wtorek, 9 kwietnia 2013

Świętość przed szczęściem

Samolubne pragnienie szczęścia jest tak samo grzeszne jak jakiekolwiek inne samolubne pragnienie. Jego korzenie tkwią w ciele, które nigdy nie może ostać się przed Bogiem. „Dlatego zamysł ciała jest wrogi Bogu; nie poddaje się bowiem zakonowi Bożemu, bo też nie może” (Rzymian 8:7).

Ludzie starają się coraz częściej usprawiedliwić każdy rodzaj złego postępowania tym, że „po prostu starają się zapewnić sobie trochę szczęścia.” Zanim zgodzi się na małżeństwo, nowoczesna młoda dama może zapytać się bez ogródek czy ten człowiek „może uczynić mnie szczęśliwą,” czy też nie, zamiast bezinteresownie zastanowić się czy może dać szczęście swojemu Życiowemu partnerowi. Kolumny nieszczęśliwie zakochanych z gazet mokre są od łez osób rozczulających się nad sobą, które piszą by dowiedzieć się jak mogą „zabezpieczyć swoje szczęście.” Psychiatrzy w kraju obrastają w sadło dzięki zwiększającej się liczbie tych, którzy szukają profesjonalnej pomocy w swoim wszystko pochłaniającym poszukiwaniu szczęścia. Dosyć często popełnia się przestępstwa przeciwko osobom, które nie zrobiły nic gorszego prócz wystawienia na niebezpieczeństwo czyjegoś szczęścia.

To jest hedonistyczna filozofia starych greckich czasów, źle zrozumiana i zastosowana w codziennym życiu dwudziestego wieku. Niszczy ona całą szlachetność charakteru i czyni fajtłapami tych, którzy świadomie bądź nieświadomie przyjmują ją - ale stała się dosyć popularnym wyznaniem wielu ludzi. Rzadko ktokolwiek kwestionuje to, że urodziliśmy się po to aby być szczęśliwymi. Nikt nie próbuje udowodnić tego, że upadli ludzie mają jakieś moralne prawo do szczęścia, albo że na dłuższą metę lepiej być szczęśliwym. Prawie wszystkie popularne książki i sztuki zakładają, że osobiste szczęście jest słusznym końcem dramatycznej ludzkiej walki.

Teraz zasugeruję, że cała gorączkowa gonitwa za szczęściem jest złem tak pewnym jak gonitwa za pieniądzem, sławą czy sukcesem. Wypływa z olbrzymiego niezrozumienia samych siebie i naszego prawdziwego stanu moralnego. Człowiek, który naprawdę zna siebie samego, nigdy nie uwierzy w swoje prawo do bycia szczęśliwym. Przelotne spojrzenie jego serca otrzeźwi go natychmiast tak, że prawdopodobnie zwróci się przeciwko sobie i przyjmie Boży wyrok skierowany do niego jako sprawiedliwy. Nauka o nieodłącznym prawie człowieka do szczęścia jest anty-boska i anty-Chrystusowa i jej szerokie przyjęcie przez społeczeństwo mówi nam wiele o tymże społeczeństwie.

Rezultat tego nowoczesnego hedonizmu jest odczuwany również wśród ludu Bożego. Ewangelia jest zbyt często przedstawiana jako środek do szczęścia, do pokoju umysłu, czy bezpieczeństwa. Są nawet tacy, którzy używają Biblii dla „odprężenia się,” tak jakby była  narkotykiem. Jak bardzo błędne jest to wszystko okaże się szybko poprzez proste lecz uważne przeczytanie Nowego Testamentu. Nacisk tam nie jest położony na szczęście, ale na świętość. Bóg jest bardziej zainteresowany stanem ludzkich serc niż stanem ich uczuć. Niewątpliwie Boża wola przynosi ostateczne szczęście tym, którzy są posłuszni, ale najważniejszą rzeczą nie jest to jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, ale jak święci. żołnierz nie szuka szczęścia na polu; stara się raczej zakończyć walkę, wygrać wojnę i wrócić do domu, do swojej rodziny. Tam może cieszyć się w pełni, ale podczas wojny jego najpilniejszym zadaniem jest być dobrym Żołnierzem, spisywać się dzielnie jak mężczyzna, bez względu na to jak się czuje dziecinna pogoń za szczęściem może stać się prawdziwym sidłem. Ktoś może łatwo się oszukać przez kultywowanie religijnej radości bez towarzyszącego temu sprawiedliwego życia. żaden człowiek nie powinien pragnąć być szczęśliwym, jeżeli nie jest równocześnie świętym. Powinien starać się poznać i wykonywać Bożą wolę, pozostawiając Chrystusowi sprawę tego jak szczęśliwym będzie.

Mam propozycję dla tych, którzy biorą to wszystko poważnie: Zwróć się do Boga aby otrzymać zrozumienie. Powiedz Mu, że twoim pragnieniem jest być świętym za każdą cenę, a potem poproś Go, aby nigdy nie dał ci więcej szczęścia niż świętości. Kiedy twoja świętość zmatowieje, niech twoja radość będzie przyćmiona. I poproś Go, aby uczynił cię świętym bez względu na to czy jesteś szczęśliwy czy też nie. Bądź pewny, że na końcu będziesz tak samo szczęśliwy jak i święty, ale na razie niech twoją całą ambicją będzie służyć Bogu i być podobnym do Chrystusa. Jeżeli odważymy się zająć taką postawę, możemy spodziewać się poznania nowego stopnia wewnętrznego oczyszczenia. I, ponieważ Bóg jest tym Kim jest, bardziej niż prawdopodobnie poznamy nowy stopień szczęścia; ale szczęścia, które wypływa z bardziej intymnej społeczności z Bogiem; szczęścia, które jest podniosłe i niesamolubne, wolne od zanieczyszczeń ciała.

A.W. Tozer (1960)

źródło: „Światło życia” polska publikacja Searchlight.
tom 1, numer 4/ 1993

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz