechów. Jeżeli Syn Marii nie był Synem Boga, tak jak żaden człowiek nie
mógłby być, to dla rasy ludzkiej nie ma jakiejkolwiek nadziei. Jeżeli Ten, który
nazwał Siebie Światłością świata, był zaledwie tlącą się pochodnią, to ciemność
spowijająca ziemię pozostanie tu na zawsze. Niektórzy pseudoprzywódcy
chrześcijańscy wzruszą ramionami, lecz tym wzruszeniem ramion nie pozbędą się
spoczywającej na nich odpowiedzialności za dusze będące pod ich opieką. Będą
musieli zdać sprawę przed Bogiem za szkody wyrządzone tym wszystkim, którzy im
zaufali, czyniąc ich swoimi duchowymi przewodnikami.
Liberalni
chrześcijanie popełnili karygodny czyn zapierając się bóstwa Chrystusa, lecz
my, którzy szczycimy się prawowiernością, nie powinniśmy dopuścić, aby
oburzenie przesłoniło nam własne braki. Z pewnością ich błąd nie jest dla nas
okazją do składania sobie gratulacji, gdyż w ostatnich latach popełniliśmy
równie poważną religijną pomyłkę, która może być przyrównana do ich błędu.
Nasze niedociągnięcie (czy może powinniśmy nazwać to uczciwie grzechem?)
polegało na zlekceważeniu doktryny o Duchu do takiego stopnia, że właściwie odmówiliśmy
należnego Mu miejsca w Trójcy. Nie było to wynikiem otwartej wypowiedzi doktrynalnej,
gdyż w kwestii naszych oświadczeń doktrynalnych mocno opieramy się na Biblii. Nasza
teoria jest zdrowa, lecz dochodzi do załamania, gdy przechodzimy do praktyki.
Nie
jest to jakaś drobna różnica. Praktyczną wartość każdej doktryny można wykazać
analizując, czy znajduje odbicie w naszych myślach i czy zmienia nasze życie.
Po zastosowaniu tego testu widać, że wyznawana przez Kościoły ewangeliczne
doktryna o Duchu Świętym nie posiada w sobie żadnej praktycznej wartości. W
większości Kościołów chrześcijańskich Duch pomijany jest prawie całkowicie. Nikt
prawie nie zwraca uwagi na to, czy Duch jest obecny, czy też Go nie ma. Jedynie
doksologia i końcowe błogosławieństwo posiadają krótkie wzmianki dotyczące Jego
Osoby. Ignorujemy Go tak całkowicie, że właściwie tylko przez grzeczność można
nas nazwać wyznawcami Trójcy. Chrześcijańska doktryna o Trójcy Świętej odważnie
stwierdza równość Trzech Osób Boskich, jak i prawo Ducha Świętego do bycia
czczonym i wielbionym. To jest trynitarianizm. Wszystko, co choćby w niewielkim
stopniu zniekształca tę naukę, w tym samym stopniu przestaje być
trynitarianizmem.
Zaniedbanie
przez nas doktryny o błogosławionej Trójcy miało i ma poważne konsekwencje.
Doktryna jest niczym dynamit. Doktryna zaś musi znaleźć ujście. Dzieje się to
poprzez akcentowanie i uwydatnienie jej w sposób umożliwiający zdetonowanie
umieszczonego w niej ładunku mocy. Jeżeli tego nie uczynimy, wtedy doktryna
taka będzie spokojnie leżeć na uboczu naszego umysłu, pozostawiając
niezmienione całe życie. Nauka o Duchu Świętym jest ukrytym dynamitem. Jego moc
czeka na Kościół, aby ją odkrył i użył. Moc Ducha Świętego nie zostanie
udzielona w wyniku jakiejś cichutkiej zgody na natchnioną prawdę o Nim. Duch
Święty nie troszczy się o to, czy w naszych wyznaniach wiary lub na ostatniej
stronie śpiewników piszemy o Nim. Duch Święty czeka na postawienie akcentu. Gdy
wkroczy do myślenia nauczycieli, wówczas zaspokoi oczekiwania słuchaczy. Z chwilą
gdy Duch Święty przestanie być traktowany jak dodatek, a zacznie być
fundamentem, wtedy Jego moc na nowo uwidoczni się pomiędzy ludźmi nazywającymi
siebie chrześcijanami.
„Boży
podbój” z rozdziału - Zapomniany
wtorek, 8 stycznia 2013
Indeks książek AW Tozera wydanych w języku angielskim
W języku angielskim zostało wydanych bardzo wiele książek i publikacji autorstwa AW Tozera. Chcę zachęcić osoby indywidualne i wydawnictwa chrześcijańskie do tłumaczenia i wydawania, również w wersji elektronicznej tego bogactwa myśli, jakie na dzisiaj nie jest dostępne w języku polskim.
Na podanej poniżej stronie internetowej znajduje się kompletny indeks książek AW Tozera, wydanych w języku angielskim, zachęcam do odwiedzenia tej strony.
http://www.awtozer.com/book_list/index.html
Na podanej poniżej stronie internetowej znajduje się kompletny indeks książek AW Tozera, wydanych w języku angielskim, zachęcam do odwiedzenia tej strony.
http://www.awtozer.com/book_list/index.html
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Krzyż popularnego ewangelikalizmu nie jest krzyżem Nowego Testamentu
„Co zaś do mnie, niech mnie Bóg
uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego
Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata”
Gal 4:16
Mając przed oczyma moje liczne niedoskonałości,
chciałbym myśleć i mówić łaskawie o tych wszystkich, którzy przyozdabiają się w
szlachetne Imię, od którego pochodzi nazywa, którą sobie przypisujemy:
chrześcijanin. Ale jeśli dobrze pojmuję, co krzyż popularnego ewangelikalizmu
nie jest krzyżem Nowego Testamentu. Można by go raczej nazwać nową i lśniącą
ozdobą na piersi pewnego siebie i cielesnego chrześcijaństwa, którego ręce
należą do Abla, ale głos jest głosem Kaina. Stary krzyż zabijał ludzi; nowy
ludzi zabawia. Stary krzyż niweczył wszelką pokładaną w ciele ufność; nowy tę
ufność podsyca. Stary krzyż sprowadzał łzy i krew; nowy przynosi śmiech. Ciało uśmiechając
się w poczuciu pewności głosi krzyż i opiewa go w pieśniach, kłania się przed
nim i wskazuje na niego, starannie stopniując napięcie słów - ale nie chce na
tym krzyżu umrzeć i uparcie odmawia znoszenia jego hańby.
Dobrze wiem, że można przedstawić wiele ważkich
argumentów potwierdzających naukę nowego krzyża. Przecież nowy krzyż ma swoich
nawróconych oraz wielu naśladowców, a jego zwiastowanie to sukces mający
odbicie w wielkich liczbach. Czyż nie powinniśmy się przystosować do
zmieniających się czasów? Czy nie słyszeliśmy motta: „Nowe czasy, nowe drogi”?
Któż będzie dzisiaj zainteresowany jakimś mrocznym mistycyzmem, sprowadzającym na
siebie karę krzyża i sławiącym cnotę unikania rozgłosu oraz pokorę jako
wartości godne praktykowania we współczesnym chrześcijaństwie? Oto właśnie te
argumenty, a jest też wiele innych, może jeszcze bardziej nonszalanckich, które
się wypowiada dla nadania pozoru mądrości pustemu i pozbawionemu znaczenia
krzyżowi popularnego chrześcijaństwa.
Bez wątpienia jest wielu, którzy dostrzegają tragedię
naszych czasów. Dlaczego milczą, skoro ich świadectwo jest tak bardzo
potrzebne? W imieniu Chrystusa ludzie pozbawili krzyż Chrystusa sensu. Ludzie
wykonali złoty krzyż za pomocą dłuta i przed nim zasiedli, jedzą i piją, i
bawią się. W swojej ślepocie uznali dzieło własnych rąk za dzieło Bożej mocy.
Może największą potrzebą naszych czasów jest nadejście proroka, który cisnąłby
kamienne tablice u stóp góry i wezwał Kościół do pokuty albo na sąd.
(…) Możliwe, że jest wielu przytakujących naśladowców,
którzy się wycofają, nie będąc w stanie zaakceptować wszystkich konsekwencji,
jakie niesie ze sobą myśl o krzyżu. Są oni miłośnikami słońca i nie do
zniesienia wydaje się im myśl, aby ciągle mieszkać pośród cienia. Nie życzą
sobie mieszkać ze śmiercią ani żyć nieustannie w atmosferze umierania. Mają
zdrowy instynkt. Kościół przesadził ze scenami na łożach śmierci, cmentarzami i
pogrzebami. To z powodu stęchłego zapachu w kościołach, powolnego i uroczystego
kroku duchownych oraz ściszonego śpiewu chóru wielu ludzi przychodzi tu po to
tylko, aby oddać zmarłym ostatnią posługę. To wszystko zaś wpływa na
kształtowanie myślenia o religii - że należy się jej bać, więc poddajemy się
jej niczym poważnej operacji, której nie możemy uniknąć ze względu na zły stan
zdrowia. Wszystko to nie jest religią krzyża, ale jej rażącą parodią. Cmentarne
chrześcijaństwo, samo będąc bardzo odległe od doktryny krzyża, częściowo jest
odpowiedzialne za pojawienie się w dzisiejszych czasach krzyża nowego i
rozbawionego. Ludzie błagają o życie, a gdy się im powie, że życie przychodzi
przez krzyż, nie są w stanie zrozumieć, jak to jest możliwe, gdyż nauczyli się
kojarzyć krzyż z tablicami pamiątkowymi, z półmrokiem naw i bluszczem. Dlatego
odrzucają prawdziwe przesłanie krzyża, a wraz nim pozbawiają się jedynej
nadziei życia danej synom ludzkim.
(…) Życie, które idzie na krzyż i tam samo siebie
uśmierca, by powstać z Chrystusem, jest bogactwem niebiańskim i nieśmiertelnym.
Śmierć już nie ma nad nim mocy. Kto nie chce przynieść swego życia do krzyża,
podobny jest do człowieka, który chce oszukać śmierć. Ostatecznie utraci je
pomimo wszystkich swoich zmagań ze śmiercią. Człowiek, który bierze swój krzyż
i naśladuje Chrystusa, wkrótce zauważy, że idzie w kierunku przeciwnym do
grobu. Śmierć jest już za nim, przed nim zaś radosne i ciągle rozkwitające
życie. Dni takiego człowieka nie będzie charakteryzował kościelny mrok,
cmentarz, pusty ton, czarne szaty, które są tylko całunem spowijającym martwy
Kościół. Jego dni będą „radością niewymowną i pełną chwały”.
Prawdziwa wiara to coś więcej niż tylko obojętne
przytakiwanie. Prawdziwa wiara to miłosierne zaniesienie na krzyż przeklętego
życia Adama. A to znaczy, że uznajemy wydany przez Boga wyrok skazujący naszą
cielesność i dajemy Bogu prawo do zakończenia na krzyżu jej istnienia. Sami
uważamy się za ukrzyżowanych z Chrystusem i za powstałych do nowego życia. Tam,
gdzie istnieje taka wiara, Bóg zawsze będzie z nią współdziałał. Wtedy to
rozpoczyna się niebiański podbój naszego życia, będący dziełem Boga biorącego w
posiadanie naszą naturę przez gwałtowne, lecz pełne miłości wtargnięcie. Gdy
już pokona nasz opór, wówczas przewiązuje nas sznurami miłości i pociąga ku
Sobie. Wtedy my, „omdlali z widoku Jego piękna”, leżymy pokonani i dziękujemy
mu ciągle na nowo za ten błogosławiony podbój. Wtedy odbudowane zostaje nasze
zdrowie moralne, a my wznosimy oczy w górę błogosławiąc Boga Najwyższego. Potem
zaś idziemy dalej, aby pokonać to, przez co zostaliśmy wcześniej pokonani.
„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że
zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.
Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.”
Boży podbój -
Zwycięstwo przez klęskę
Subskrybuj:
Posty (Atom)